5. Pierwsze lekcje

3.5K 252 11
                                    

Następnego ranka obudziłam się w idealnym nastroju. Nie chciało mi się marnować czasu na toaletę poranną, jak musiałam to robić w domu. Może i ktoś mógłby pomyśleć, że jestem burdasem, ale miałam to komoletnie gdzieś. Po prostu narzuciłam na siebie szatę i robiąc sobie szybkiego kucyka wyszłam z pokoju. Na dole było już kilka osób, w tym bliźniaki.
-Cześć! - powiedziałam z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Wreszcie zeszłaś! - odpowiedzieli moi przyjaciele. Jak to brzmiało! GRYFOŃSCY przyjaciele!
-Idziemy na śniadanie? - zapytałam, nie zważając na ich uwagę. Fred i George kiwnęli głowami. Ruszyliśmy w stronę Wielkiej Sali. Droga minęła bardzo szybko i o dziwo udało nam się nie zgubić. Kiedy dotarliśmy przed drzwi , zatrzymałam się. Nie chciałam stawać twarzą w twarz ze Ślizngonami, w których skład wchodziła moja siostra. Bliźniacy poszli przodem, ale gdy zobaczyli że stanęłam wrócili do mnie. Chyba zrozumieli o co chodzi. Jakby czytali mi w myślach.
-Hej, Beat. - powiedział George.
-Nie wierzysz w nasze umiejętności obrony? . - dodał Fred.
-Chodźmy do środka,
-Chyba że chcemy umrzeć z głodu.
-Jasne - uśmiechnęłam się smutno. Wzięłam głeboki oddech i weszłam do Sali z bliźniakami po obu stronach. Tak jak się spodziewałam spojrzenia wszystkich Ślizgonów spoczeły na mnie. Ale tym razem nie były już ani zaszkoczone, ani współczujące, tylko raczej nienawistne. Nawet spojrzenie mojej siostry. Jednak oprócz gapienia się nie zrobili nic innego. Kiedy usiadłam przy moim stole, powoli wrócili do jedzenia i rozmów.
-Widzisz - Fred szturchnął mnie w ramię.
-Sam nasz widok ich odstrasza.
-A skąd wiecie, że nie mój? - odparłam.
-A co jest w tobie takiego strasznego? - zapytał George.
-A w was? - zripostowałam. Zaczęliśmy się śmiać.
Po śniadaniu przyszedł czas lekcji. Piewsza była transmutacja. Usiadłam razem z Melą, a Fred i George przed nami. Na pierwszej lekcji mieliśmy uczyć się transmutować zapałki w igły. Na początku przychodziło mi to trochę ciężko, ale pod koniec lekcji udało mi się, jako jednej z niewielu, przez co Gryffindor zdobył 5 punktów.
Kolejną lekcją było zielarstwo. Tam słuchaliśmy o roślinach i ich właściwościach od profesor Sprout. Jak dla mnie zielarstwo było trochę nudne, ale później miały być zajęcia praktyczne, więc starałam się nie uprzedzać na samym początku.
Na Historii Magii usiadłam z Fredem, a George za nami z innym Gryfonem o imieniu Lee, którego kojarzyłam z początku roku. Tych zajęć nie dało się nie ocenić na samym początku. Były tak nudne, że po pierwszych 5 minutach przestałam słuchać, z resztą tak jak połowa klasy. Skończyło się na tym, że razem z bliźniakami i Lee dusiliśmy się ze śmiechu.
Następnie była lekcja OPCM-u. Od razu ją pokochałam. Prowadziła ją profesor Amaelia, która była miła i lubiana przez wszystkich. Już na pierwszej lekcji zdobyłam 10 punktów za poprawne udzielanie odpowiedzi.
Ostatnią lekcją tego dnia były zaklęcia. Usiadłam na nich pomiędzy Fredem, a George'm w trzyosobowej ławce. Profesor, który ich uczył był opiekunem Ravenclawu. Zaklęcia również okazały się całkiem przyjemnymi lekcjami... no przynajmniej dla mnie. Uczyliśmy się zaklęcia lewitującego. Udało mi się na samaym początku, choć bliźniacy mieli z tym duży problem i skończyło się na tym, że zamiast prawidłowo wypowiedzieć zaklęcie, poprostu dmuchali, tak, by pióra się unosiły, za co profesor odjął obu po 5 punktów.
Tego dnia to były wszystkie lekcje. Następnego, z nowych zajęć, mieliśmy mieć jeszcze eliksiry i opiekę nad magicznymi stworzeniami. Najbardziej obawiałam się tych pierwszych, gdyż prowadził je profesor Snape, czyli opiekun Slytherinu, i to w lochach, gdzie stacjonowali właśnie Ślizgoni.
Na obiedzie też nie miałam zbyt wielu problemów. Po nim razem z Fredem i Georgem znaleźliśmy sobie kilka ciekawych zajęć. Nie obejmowały one oczywiście nauki. Było bardzo zabawnie, a na koniec dnia zasnęłam i spałam jak zabita.

Fred, George i JaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz