Wreszcie, o 7:20 poszliśmy na śniadanie. Razem z nami szło sporo innych Gryfonów. Jak się okazało, gdy weszliśmy przedstawienie już się zaczynało. Pierwszą osobą, którą zobaczyłam była moja siostra. Całe jej ciało pokryte było gigantycznymi pryszczami. Obok niej stali już prawie wszyscy Ślizgoni w takim samym, bądź gorszym stanie. Nauczyciele, którzy też siedzieli już na sali, starali się opanować sytuacjię. Nie było to jednak proste. Skutecznie utrudniali im to pozostali uczniowie śmiejący się do rozpuku i krzyczące "ofiary". Razem z Fredem i George'm staraliśmy się nie śmiać bardziej od innych albo chociaż ten śmiech ukryć. Niestety słabo nam to wychodziło i gdy usiedliśmy przy stole próbując coś zjeść, zakrztusiłam się jedzeniem i wyplułam je prosto na twarz Lee. To spowodowało jeszcze większy wybuch śmiechu z naszej strony. W końcu zauważyła to McGonagall i podeszła do nas. Spojrzała srogo najpierw na mnie, potem na George'a i Freda.
-Jak sądze, to wasza sprawka - powiedziała pokazując nam wielgachny napis na szyldzie Slytherinu: WWR. Na te slowa zaczęliśmy się śmiać jeszcze bardziej. Dla McGonagall było to wystarczającą odpowiedzią.
-Macie szlaban z panem Filchem, przez tydzień! - powiedziała po czym odeszła. Wszyscy Ślizgoni dotknięci pryszczo-chorobą patrzyli na nas z wyraźną furią. My tylko wzruszyliśmy ramionami i udaliśmy się na naszą pierwszą tego dnia lekcję, czyli latania na miotłach.
Okazało się, że jestem w tym bardzo dobra, podobnie jak bliźniaki. Kolejne lekcje były dość nudne. Dopiero po nich zaczęło się coś dziać. Mianowicie mieliśmy szlaban u Filcha. O tym nie da się tak łatwo zapomnieć, więc byliśmy w miarę punktualnie. Woźny zostawił nas na chwilę w jego gabinecie i wyszedł mamrocząc coś, że za chwilę wróci. W tym czasie zaczęliśmy się rozglądać na około, aż w pewnym momencie George zajrzał do jednej z szuflad.
-Hej, zobaczcie - powiedział cicho i pomachał nam czymś przed twarzą. Okazało się, że był to jakiś pusty pergamin. Popatrzyliśmy po sobie zaciekawieni.
-Po co takiemu jak on pergamin? - zapytałam.
-Nie wiemy - odparli równocześnie chłopaki. Mimo to nie zastanawialiśmy się długo i szybko schowaliśmy papier. Konkretniej George schował go do kieszeni, jak się zaraz okazało w samą porę. Chwilę później Filch pojawił się z powrotem z zadaniami dla mnie i bliźniaków.
-Będziecie czyścić puchary - powiedział, po czym, prowadząc nas na miejsce, mamrotał coś o tym jakie wspaniały kary stosowano w dawnych czasach. Gdy woźny zaprowadził nas na miejsce musieliśmy zająć się pracą. Nie było mowy o obgadaniu całej sprawy ani niczego innego, ponieważ woźny ciągle stał nad nami i przyglądał się naszej pracy. Czyszczenie to zajęło nam bardzo długo, ponieważ puchary musiały być nieczyszczone przez całe wakacje.Wróciliśmy do dormitorium dopiero kilka minut przed ciszą nocną i nie mieliśmy już sił na rozmowy.
-Branoc - powiedziałam tylko bliźniaką na co oni kiwnęli głowami. Rozeszliśmy się w swoje strony, a ja zaraz po prysznicu położyłam się spać. Znowu padłam jak nieżywa.
CZYTASZ
Fred, George i Ja
FanfictionCo by było gdyby do Freda i Georga dołączył ktoś jeszcze? A gdyby była to dziewczyna? Pochodząca z czystokrwistej, szlacheckiej rodziny. Rodziny, która nie akceptuje "zdrajców krwii" i "szlam". Ale gdyby ona miała inne zdanie od nich. Taka właśnie j...