Był już wieczór następnego dnia. Cały czas razem z Fredem i George'm starałam się obserwować Snape'a. Żadne z nas nie zauważyło jednak nic niezwykłego i teraz siedzieliśmy w Pokoju Wspólnym jak na szpilkach. Baliśmy się, że może Snape nie przyjdzie, albo, że jak już przyjdzie to nas zobaczą, albo że jak nie przyjdzie to złapie nas Filch na nocnych wędrówkach i to jeszcze w takie miejsca... to byłoby straszne. Mieliśmy jednak jeszcze znacznie więcej podobnych scenariuszy. Szczególnie ja, bo bliźniacy starali się obracać sparwę w żart, co, swoją drogą całkiem im wychodziło.
Wreszcie wybiła 11:30. Leżałam już wtedy długo w łóżku nie mogąc zmróżyć oka nawet na chwilę i z ulgą przyjęłam informacje, że mogę już z niego wyjść. Najciszej jak umiałam ubrałam się więc i zeszłam na dół. Fred i George już na mnie czekali, w rękach trzymając Mapę Huncwotów. Zaraz jak tylko przyszłam spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo i ruszyliśmy. Przemykanie się korytarzami szło nam bardzo prosto, gdyż posiadaliśmy zaczarowany pergamin, który mówił nam gdzie, kto jest. Droga na błonia była więc niezywkle komfortowa. Problemy zaczęły się dopiero tam. Był to duży i odkryty teren. Praktycznie nie dało dobiec się do granic lasu niezauważonym, nawet w nocy, posiadając Mapę Huncwotów. Nie mieliśmy jednak wyboru. Przerwertowaliśmy dokładnie cały teren na Mapie i stwierdzając, że w pobliżu nie ma jeszcze ani Snape'a, ani Malfoya, ani Filcha, ruszyliśmy biegiem przez długą, pustą przestrzeń. Nie miałam pojęcia jakim cudem, ale po minucie byliśmy już w odpowiednim miejscu schowani za krzakami. Gdy już uspokoiłam oddech spojrzałam na zegarek. Brakowało 3 minut do północy.
-A co jeśli nie przyjdą? - zapytałam z obawą.
-Mają jeszcze... - zaczął Fred.
-3 minuty - dokończył George zerkając na mój zegarek.
Faktycznie, kilka, bardzo długich minut później na choryzoncie pojawił się jakiś cień. Od razu można było poznać, że jest to Snape, gdyż powiewał za sobą czarnymi szatami. Mężnczyzna szybko doszedł do granicy lasu. Pospiesznie rozejrzał się, a potem wszedł w zarośla. Widać było, że dokłanie wie do kąd iść. A my? Co mieliśmy innego zrobić, niż pójść za nim? Ruszyliśmy więc. Ciężko nam było poruszać się w takim tępie jak on, jednocześnie nie wydając z siebie żadnych odgłosów. Mistrz Elikirów nie odwrócił się jednak ani razu i ogólnie zachowywał się tak, jakby w góle nie bał się, że go ktoś zobaczy. Z tego powodu, po około pół godzinnej, ciężkiej wędrówce, znaleźliśmy się przy jakimś charakterystycznym drzewie. Dopiero tam profesor rozejrzał się. Nie zauważając jednak cudem, żadnego z nas wyszeptał hasło uderzając w pień trzy razy. Kawałek drewna odsunął się ukazując głęboką, czarną dziurę. Snape wszedł przez nią do środka, ale my już nie zdążyliśmy. Zatrzasnęła się nam przed samym nosem.
-No i pięknie - szepnęli obaj bliźniacy. Ja jednak nie poddałam się tak łatwo i starając się rozszyfrować słowa Mistrza Eliksirów wyjęłam różdżkę i stukając nią w drzewo trzy razy powiedziałam to, co udało mi się usłyszeć. Ku mojemu własnemu zdziwieniu drewno odsunęło się.
-Jesteś...
-Genialna - stwierdzili bliźniacy i wskoczyli do tunelu zaraz za mną. Było tam bardzo ciemno i prawie nic nie widziałam. Bałam się jednak użyć różdżki, gdyż wtedy każdy mógłby mnie łatwiej dostrzec. Całą trójką szliśmy więc kompletnie po omacku. Zajęło nam to sporo czasu, ale w końcu ujrzeliśmy przyciemnione światło i usłyszeliśmy czyjeś głosy. Schowaliśmy się za uczylonymi drzwiami i nasłuchiwaliśmy.
-...wiedzieć. - to był głos Malfoya.
-Wiem. - odwarknął Snape.
-Dobrze się składa - tu, ku mojemu zaskoczeniu usłyszałam głos własnej matki. - Bo będziesz bardzo potrzebny naszemu panu.
-Nie wiadomo czy się odrodzi. - wycedził profesor.
-Na twoim miejscu nie wątpił bym w jego potęgę. - rzekł Malfoy.
-W nic nie wątpie, Lucjuszu. Myślę po prostu jak inteligentny człowiek. Bo żadne z was nie powie mi chyba, że osobiście chce mu w tym pomóc?
Zapadła długa, raczej nieprzyjemna cisza. Przerwała ją dopiero moja matka.
-Nie przedłużajmy tego Severusie. Wyraziłam się jasno. Czy wiesz gdzie mieszka Harry Potter?
Na dźwięk tego nazwiska zamurowało mnie. Chłopiec, który przeżył... ile on mógł mieć teraz lat? Dość szybko dostałam odpowiedź na swoje pytanie.
-On ma 10 lat. Za rok idzie do Hogwartu. Wtedy będzie znacznie łatwiej go dorwać, nie sądzicie?
-Nie! - ryknął nagle Malfoy. - Wtedy będzie znał już zaklęcia obronne! Severusie, nie wiem jak mogłem cię wcześniej uznawać za roztropnego człowieka!
-To wiesz gdzie on mieszka, czy nie!? - dołączyła się moja matka.
-Nie mam pojęcia - warknął profesor. - Wiem za to, że w żaden sposób się do jego domu nie dostaniecie. Dumbledore założył na niego specjalne zaklęcia.
-Wszystkie zaklęcia da się złamać. - stwierdziła moja matka.
-Nie jeśli się ich nie zna - wycedził profesor i wstał po czym dodał tylko na pożegnanie. - Nie chcę mieszać się w tak szalone i bezsensowne pomysły. Żegnam was. - po czym wyszedł powiewając swoimi szatami, a za nim trzasnęły drzwi. Odczekaliśmy kilka sekund i ruszyliśmy znowu za nim. Informacje, których niechcący udzielił nam Malfoy i moja matka były dla mnie jeszcze niezbyt jasne i, z tego powodu szłam zamyślona za profesorem. Nawet nie zauważyłam kiedy znaleźliśmy się po za tunelem, a potem na błoniach. To mnie zgubiło. A dlaczego? Profesor nagle odwrócił się. Żadne z nas nie miało czasu na reakcję. Mimo, że mężczyzna był w sporej odległości od nas, widziałam wyraźnie, że jego oczy rozbłysły wściekle. Skamieniała nie byłam w stanie do nawet najmniejszego ruchu, a Snape zaczął do nas podchodzić. Gdy był już całkiem blisko powiedział groźnym, chłodnym głosem.
-Do mojego gabinetu. CAŁA TRÓJKA!---
Udało się wrzucić jeszcze dzisiaj! Mam nadzieję, że się podobało. Następny rozdział będzie pewnie już jutro, albo po jutrze.
CZYTASZ
Fred, George i Ja
FanfictionCo by było gdyby do Freda i Georga dołączył ktoś jeszcze? A gdyby była to dziewczyna? Pochodząca z czystokrwistej, szlacheckiej rodziny. Rodziny, która nie akceptuje "zdrajców krwii" i "szlam". Ale gdyby ona miała inne zdanie od nich. Taka właśnie j...