Niestety z naszą zemstą musieliśmy poczekać aż tydzień, ponieważ miałam połamane dwa żebra i ogólnie byłam poraniona, przez co musiałam zostać jeszcze jakiś czas w Skrzydle Szpitalnym. Ślizgoni, którzy byli włączeni do ataku zostali surowo ukarani i odjęto im punkty. Gdy leżałam w szpitalu odwiedzało mnie mnóstwo osób, ale najczęściej Fred i George. Razem wymyślaliśmy przyszłe możliwości kawałów. Mieliśmy przy tym niezły ubaw. Oczywiście to nie chłopaki podawali mi lekcje. Czasami robiła to Elena, czasami Mela, a czasami Angelina. Mimo, że byłam uziemiona, tydzień ten zleciał bardzo szybko i już w niedzielę wieczorem mogłam wrócić do dormitorium. Zaprowadzili mnie tam bliźniacy oraz profesor McGonagall, czyli opiekunka naszego domu. Wszyscy Gryfoni bardzo serdecznie powitali mnie z powrotem. Byłam przeszczęśliwa. Po raz kolejny poczułam, że nigdy aż tak dobrze się z nikim nie dogadywałam. Gryfoni wystawili przyjęcie na moją cześć! Nie mogłam w to uwierzyć! Nigdy wcześniej mnie nie znali, a nawet jeśli o mnie choćby słyszeli, ich opinia nie była wtedy raczej zbyt dobra. W tajemnicy przed McGonagall, która zaraz po odprowadzeniu mnie wyszła, imprezowaliśmy, dokąd profesor nie skończyła zabawy, jakąś godzinę po ciszy nocnej. Kolejny raz szczęśliwa, choć wciąż trochę obolała położyłam się spać.
Następnego ranka obudziło mnie wylane na głowę wiadro zimnej wody. Usiadłam i krzyknęłam z zaskoczniem. Przedemną stali Fred i George nie mogąc opanować śmiechu! No tak, mogłam się spodziewać, że to się kiedyś to się stanie. Wyskoczyłam z łóżka i zaczęłam okładać braci pięściami.
-Jak mogliście?! - wykrzyknęłam ze śmiechem. To sprawiło, że chłopaki, jeszcze bardziej zaczęli się śmiać.
-Uprzedaliśmy, że znajomość z nami jest ryzykowna - wydyszał wreszcie George.
-Taa, coś sobie przypominam - odparłam i dopiero wtedy zauważyłam, że dziewczyny z dormitorium już nie śpią, tylko gapią się na nas z wyraźnym rozbawieniem. -Idę się przebrać - wyburczałam w końcu.
Już po chwili byłam zwarta i gotowa, ale okazało się, że dziewczyny poszły spać dalej, bo jest dopiero 5:00! Już chciałam znowu skrzyczeć chłopaków, gdy przypomniałam sobie o naszych dzisiejszych planach. W podskokach zbiegłam więc do Pokoju Wspólnego wnet gotowa do działania.
-To jak, gotowi? - zapytałam konspiracyjnym szeptem.
-Jasne - odparli zgodnie. Po cichu wyszliśmy więc z dormitorium i ruszyliśmy w stronę Wielkiej Sali. Po chwili stanęliśmy w drzwiach. George wyjął z torby paczkę cukierków. Zachichotałam cicho i wypowiedziałam szeptem:
-Wingardium Leviosa.
Cukierki poszybowały w górę i już po chwili znalazły się na pustych jeszcze, talerzach wszystkich, oprócz Ślizgonów. Potem Fred wyjął drugą torebkę. Znowu wypowiedziałam zaklęcie lewitacji. Cukierki zostały ułożone również na talerzach przy stole Slytherinu. Co prawda wyglądały one identycznie i smakowały tak samo jak wszystkich innych, ale ich skutki były... nieco gorsze niż przybieranie na wadze. Razem z Fredem i George'm jeszcze raz wszystko sprawdziliśmy i dodaliśmy do herbu Ślizgonów jeden mały szczegół... Dopiero po tym, jak najciszej wróciliśmy do dormitorium. Usiedliśmy na kanapie w Pokoju Wspólnym i zaczęliśmy czekać.
-Nie mogę się doczekać ich min! - powiedziałam podekscytowana.
-To będzie piękny widok - przyznał George.
-Myślicie, że po naszym podpisie domyślą się kto to? - zapytałam.
-Oby się domyślili, bo inaczej będziemy musieli się przyznać.
-O nie Fred! W życiu!
-O tak! - odparł chłopak.
Rozmowa toczyła się jeszcze bardzo długo, a ja nie mogłam się doczekać śniadania. Nie żebym była głodna. Chciałam tylko dowiedzieć się jak będą wyglądały miny Ślizgonów i czy wszyscy domyślą się co oznacza skrót WWR.
CZYTASZ
Fred, George i Ja
FanfictionCo by było gdyby do Freda i Georga dołączył ktoś jeszcze? A gdyby była to dziewczyna? Pochodząca z czystokrwistej, szlacheckiej rodziny. Rodziny, która nie akceptuje "zdrajców krwii" i "szlam". Ale gdyby ona miała inne zdanie od nich. Taka właśnie j...