12. Są takie chwile, w których człowiek przytuliłby się nawet do jeża

665 51 2
                                    


Jak tam Wam mija kolejny semestr? Ja z niecierpliwością wyczekuję wakacji. :)

Pewien chłopak z blond włosami siedział  na parapecie w swoim pokoju, który potocznie nazywany był kuszetem. Podkulił nogi, na które położył głowę, po czym zaczął wpatrywać się w zachmurzone niebo. Uwielbiał takie widoki, tym bardziej, że nie było widać gwiazd, ani księżyca, przez co niebo było całe czarne. Westchnął mimowolnie, gdy przyuważył, że jakaś jasna poświata przecina niebyt. Zawsze uważał, że burza to wspaniałe zjawisko.

To miejsce, pomimo swojej magicznej strony, było straszne. Nienawidził Durmstrangu, bo z niczym przyjemnym mu się nie kojarzył. Zresztą ten ich język jest strasznie okropny, w niczym nie przypominający rodzinnego, miękkiego angielskiego.

Jego usta wygięły się w kpiącym uśmiechu, gdy tylko przypomniał sobie tą ruda jędzę. W głębi ducha przyrzekł sobie, że go popamięta. Do tego jeszcze ten Potter - Obrońca Szlam i Uciśnionych. Wszystko szło jak po maśle, a tu nagle ten panicz wtrącił swoje trzy grosze i wszystko runęło. Na jego wspomnienie Dawes zacisnął pięści i prychnął oburzony.

Chłopak wyjrzał przez okno, jego wzrok padł na zamkowy park, który szybko obrzucił nienawistnym spojrzeniem, jednak po chwili zmarszczył brwi. Sięgnął po okulary i ponownie spojrzał w kierunku, skąd wydobywało się lekkie światło.

Nie myśląc długo, zeskoczył z parapetu i szybkim krokiem się tam skierował. Przez chwilę zastanawiał się, dlaczego go to interesuje, jednak doszedł do wniosku, że jest to po prostu ludzka ciekawość, która u niego osiągnęła podwójny stopień.

Wszedł w gęste zarośla i zacisnął usta, aby nie słyszano jak ciężko oddycha. Wychylił delikatnie głowę zza krzaków i z zafascynowaniem przyglądał się dwójce czarodziejów, którzy stali, właściwie jeden z nich klęczał, w półmroku. Widział zaledwie krzywe kontury ich ciał. Każdy z nieznajomych miał na sobie czarną pelerynę, która pod wpływem nawet najdelikatniejszego ruchu, powiewała lekko na wietrze.

Jeden z nich podniósł się z kolan i spojrzał ze strachem na swojego władcę. Próbował oderwać swoje niebieskie oczy od tych strasznych, wręcz czerwonych tęczówek swojego prześladowcy. Przez moment nawet mu się to udało, jednak nie na długo, ponieważ czuł, jak jakaś niewidzialna moc zaczyna go torturować od środka. Co chwilę na jego twarzy pojawiał się grymas bólu, rozpaczy i udręki.

Kiedy Rayan w łunie księżycowej dostrzegł twarz spowinowaconego, zatkał sobie usta ręką, aby nie krzyknąć. Otóż oczy tego biedaka wychodziły z gałek ocznych, a z ust spływała mu piana. Włosy, zawsze przylizane, teraz stanowiły wielką rewolucję na głowie, a perfidny uśmieszek po prostu zniknął.

Po chwili z różdżki oprawcy błysnął zielony strumień światła, by następnie posłyszeć huk opadającego, martwego ciała prosto na trawę. Morderca przez chwilę wpatrywał się w starego Karkarowa z uśmiechem szatana, aby po chwili zmarszczyć swoje łyse czoło i skierować różdżkę dokładnie w gąszcz, w którym siedział ukryty Dawes.

Morderca odczekał minutę, a jego wściekłe, czerwone tęczówki biegle posuwały się od jednego liścia do drugiego i z zawirowaniem wertowały każdy najmniejszy kąt gąszczu. Przez chwilę jego oczy spotkały się z oczami blondyna, który pod wpływem tego przenikającego spojrzenia po prostu krzyknął zrozpaczony.

Tym razem także błysnęło zielone światło, które na pewno nie wróżyło niczego dobrego. Kolejne ciało obiło się o ziemię, a Czarny Pan zaśmiał się wrogo. Przelewitował ciało uśmierconej osoby pod swoje bose stopy i uśmiechnął się drwiąco. Kolejny Dawes skończył swój marny żywot właśnie dzisiejszej nocy. Nagle widząc, że w zamku zapalają się kolejno światła, szybko deportował się z głośnym brzdękiem.

Fortuna kołem się toczy || HP, Huncwoci ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz