9. Radość często bywa początkiem naszego bólu

690 55 1
                                    

Jakaś postać przechodziła właśnie przez ponure alejki Londynu. Osoba ta szła wolno, nie zważając, że może zostać przez kogoś nakryta. Po jego chodzie można by zauważyć, że był chłopakiem. Latarnie gasły w momencie, kiedy się koło nich znajdował, a księżyc i gwiazdy były schowane za chmurami, dzięki czemu wtapiał się w ciemność nocy. Światła w budynkach już dawno zostały zgaszone. I nawet koty, które zawsze nawiedzały tę dzielnicę, zapadły w sen.

Severus skręcił w lewo i przyśpieszył kroku. Do spotkana zostało tylko kilka chwil, a nie chciał się spóźnić. Wystarczyłoby tylko przyjść minutę po czasie, a już można było wić się z bólu pod wpływem klątwy Cruciatus. Na samą myśl, wzdrygnął się. Nadal przez kości przechodzą mu te okropne prądy, które wstrząsały nim w czasie tortury, a czuł się wtedy, jakby w jego ciało wbijano niewidzialne noże. Jedyną rzeczą, o którą marzysz w tamtym momencie, jest śmierć.

Z daleka zauważył puste boisko, na które nikt z porządnych obywateli nie przychodziłby. Na dodatek zostało na nie rzucone zaklęcie, polegające na tym, że kiedy jakiś mugol będzie wyglądał przez okno bądź spacerował, nie zobaczy nikogo, ani niczego ciekawego, tylko stare, zaśmiecone miejsce, do którego się nie podchodzi, oraz będzie go ono odpychać na samą myśl.

Snape wyczyścił swój umysł, żwawo ruszając w tamtym kierunku. Szybko założył na głowę maskę i zarzucił pelerynę. Teraz niczym nie wyróżniał się z tłumu ludzi tam będących.

Stanął koło innego zamaskowanego Śmierciożercy i zaczął wpatrywać się w środek koła, który utworzyli. Spojrzał na magiczny zegarek, po czym jęknął przeciągle. Na szczęście szybko się opanował, przecież zawsze uchodził za faceta bez uczuć i nie mógł zszargać swojej opinii, nie przy nich. Oprócz tego, zaraz on się zjawi, a chłopak nie chciał, żeby słyszał, że wydaje z siebie głosy protestu. Życie jest mu jeszcze miłe.

Wszystkich osób, znajdujących się w owym miejscu, było około dwudziestu. Każdy przyodziany został w stroje Śmierciożerców, więc nikt nie wyróżniał się z tłumu; byli tak podobni, a tak inni. Ludzie wpatrywali się w siebie z lękiem bądź odrazą. Nienawiść i wyższość, także były widoczne na niektórych twarzach. Jedyne, co ich łączyło, to więzy krwi albo Czarny Pan.

W pewnym momencie ciszę przerwały syknięcia, wydobywające się z ich krtani. Złapali się za ramię, a raczej wyryty na nim Mroczy Znak, który okropnie piekł. Jednak jak szybko się zaczęło, tak szybko się skończyło; ból minął natychmiast. Mimo to wszyscy wpatrywali się w niebo, na którym zawitała zielona czaszka, z której szczęki wypełzał wąż. Tym jadowitym gadem był oczywiście Lord Voldemort.

Bez żadnego hałasu stanął sztywno na podłożu boiska. Jego czerwone, szparowate oczy świeciły dziś nadzwyczaj groźnie. Linia nad brodą, przypominająca usta, zwęziła się jeszcze bardziej, tak, że nie było jej prawie widać. Wyciągnął przed siebie różdżkę i zaczął nią lekko wymachiwać. Śmierciożercy patrzyli raz na niego, a za drugim razem na jego magiczny patyk; a w ich tęczówkach zawsze pojawiał się lęk i strach.

- Witajcie, drodzy przyjaciele – powiedział zachrypniętym głosem. Jego wyraz twarzy nie ukazywał jednak niczego dobrego w przeciwieństwie do wypowiedzianych słów. Oczy cisnęły błyskawice i gdyby mógł trafić nimi w swoich poddanych, zginęliby na miejscu. – Myślałem, że wyraziłem się jasno? – spytał lodowatym tonem, który zabrzmiał niczym echo w uszach Śmierciożerców. – Jednak dla takich półgłówków jak wy, powinienem powtórzyć chyba ze trzy razy! – krzyknął. Teraz każdy z nich wziąłby nogi za pas i uciekł jak najdalej od tego miejsca i od Voldemorta.

Machnął różdżką, przez co wszystkie maski opadły na beton. Popatrzył po wszystkich i wolno podszedł do jedynej dziewczyny w gronie.

- Bellatrix – dodał z przekonaniem i wykrzywił usta, co miało oznaczać uśmiech. Czarnowłosa nie wiedziała czy może coś powiedzieć, czy nie. Pomimo miłości, którą darzyła Najwyższego, jak go nazywała, trochę się go przestraszyła. – Ty jako jedyna dobrze wykonałaś zadanie – rzekł spokojnie. Blackówna odsapnęła.

Fortuna kołem się toczy || HP, Huncwoci ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz