4/6
Perspektywa Beatrice
Razem z dyrektorem przeszukaliśmy juz prawie cały dwór, ale ani pierścienia, ani mojego ojca nie znaleźliśmy. Zostało już tylko jedno miejsce - kuchnia. Ojciec nigdy tam nie przybywał, ale nie było już innych miejsc. Dyrektor z kolei, mimo słabości zachowywał się, jakby pierścień był ważniejszy dla niego niż dla mnie. Trochę dziwiło mnie jego zachowanie, ale co mogłam zrobić? Razem ze staruszkiem stanęliśmy przed drzwiami kuchni. Dyrektor pokazał mi, żebym je otworzyła. Tak też zrobiłam. Jak się okazało znajdowało się tam duże pomieszczenie, w którym stały długie blaty i różne szafki, w których było schowane jedzenie. Nikogo nie było jednak w środku. Nie zdziwiło mnie to zbytnio. Sama byłam w kuchni zaledwie raz, może dwa razy. Rodzice chyba w ogóle tam nie wchodzili. Spojrzałam na dyrektora. Chciałam już wyjść, ale Dumbledore nie wyglądał na skorego do tego. Bezgłośnie westchnęłam. Wtedy, nagle prawie dosłownie jak spod ziemi wyrósł mój ojciec. Na twarzy miał triumfalny uśmieszek, a w ręce trzymał różdżkę.
-Och, kochana córeczka. Taka... niezależna... - rzekł i już chciał rzucić zaklęcie w Dumbledore'a, ale dyrektor był szybszy. Jednym ruchem różdżki powalił mężczyzne na ziemię.
-Przeszukaj go, Beatrice - poprosił. - Ja będę pilnował, żeby nikt ci nie przeszkodził.
Pokiwałam głową i zbliżyłam się do nieprzytomnego ojca. Najpierw sprawdziłam czy nie ma czegoś w kieszeniach. Były jednak puste. Westchnęłam. Rozpięłam mu koszulę i włożyłam rękę do sekretnej kieszeni. Wyczułam tam coś metalowego. Szybko to wyjęłam.
-Bingo - wyszeptałam i podniosłam się z podłogi po czym odwróciłam z uśmiechem w stronę dyrektora. Mina jednak szybko mi zrzedła...Perspektywa Freda
Gdy tylko wyszliśmy do jednej z pustych klas przystanęliśmy przed kominkiem.
-Jesteś pewny? - zapytałem brata.
-Jasne. Wszędzie razem. - uśmiechnął się George.
-To będzie trudne zadanie.
-Ale takie lubimy najbardziej. - dokończył za mnie brat. Chwyciłem proszek fiuu stojący na biurku i wziąłem garść. Chwilę potem cisnąłem ją w kominek i powiedziałem.
-Do dworu państwa Roosevelt!
Zielone płomienie rozbłysły w okół mnie i George'a, a chiwlę potem byliśmy na miejscu... miałem taką nadzieję. Wnętrze domu przedstawiało się na prawdę imponująco. Wszystko było urządzone z przepychem i nie dało się tego nijak opisać. Wyszliśmy wolno z kominka rozglądając się i trzymając różdżki w pogotowiu.
-Myślisz, że gdzie jest ten pokój? - szepnąłem do George'a, choć znałęm odpowiedź.
-Nie mam pojęcia. - odparł równie cicho mój brat. Od początku wiedziałem, że to nie będzie proste zadanie. Ruszyliśmy długim korytarzem zaglądając do wszystkich pomieszczeń - jak narazie w większości pustych. W jednym widzieliśmy tylko sowę, a w innym jakiegoś kota. Nie było jednak żadnego człowieka - do czasu. Gdu wchodziliśmy do następnego pokoju, nagle poczułem czyjś oddech na karku. Odwróciłem się przerażony. Za mną stała jakaś wysoka kobieta, uderzająco podobna do Beat. Od razu domyśliłem się, że to musi być jej matka.
-Kim jesteś? - wydyszała mi w twarz.
-Ja... -zacząłem.
-Jesteśmy Skrzatami Domowymi. - wytłumaczył George. Oczy kobiety zabłysły wściekle.
-Expelliarmus! - krzyknęła. Za równo moja różdżka, jak i George'a wpadła prosto do jej rąk. Odsunęliśmy się kilka kroków. Nic to jednak nie pomogło. Matka Beat wyszpetła jakieś zaklęcie. Nagle niewidzialna siła uniosła nas obu do góry i poniosła prosto za wychodzącą z pomieszczenia kobietą. Próbowałem się wyrwać, ale to było na nic. Czym bardziej się szamotałem tym mniej mogłem się ruszyć. Nagle upadłem twarzą na podłogę. Od razu poderwałem się i chciałem zacząć uciekać, ale matka Beat złapła mnie mocno za ramię, tak samo jak George'a. Prawie krzyknąłem z bólu, ale w końcu zacisnąłem tylko mocno zęby jednocześnie gryząc się w język. Kobieta zaciągnęła nas przed jakieś drzwi po czym jednym, szybkim ruchem różdżki otworzyła je. (Ja nie wiem jak ona tą różdżkę trzymała skoro obie ręcę miała zajętę xd) Stanęliśmy razem z nią w progu. Spjrzałem do środka. Stał tam Dumbledore, leżał ojeciec Beat, a przy nim klęczała sama Beat. Przęłknąłem głośno ślinę. To koniec - pomyślałem.
CZYTASZ
Fred, George i Ja
FanfictionCo by było gdyby do Freda i Georga dołączył ktoś jeszcze? A gdyby była to dziewczyna? Pochodząca z czystokrwistej, szlacheckiej rodziny. Rodziny, która nie akceptuje "zdrajców krwii" i "szlam". Ale gdyby ona miała inne zdanie od nich. Taka właśnie j...