13. Książki są jak ludzie, których wartości nie poznaje się po stroju

580 46 20
                                    

Na błękitnym niebie widać było tylko niknące łuny promieni słońca. Pomimo swej wczesnej pory, jesienny klimat dawał się we znaki. Wcześnie robiło się ciemno i coraz częściej dął silny wiatr, który chaotycznie rozwiewał wszystkie kolorowe liście Zakazanego Lasu. Ptaki, które latem organizowały tam swoje koncerty, teraz odlatywały w siną dal, a zwierzęta, niegdyś wygrzewające się w słońcu, pod koniec jesieni zapadały w twardy, zimowy sen. Cały świat pogrążał się w ciemnych kolorach, jednak ta pora roku była witana z wielkim entuzjazmem.

Nieopodal wysokiego, magicznego zamku, znajdowała się wioska, w której było pełno młodych ludzi, spacerujących od jednej sklepowej witryny do drugiej. Już z daleka można było dosłyszeć ich podniecone głosy, które domagały się jeszcze jednego spaceru wokół budynków. Jednak najgłośniej zachowywały się cztery dziewczyny, które ze śmiechem podążały do „Trzech Mioteł", aby odpocząć przez chwilę po wyczerpujących zakupach.

- Ale nogi mnie bolą – poskarżyła się Dorcas i sapnęła niewyraźnie, co wywołało u przyjaciółek napad szaleńczego chichotu. Blondynka oparła głowę na ramieniu zielonookiej, próbując nieudolnie powstrzymać śmiech. Lissie podniosła głowę do góry i tak trwała zamyślona, dopóty brunetka nie uderzyła jej lekko w ramię.

- Już dwadzieścia po piątej? – zapytała samą siebie Ann. Mimo wyraźnego zaskoczenia w głosie, wzruszyła delikatnie ramionami i uśmiechnęła się na widok Dor i Lis, które obgadywały jakąś Puchonkę, poruszającą się niedaleko od nich.

- Co?! – krzyknęła nagle Lily ze zdziwieniem. Rzuciła torby z ciuchami w ramiona przyjaciółek i szybko pobiegła na umówione miejsce. – Dzięki! – dodała zanim całkowicie zniknęła za zakrętem. Anne zaś pod wpływem toreb, które dostała od Lilki, zachwiała się. Przeklęła szpetnie, ale szybko złapała równowagę. Po chwili rozejrzała się wokół i rzuciła mordercze spojrzenie Meadows i Roshid, które zwijały się ze śmiechu.

Evans szybkim tempem przemierzała alejki Hogsmeade. Pomimo tego, że znała cały rozkład wioski na pamięć, z tego pośpiechu zabłądziła. Miała już dosyć tego zwariowanego dnia. Nie dość, że spóźniła się na spotkanie całe dwadzieścia minut, to jeszcze pomyliły jej się ulice i zamiast do sklepu Zonka trafiła do kawiarenki pani Puddifoot. Odwróciła się na pięcie i już miała skręcić w lewo, kiedy przypadkiem na kogoś wpadła. Odbiła się od osobnika i z impetem upadła na chodnik, przy okazji zbijając sobie pośladki. Jęknęła zdruzgotana i już miała zamiar wygarnąć osobie, przez którą była cała w błocie, jednak poczuła jak silne ramiona oplatają ją w tali i podciągają do góry.

- Przepraszam – powiedziała szybko Lilka. Spojrzała na twarz chłopaka, który jej pomógł, po czym uśmiechnęła się szeroko. – Za to i spóźnienie – dodała szybko. Chłopak wpatrywał się w nią z błyskiem w oku, ale nic nie powiedział. Wziął rudowłosą za rękę i poprowadził w stronę obskurnej herbaciarni. Stanęli przed szyldem sklepu. Smith popchnął lekko dziewczynę, aby ta weszła do środka, jednak Ruda nie poruszyła się nawet o milimetr. Miała mieszane uczucia co do tego budynku, bo wyglądał tak jakby miał się zaraz zawalić.

- Jesteś pewny, że to tutaj? – spytała Lily, a w jej głosie słychać było nadzieję na pomyłkę. Pokiwał głową z pewnością i pociągnął Evans za rękaw, aby w końcu się ruszyła. Byli już w połowie drogi, kiedy zielonooka ponownie stanęła.

- Myślisz, że ta ruina się nie zawali? – pytała nadal już lekko wystraszona. Pokiwał głową z dezaprobatą i czekał na kolejne reakcje panny prefekt. Ta tylko wzięła parę głębszych oddechów, po czym złapała chłopaka za rękę, mając nadzieję, że zrozumie ten gest jako zgodę na dalsze działanie. Chłopak stwierdził w myślach, że Lily coraz bardziej go zaskakiwała, oczywiście pozytywnie.

Fortuna kołem się toczy || HP, Huncwoci ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz