~ mistyczna
Lubię ten rozdział, szczególnie fragment z Regulusem. :) Ciekawa jestem Waszych opinii! Miłego (oby) czytania!
Po pięciu minutach znalazła się już w wieży, a następnie pędem przeszła Korytarzem Gargulca w stronę jego posągu. Chciała się na chwilę zatrzymać, odsapnąć, lecz sytuacja na to nie pozwalała.
– Toffinki-muffinki – wypowiedziała hasło.
Gargulec ruszył, a Lily wspięła się po schodach. Po zapukaniu do drzwi i głośnym „proszę", weszła do środka. Bez zwłoki podeszła do biurka dyrektora.
– Panno Evans, co cię do mnie...
– Voldemort zamierza zaatakować Azkaban – wydusiła, niegrzecznie przerywając wpół słowa.
Albus zmarszczył czoło.
– Kiedy?
– Dzisiaj. Może nawet teraz? – westchnęła Lily głęboko. – Wierzy mi pan, panie profesorze?
Dumbledore zerwał się na równe nogi, kompletnie ignorując dalsze słowa Evans. Wykonał różdżką parę dziwnych ruchów, które dziewczyna widziała pierwszy raz w życiu. Następnie naskrobał coś na małym pergaminie i podszedł do obrazu starszego pana w bródce.
– Drogi Brianie, zanieś proszę tę wiadomość bezpośrednio dla Alastora. Powiedz, żeby zwołał wszystkich, i zrób to, proszę, jak najszybciej.
Dyrektor rzucił zaklęcie, wskutek którego karteczka z jego ręki znalazła się w obrazie. Trzymał ją teraz mocno owy Brian, będący dawnym dyrektorem Hogwartu. Lily zrobiła zdziwioną minę. Nie spodziewała się, że takie coś było w ogóle możliwe. Wiedziała, ba, uczyła się o magii już od siedmiu lat, lecz ta ciągle ją zaskakiwała i to w najmniej odpowiednich momentach. Mimo głębokich rozmyślań nadal wzrokiem podążała za profesorem, który wrzucił jakąś okrągłą piłkę w zielone płomienie iskrzące w kominku. Dumbledore wreszcie zatrzymał się, głośno odetchnął i zwrócił twarz w stronę stojącej i osłupiałej uczennicy.
– Dziękuję, Lily, że przyszłaś z tym niezwłocznie do mnie. – Uśmiechnął się, choć nie tak szczerze jak zwykle. Dało radę dostrzec obawę w oczach Dumbledore'a, ale również i dużą determinację.
– Naprawdę mi pan wierzy, profesorze?
– Oczywiście. Nie mam żadnych podstaw do posądzenia cię o kłamstwo, moja droga.
Lily przestąpiła z nogi na nogę.
– Nie zapyta pan, skąd mam te informacje? – Naprawdę musiała się wytłumaczyć. Nie chciała, by dyrektor myślał, że była szpiegiem albo, nie daj Merlinie, poplecznikiem Voldemorta. – Usłyszałam, jak Yaxley mówił to do Regulusa. Byli tam też Bellatrix i Lucjusz Malfoy. Oni mają Mroczny Znak, panie profesorze.
Albus kiwnął głową, wyraźnie zamyślony.
– Dobrze, rozumiem. Lily, prosiłbym teraz o opuszczenie gabinetu. Jak wiesz, muszę załatwić parę spraw – powiedział Dumbledore.
Zanim Evans skierowała się do wyjścia, dwa razy próbowała coś powiedzieć. Wreszcie się poddała. Wtedy jednak dobiegły do niej kolejne słowa Albusa.
– Czy jest coś jeszcze, o czym powinienem wiedzieć?
Lily pomyślała o otrzymanej dzisiaj groźbie na karteczce, po czym powiedziała:
– Nie, nic, profesorze. Zupełnie nic.
– Dobrze – odparł, choć wyglądał, jakby nie do końca jej uwierzył. – Pamiętaj, dopóki ja jestem w Hogwarcie, dopóty wszyscy jesteście bezpieczni. Dlatego nie martw się i daj działać Aurorom. Prosiłbym też o zachowanie tych przykrych wiadomości dla siebie.
CZYTASZ
Fortuna kołem się toczy || HP, Huncwoci ✔
FanficMożna by się spodziewać, że bycie nastolatkiem należy do najprostszych czynności świata. Co za banialuki! Dorastanie w Hogwarcie to prawdziwy koszmar, szczególnie gdy poza jego murami wznosi się cień wojny, a ty nie wiesz, jak odróżnić przyjaciela o...