24. Zmiany

1.9K 141 6
                                    

Minęło kilka miesięcy. Bliźniacy wyszli już ze szpitala i dość szybko wydobrzeli. Bardzo się z tego cieszyłam, podobnie jak oni. Mimo to nie byli do końca tacy sami. Ciężko było mi w prost określić tą zmianę... po prostu byli inni. Z resztą ja też się zmieniłam. Nie spędzałam z nimi tyle czasu co wcześniej, bo zaczęłam się o nich bać. W końcu to ja przyniosłam im i ich rodzinie to wszystko. Czułam się bardzo winna. Głównie właśnie z tego powodu ostatnio mało jadłam, mało piłam i mało spałam. Większość czasu spędzałam na odrabianiu lekcji i bezmyślnym patrzeniu się w ścianę.
Bliźniacy wciąż do mnie podchodzili, ale na ogół spławaiałam ich albo usprawiedliwiałam się nauką. Dopiero jakiś miesiąc później, kiedy siedziałam w Wielkiej Sali skubiąc kanapkę, podeszli do mnie i usiedli po moich dwóch stronach.
-Ostatnio zauważyliśmy, że nas unikasz. - zagaił Fred. Nerwowo przęłknęłam ślinę, ale odparłam wesoło.
-Serio się wam tak wydaje? Chyba zwariowaliście. Po prostu mam dużo zajęć - starałam się uśmiechnąć.
-A jednak - zaczał George.
-Coś jest z tobą nie tak - dokończył Fred.
-Mówię wam, że po prostu mam dużo zajęć - upierałam się.
-Nie umiesz kłamać - uśmiechnął się zawadiacko któryś z nich. Wyjątkowo nie wiedziałam, który. Zdziwiło mnie to, bo przecież zawsze ich rozpoznawałam, a teraz miałam to ułatwione bo siedzieli po dwóch różnych stronach.
-Umiem! - krzyknęłam i niezważając na to, jak głupio zabrzmiały te słowa, na spojrzenia innych osób oraz na dziwne zawroty głowy wstałam i wyszłam szybkim ktokiem z sali. Zostawiłam za sobą zdziwionych bliźniaków. Jednak gdy tylko wyszłam na korytarz zrobiło mi się smutno, że tak ich odtrącam. Być może właśnie z tego powodu zdecydowałam się ponownie udać do biblioteki. Mimo, że wcześniej nie znosiłam tego miejsca, teraz nie wydawało mi się takie złe. Było tam cicho, spokojnie i zawsze udawało się znaleźć odosobnione miejsce. Z tych powodów, właśnie tam skierowałam swoje kroki. Niestety nie udało mi się dojść za daleko, gdyż moją drogę zastąpił nie kto inny jak Elan. Spojrzałam na nią znudzonym wzrokiem - miałam tego dosyć. Bez przerwy tylko pytała, a raczej rozkazywała mi żebym oddała jej pierścień. Przez nią ucierpieli Fred i George. Przez nią boję się teraz z nimi przyjaźnić tak, jak wcześniej. I wtedy, nagle zrobiło mi się strasznie smutno. Byłam tak zrezygnowana, że postanowiłam odpuścić. Siostra nawet nie zdążyła nic powiedzieć kiedy zdejmując pierścień z palca rzuciłam go prosto w jej twarz i krzyknęłam.
-Masz, jeśli tak bardzo ci zależy!!
Po tych słowach wyminęłam zaskoczoną Eleonorę i pobiegłam prosto do biblioteki. Tam pognałam do jakiegoś odludnego, zaszytego w ciszy miejsca i upadłam zmęczona na krzesło. Nie miałam siły się uczyć. Załamana złożłam głowę na książce i nawet nie zorientowałam się kiedy, zasnęłam.

Na środku jakiejś ciemnej, zimnej i wiglotnej sali stał Dumbledore. Na około niego zgromadziło się mnóstwo ludzi w czarnych szatach. Wszyscy coś mamrotali, ale nie umiałam zrozumieć co. W końcu udało mi się usłyszeć, a raczej poskładać w głowie słowa jednego z nich.
-Powiedz gdzie jest Harry Potter, starcze! - rozkazał. Dyrektor pokręcił przecząco głową.
-Uspokuj się, Lucjuszu. Wiesz, że nie powiem, gdzie jest chłopiec - powiedział spokojnie, acz stanowczo. I wtedy mnie zatkało. "Lucjuszu"?! - Przecież to było imię ojca Draco! Starego sługi Czarnego Pana! Przynejmniej z tego, co udało mi się kilka razy usłyszeć. Mimo mojej chwilowej nieuwagi akcja toczyła się dalej.
-Crucio! - usłyszałam klątwe wypowiedzianą przez jednego z ludzi, a potem nastąpił tak głośny krzyk, że prawie ogłuchłam. Czy to mógł być Dumbledore? Przecież on zawsze był taki potężny, ale poważny i spokojny. Nie mogłam uwierzyć, żeby on... ale nie zdążyłam dokończyć myśli. W tej samej sekundzie podszedł do niego jakiś człowiek. Zaklęciem obciął mu wszystkie włosy - nie licząc brody. Następnie kilku innych wzięło go pod ręce i wrzuciło do jakiejś komory. Nie opierał się. Tym, byłam już tak zdziwiona, że omal się nie przewróciłam z wrażenia. Potem usłyszałam już tylko jakiś bełkot. Malfoy mówił coś o jakimś "elikirze wielosokowym". W prawdzie coś tam kiedyś słyszałam, ale kompletnie nie pamiętałam do czego on służył! Nagle Lucjusz zaczął się zbliżać w moją stronę. Chciałam uciekać, ale nie mogłam się ruszyć z miejsca! Gdy spojrzałam w dół okazało się, że moje nogi są przyrośnięte do podłoża! Dosłownie w nie wrastały! Raptownie krzyknęłam i wtedy... obudziłam się.

Usiadłam wystraszona na krześle. Wzięłam kilka głębokich wdechów i otarłam pot z czoła. Następnie spojrzałam na zegarek. Była już prawie cisza nocna. Czym prędzej wstałam i, starając się nie myśleć o śnie, wzięłam swoje rzeczy, po czym szybkim krokiem poszłam w kierunku mojego dormitorium.

Fred, George i JaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz