Następny ranek był prawie taki sam jak poprzedni. Oprócz tego, że dla odmiany wzięłam krótki prysznic i umyłam zęby. W Wielkiej Sali Ślizgoni znowu wrogo na mnie patrzyli i coś między sobą szeptali. No tak. W sumie od początku wiedziałam, że tak będzie. Bałam się momentu, w którym dowiedzą się rodzice, a to miało stać się już niedługo. Wiedziałam to, tak jak mnóstwo innych rzeczy. Na przykład fakt, że gdy będę w lochach będe musiała się wystrzegać zostawania ze Ślizgonami sam na sam. Dla nich już samo przynależenie do Gryffindoru i zadawanie się ze zdrajcami krwii sprawiało, że stawałaś się ich wrogiem.
Po śniadaniu mieliśmy mieć pierwszą lekcję Opieki nad Magicznymi Stworzeniami. Kolejna była transmutacja, potem zaklęcia i nieszczęsne eliksiry, czyli lekcja której się najbardziej obawiałam.
Tym razem zeszłam dopiero chwilę przed nią razem z Fredem i George'm, oczywiście. Chciałam już wejść do sali, ale poczułam że czyjaś ręka ciągnie mnie za róg i zatyka usta. W pierwszej chwili miałam nadzieję, że chłopaki zauważą od razu moje zniknięcie, ale tak się nie stało. Starałam się wyrwać, ale to było na nic. Ktoś zawlekł mnie trochę dalej i rzucił na podłogę. Próbowałam wstać i uciekać, ale okazało się, że jestem otoczona. Spojrzałam w górę. Nade mną stała moja siostra. Obok niej było kilka starszych Ślizgonów i kilku drugoklasistów.
-Zdrajczyni krwii - wysyczała mi Eleonora prosto w twarz. Drgnęłam wystraszona. Ślizgoni zaczęli się przybliżać. Przez chwilę nie mogłam nabrać tchu.
-Odczepcie się odemnie! - krzyknęłam w końcu.
-Odważna, że aż głupia, jak oni wszyscy - wysyczał jakiś chłppak, którego nie znałam. Chciałam znowu coś krzyknąć, ale ktoś nałożył mi worek na głowę. To skutecznie mnie powstrzymalo. Zaczęłam się dusić. Musiałam zamilknąć. Potem ktoś rzucił na mnie jakieś zaklęcie, ale nie usłyszałam jakie. Znowu chciałam krzyknąć, tym razem z bólu, ale nie mogłam! To wszystko przez ten worek! Ślizgoni robili chyba wyścig na zaklęcia. Czy oni chcieli mnie zabić!? Tylko za przydzielenie do Gryffindoru?! Po kilku minutach poddusiłam się do tego stopnia, że zemdlałam co w tym wypadku było chyba błogosławieństwem.Pespektywa Freda
Wchodziliśmy właśnie z George'm i Beat do sali. Z bratem byłem trochę bardziej z przodu, a przyjaciółka szła za nami. Kiedy przekroczyliśmy próg sali usiadłem w ławce, czekając aż podejdzie do mnie Beat, podczas gdy George usiadł przedmną. Kiedy nikt nie siadał obok odwróciłem się. Nigdzie nie widziałem przyjaciółki! Poczułem, że przechodzą mnie ciarki.
-George! - powiedziałem - Gdzie Beat?
Brat odwrócił się w moją stronę.
-Jak to gdzie, przecie... - zaczął, ale gdy zauważył puste miejsce nie dokończył. - Gdzie profesor? - zapytał zamiast tego.
-Nie wiem, jeszcze nie przyszedł!
-Znajdźmy go! - krzyknął George. Poderwaliśmy się z ławek i ruszliśmy w stronę jego gabinetu. Przynajmniej tak myśleliśmy. Na szczęście nie udało nam się zgubić, bo wpadliśmy na Snape'a.
-Profesorze - wykrzyknąłem za nim ten zdążył cokolwiek powiedzieć - Beatrice Roosevelt zniknęła!
-Myślimy, że to Ślizgoni!
Profesor przez chwilę sprawiał wrażenie jakby miał złośliwie odpowiedzieć i odjąć nam punkty, jednak, gdy usłyszał o kogo chodzi natychmiast ruszył w stronę sali od eliksirów. Pobiegliśmy za nim. Minął drzwi od klasy i wbiegł w jakiś korytarz. Mimo, że biegliśmy najszybciej jak umieliśmy i tak zostaliśmy trochę z tyłu. Kiedy dotarliśmy na miejsce i zobaczyliśmy co się dzieje, stanęliśmy przerażeni. Na środku podłogi leżała Beat, poraniona, z workiem na głowie i najwyraźniej nieprzytomna. Na około niej stało kilkunastu Ślizgonów. W tym jej siostra.
-Co się tu wyprawia?! - ryknął Snape. Spojrzałem na George'a porozumiewawczo. Oboje nigdy nie sądziliśmy, że może się on aż tak zdenerwować na swoich Ślizgonów. Przynajmniej z tego co opowiadali nam bracia dało się to wywnioskować.
-Do dormitoriów, wszyscy! - dodał po chwili lodowatym tonem - i niech ktoś spróbuje tam nie pójść - w jego tonie zabrzmiała groźba. Ślizgoni skulili się i potulnym krokiem ruszyli do dormitoriów. Mnie i George'a zamurowało. Potem profesor wziął Beat na ręce i poszedł z nią do Skrzydła Szpitalnego, co było kolejnym szokiem tamtego dnia.
CZYTASZ
Fred, George i Ja
FanfictionCo by było gdyby do Freda i Georga dołączył ktoś jeszcze? A gdyby była to dziewczyna? Pochodząca z czystokrwistej, szlacheckiej rodziny. Rodziny, która nie akceptuje "zdrajców krwii" i "szlam". Ale gdyby ona miała inne zdanie od nich. Taka właśnie j...