4.1. Nie ma większego niebezpieczeństwa nad lekceważenie wroga

815 74 3
                                    

Z racji tego, że rozdział 4 jest dość spory, podzielę go na dwie części. Liczę, że się spodoba! I jeszcze bardzo dziękuję LilyEvansPotter1 za pierwszy komentarz i gwiazdkę. Dlatego ta część jest z dedykacją dla Ciebie! :)

To na pewno była dziewczyna! Rozpoznali to po krzyku. Był on dość głośny i na dodatek brzmiał, jakby ktoś wzywał pomocy. Nie zastanawiając się długo, obydwoje wstali i pobiegli za portret. Kiedy wybiegli z wieży ich oczom ukazał się niecodzienny widok.

- Jakie jest hasło, debilko?! – krzyknął bełkoczącym głosem blondyn. Złapał biedną, rudą dziewczynę za włosy, przy czym wyrwał jej dość pokaźną kępkę. Ta milczała jak zaklęta, wpatrywała się w swojego prześladowcę ze strachem i nienawiścią. Rayan warknął rozwścieczony i uderzył ją z całej siły w twarz. Zemdlała.

James nie mógł więcej na to patrzeć. W końcu, kto by mógł? Człowiek jest po to, aby pomagać drugiemu, kiedy tamten jest w potrzebie. Więc jak mógł się zachować facet, który widzi jak biją kobietę? No właśnie.

W tym momencie Rogacz całkowicie zapomniał o różdżce, zresztą Dawes także nawet jej nie wyjął. Zaczęli okładać się pięściami, a także kopać i gryźć.

Lily z początku nie wiedziała, co ma robić. Jednak ten czas szybko minął.

- Inarcerus! – krzyknęła i machnęła magicznym patykiem w stronę Rayana. Brązowe sznury oplątały jego ciało. Upadł na posadzkę i zaczął krzyczeć. – Silenco! – dodała po chwili. W końcu nie chcą pobudzić całej wieży, prawda?

Kiedy jedna sprawa była już załatwiona, szybko klęknęła nad Jamesem. Miał podbite oko, rozwalony nos, a także nie zdziwiłaby się, gdyby jego żebra były połamane. Machnęła parę razy różdżką, wnet jego siniaki zniknęły, a krew przestała lecieć. Żebra również się zrosły.

- Dziękuję – powiedział i uśmiechnął się lekko. Odwzajemniła uśmiech, jednak szybko zniknął jej z twarzy. Przypomniała sobie o dziewczynie, która była bardzo podobna do Lilki, a teraz aktualnie leżała nieprzytomna na posadzce. Szybko podbiegli do niej.

- Wezmę ją do Skrzydła Szpitalnego, a przy okazji zawiadomię kogoś, że on tutaj siedzi – oznajmił Potter, po czym wziął nieprzytomną na ręce.

- Dobrze – przytaknęła Lily. – Ja poczekam tu na ciebie i tak przy okazji sobie z nim pogadam – dodała po chwili myślenia i wskazała przelotnie ręką na Rayana.

- No, nie wiem – rzekł z nie przekonaniem James, jednak gdy zobaczył, że oczy dziewczyny wręcz go proszą, uległ. – Niech będzie. Przyjdę jak najszybciej mogę! – obiecał i pobiegł w stronę siódmego piętra.

Dziewczyna została sama ze swoim chłopakiem. Mimo to nawet się nim nie przejęła. Podeszła do okna i spojrzała na ciemne niebo. Uwielbiała patrzeć na nieboskłon, tym bardziej, kiedy było widać gwiazdy. Westchnęła i odwróciła się w stronę Dawesa.

Widziała go jak leży z zamkniętymi oczami. Od czasu do czasu mamrocze coś do siebie i ma dreszcze. W tym momencie Lily zrobiło się go żal. Niby to kretyn i dupek, ale nie umie patrzeć, jak ludzie cierpią. Tym bardziej, że kiedyś ich coś łączyło. Chyba...

- Wiesz, że teraz z nami koniec – powiedziała spokojnie i usiadła koło niego. Rayan otworzył oczy, które błyszczały pod wpływem alkoholu. Wybełkotał coś niezrozumiałego, ale usilnie wpatrywał się w Gryfonkę. Próbował się zaśmiać, ale z gardła wydobył się tylko charkot. – Co chciałeś od tej dziewczyny? – zapytała, coraz mocnej akcentując wyrazy.

- Słodka tajemnica, moja droga – powiedział dość normalnie. Na chwilę się wystraszyła, że wytrzeźwiał, rzucając na siebie zaklęcie, jednak moment później odsapnęła. Nie ma przecież różdżki przy sobie, a nawet gdyby miał, to i tak mieściła się ona w kieszeni. Nie zdołałby jej wyciągnąć tak szybko, kiedy ona ma swoją cały czas w pogotowiu.

Fortuna kołem się toczy || HP, Huncwoci ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz