34. Wyjaśnienia

1.3K 106 4
                                    

Perspektywa Beatrice
Kiedy McGonagall pokonała Malfoya, od razu mnie odczarowała. Okazało się, że nic mi nie jest. Mimo to, i tak musiałam iść do pani Pomfrey, podczas gdy bliźniacy, McGonagall i wszyscy nauczyciele poszli dowiedzieć się więcej na temat fałszywego dyrektora. Byłam niezadowolona, że wykluczyli mnie z tej "rozprawy". Jednocześnie wiedziałam jednak, że w pewnym momencie będą musieli mnie zawołać. W końcu to ja miałam ten dziwny sen o Dumbledorze. Od razu zostali wezwani również aurorzy. Ja natomiast miałam dużo czasu na przemyślenia. Podczas gdy pielęgniarka przeprowadzała badania zaczęłam się zastanawiać jak to wszystko mogło się stać. Przecież Malfoy nawet za dobrze nie odgrywał swojej roli... i jeszcze Snape w tym wszystkim... sama nie wiedziałam co myśleć o tym facecie. Niby Malfoy Senior do niego pisał, ale z drugiej strony ta późniejsza rozmowa pomiędzy mną, a nim. Wszystko przez ostatnie dni było tak poplątane, że kompletnie zapomniałam o swoim pierścieniu... a raczej jego braku. Kiedy to sobie uświadomiłam zaczęłam się denerwować. W końcu teraz Eleonora go miała, albo ci goście w czarnych pelerynach... przez ostatnie dni wszystko mi się poplątało! I co niby powinnam zrobić? Wzięłam głęboki oddech, co utrudniało mi wrażenie, że w moim przełyku znajduje się gigantyczna klucha. Nie mogłam się tym teraz martwić. Kiedy Dumbledore się znajdzie opowiem mu o problemie, a on na pewno wymyśli rozwiązanie. Tak też postanowiłam. Moje przymyślenia przerwał nagle głośniejszy niż chwile wcześniej głos pani Pomfrey.
-Idź teraz do gabinetu dyrektora. - poprosiła pielęgniarka. - Profesor McGonagall chce cię widzieć.
Skinęłam głową.
-Dobrze - powiedziałam i wstałam z krzesła, na którym do tej pory siedziałam. Szybkim krokiem wyszłam ze Skrzydła Szpitalnego po czym ruszyłam w stronę gabinetu. Dotarłam tam zadziwiająco szybko. Powiedziałam hasło, które było ostatnio. Jak się okazało nikt go jeszcze nie zmienił. Kamienna himera odsunęła się, a ja stanęłam na schodach i podjechałam do góry. Pośpiesznie zapukałam, a słysząc "Proszę" otworzyłam drzwi. W środku oprócz McGonagall znajdowali się jeszcze bliźniacy, kilku aurorów i profesor Fliwick.
-Dzień dobry - przywitałam się.
-Wreszcie jesteś, Beatrice - powiedziała profesor z wyraźną ulgą. - Twoi przyjaciele opowiedzieli mi już wszystko, ale nie wiedzą kilku rzeczy. Mogłabyś odpowiedzieć na pytania aurorom? - poprosiła.
-Yyy... oczywiście - zająknęłam się i usiadłam na jednym z krzeseł. Jeden z aurorów podszedł do mnie i od razu przeszedł do konkretów.
-Czy to prawda, że dowiedziała się pani ze snu o tym, że pan Lucjusz Malfoy podszywa się pod dyrektora? - zapytał.
-Tak. - powiedziałam bardzo cicho. Byłam zbyt zestresowana by zdobyć się na śmiałość, której zazwyczaj mi nie brakowało.
-Jak wyglądał ten sen? Proszę o szczegóły. - kontynuował auror.
- No więc... hmm... na początku zobaczułam jakąś ciemną, zimną i wilgotną salę. Na jej środku stał dyrektor Dumbledore. Na około niego zgromadziło się mnóstwo ludzi w czarnych szatach. Wszyscy coś mamrotali... na początku nie umiałam zrozumieć co... Dopiero po kilku minutach to mi się udało... a wtedy... yyy... usłyszałam rozmowę... i to... - jąkałam się. - więc jeden z tych zakapturzonych ludzi spytał dyrekotra gdzie jest Harry Potter - auror popatrzył na mnie ze zdziwieniem, a jednocześnie zachwytem, ale nic nie powiedział. Dlatego, kontynuowałam. - na to dyrekor odpowiedział, że mu nie zdradzi miejsca jego pobytu... i... użył przy tym imienia Lucjusz. Domyśliłam się, że musi chodzić o Lucjusza Malfoya... potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Ktoś rzucił na Dumnledore'a Cruciatosa, a ktoś inny obciął mu włosy. Potem nie słyszałam już nic konkretnego... chyba tylko dwa słowa, czyli eliksir wielosokowy. Na początku nie zrozumiałam co to jest, ale potem sprawdziłam...w jakiejś książce i okazało się, że to... yyy przepraszam pan chyba sam wie... - zakłopotałam się.
-Dobrze. - auror skończył moją wypowiedź. - Czemu stwierdziłaś, że sen to nie zwykła fantazja?
-Na początku tak myślałam... - wyjaśniłam. - Ale potem dyrektor dziwnie się zachowywał. Nie ukarał Ślizgonów za... yyy za... no...- mimo, że byłam wściekła na siostrę i jej wspólników nie chciałam mieszać w to ministerstwa. W końcu Ślizgoni użyli zaklęć niewybaczalnych. To równa się przecież w najgorszym wypadku z Azkabanem, a w najlepszym wyleceniem ze szkoły. - Zrobili nam bardzo... groźny kawał... a Dumbledore chciał nawet ukarać Freda i George'a... a to nie była ich wina i... ja...
-Mów prawdę. - zniecierpliwił się auror.
-Ale ja mówię prawdę! - oburzyłam się.
-Po prostu kontynujuj -westchnął mężczyzna.
-Więc... powiedziałam o moich przypuszczeniach i śnie chłopakom. Chcieliśmy się dowiedzieć czy mamy rację. Dlatego wymyśliśmy ten cały kawał... znaczy... najpierw chcieliśmy zrobić to inaczej, na przykład jakoś udowodnić wszytskim, że to Lucjusz Malfoy bez trzymania go godzinę na naszych oczach. Dlatego bliźniacy włamali się do jego gabinetu. Znaleźli tam jakiś ukryty pokój. A w tym pokoju list do... yyy.... no... profesora... Snape'a... - zaczęłam się lekko plątać. - Lucjusz Malfoy prosił w nim o spotkanie w Zakazanym Lesie natsępnego dnia... czy jakoś tak... i my postamowiliśmy tam pójść. Wtedy podsluchaliśmy rozmowę i...
-Dobrze resztę już wiem -przerwał mi auror i nagle odsunął się. Odetchnęłam z ulgą i spojrzałam porozumiewawczo na chłopaków. Oni uśmiehchnęli się i podnieśli kciuki w górę. Potem zonwu popatrzyłam na aurora.
-Profesor McGonagall, mogłaby pani zawołać tutaj profesora Snape'a? - poprosił mężczyzna.
-Oczywiście. - zgodziła się kobieta po czym podeszła do kominka i wrzuciła trochę proszku fiuu. Prawie natychmiast w płomieniach pojawiła się twarz Snape'a.
-O co chodzi, Minerwo? - zapytał beznamiętnym tonem.
-Mógłbyś przyjść na chwilę do gabinetu dyrektora, Severusie? Aurorzy mają do ciebie chyba kilka pytań. - oznajmiła profesor. Mimo, że byłam dość daleko mogłam dostrzec, że mina Snape'a zrzedła (nie byłam pewna czyt to w ogóle możliwe, ale...)
-Będę tam za kilka minut - zapowiedział lodowato, po czym jego głowa zniknęła z płomieni. W ganinecie zapanowało milczenie.

Fred, George i JaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz