26.2. Niespodzianki chodzą po ludziach

408 43 0
                                    

W końcu nadszedł ten dzień. A było to dokładnie dwudziestego dziewiątego grudnia.

Rodzina Potterów wraz z Syriuszem i Lily siedziała w salonie, rozmawiając na wszelakie temat, co jakiś czas głośno się śmiejąc. Ich wręcz szampański nastrój przerwało stanowcze pukanie do drzwi. Pani Potter zwinnym ruchem poderwała się z miejsca, chwilę później znikając w korytarzu. Nie minęło pięć minut, kiedy wróciła. Tym razem radość na jej twarzy całkowicie ustąpiła miejsca żalowi i niechęci. Panowie, widząc osobę, którą przyprowadziła Dorea, również zamarli, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Jedyną osobą, na której twarzy dalej malowała się bezgraniczna wesołość, była Lily.

- Dzień dobry, profesorze – przywitali się jednocześnie James i Syriuszem.

Dumbledore uśmiechnął się do nich dobrotliwie. Swoje spojrzenie jednak zaraz przeniósł ku Charlesowi, któremu kiwnął głową.

- Siadaj, Albusie – zaproponował pan domu, wskazując na fotel. – Co cię do nas sprowadza?

- Właściwie to przyszedłem porozmawiać z Lily – oznajmił, po czym zwrócił się do dziewczyny: - Mógłbym cię prosić? Tylko uprzedzam, że ta rozmowa będzie dość nieprzyjemna.

Rudowłosa zmarszczyła czoło, zastanawiając się nad słowami swojego wujka. Pokiwała jednak głową, wstając i prowadząc go do kuchni. W jej ślady natychmiast poszedł James, z całego serca pragnąc być obecnym przy powrocie pamięci dziewczyny.

- Wybacz mi, James. Wolałbym porozmawiać z Lily w cztery oczy – zdecydował dyrektor pewnym tonem, a kiedy zauważył, że dziewczyna zniknęła za drzwiami, dodał: - Łatwiej jej będzie przyjąć te wszystkie nowości przy mniej znanej jej osobie. Uwierz mi, James, twoja obecność mogłaby być dla niej niebezpieczna.

Chłopak westchnął ze zrezygnowaniem, ale posłusznie z powrotem usiadł na kanapie.

Albus Dumbledore wszedł do kuchni, a jego wzrok od razu powędrował do Lily, która stała przy blacie i parzyła herbatę. Uśmiechnęła się do niego zachęcająco i parę sekund później bez pytania postawiła przed nim szklankę z napojem.

- Dziękuję.

Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza, każdy zatopiony był we własnych myślach. Wreszcie Dumbledore odchrząknął, postanawiając nie przedłużać więcej nieuniknionego. Wyciągnął różdżkę, po czym machnął nią stanowczo, wyczarowując wokół nich zaklęcie wyciszające. W końcu wyjął z kieszeni szaty małą fiolkę, wręczając ją swojej uczennicy.

- Co to jest? – spytała zdziwiona dziewczyna, z uwagą przyglądając się buteleczce.

- Antidotum – odparł spokojnym tonem Dumbledore. – Na twoją tymczasową utratę pamięci. Jak wypijesz, to...

- Ale przecież wszystko ze mną dobrze – przerwała stanowczo. – Nie jestem chora.

- Czyżby? W takim razie udowodnij to i wypij eliksir. Jeżeli faktycznie nic ci nie jest, może ci się zrobić tylko niedobrze. Jeżeli jednak mówię prawdę, ostrzegam, że w twojej głowie wybuchnie kakofonia przeróżnych wspomnień, co raczej nie będzie przyjemne.

Rudowłosa w zamyśleniu wpatrywała się w profesora.

- Dlaczego w ogóle coś takiego insynuujesz, wujku? – spytała, nie rozumiejąc. – Przecież ja naprawdę wszystko doskonale pamiętam. Na przykład jak bawiłam się z Jimem i Łapą na dworze i było tak strasznie zimno, że prawie zamarzliśmy. Albo jak rodzice kupili mi...

- To nie są twoje wspomnienia, Lily – wtrącił Dumbledore, a jego twarz wyrażała całkowite skupienie i powagę. Swoim bystrym spojrzeniem starał się lustrować wszystko, co tylko działo się wokół. – Memoriamburi. Ta choroba pourazowa polega właśnie na wymazywaniu wspomnień i tworzeniu nowych, zupełnie nieprawdziwych.

Fortuna kołem się toczy || HP, Huncwoci ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz