Mijały kolejne miesiące, a ja wraz z bliźniakami ciągle staliśmy w martwym punkcie. Harry niby zdradzał nam kolejne informacje, ale to nie naprowadzało nas bardziej. Zczynaliśmy się serio martwić, kiedy pewnego razu bliznowaty przyszedł do mnie, kiedy siedziałam w bibliotece.
-Beat! - zawołał mnie. Odwróciłam głowę w jego stronę i uśmiechnęłam się.
-Co tam, Harry? - zapytałam przyjaźnie. Ostatnio bardzo polubiłam wybrańca. Mimo trzyletniej różnicy wieku byliśmy kimś w rodzaju najlepszych przyjaciół.
-Wiem, co musimy zrobić! - oznajmił chłopak. Popatrzyłam na niego pytająco. - Puszka, usypia gra ma harfie. - zaczął tłumaczyć bez owijania w bawełnę.- Więc jeśli zagramy przy nim to zaśnie, a my będziemy mogli przejść bezpiecznie do klapy i wyjąć stamtąd kamień filozoficzny przed Snape'm.
Uśmiechnęłam się szeroko, ale w brzuchu poczułam poddenerwowanie.
-Dobra. Wchodzę w to. - oznajmiłam. Chłopak rozpromienił się i wspólnie wyszliśmy z biblioteki. Tam jednak zatrzymaliśmy się.
-Mam pomysł Harry. - powiedziałam. - Ja poszukam bliźniaków, a ty znajdź Rona i Hermione. Spotkamy się w tym samym miejscu w bibliotece, w którym byliśmy przed chwilą.
Chłopak pokiwał głową i rozdzieliliśmy się. Ja pobiegłam znaleźć bliźniaków, którzy, jak podejrzewałam robili teraz jakiś kawał McGonagall, bo coś tam o tym wspominali. Nie myliłam się. Znalazłam braci przy gabinecie profesor z chytrymi uśmieszkami na twarzy.
-Później to zrobicie! - krzyknęłam podbiegając do nich i chwyiłam zdziwonych Weasley'ów za szaty, po czym pociągnęłam za sobą.
-O co ci chodzi, Beat? - spytali obaj jednocześnie.
-Harry znalazł sposób, żeby przedostać się obok Puszka. - powiedziałam i razem pobiegliśmy do biblioteki.
Kiedy znaleźliśmy się już na umówionym miejscu, Złotego Tria jeszcze nie było. Usiedliśmy na ławce i czekaliśmy. Mijały kolejne minuty, które dłużyły mi się w nieskończoność. W końcu jednak minęło pół godziny.
-To nie możliwe - zaczął Fred.
-Żeby aż tyle im to zajęło. - dokończył czytając mi w myślach George.
-Musimy iść do klapy. - oznajmiłam i poderwaliśmy się z miejsc. Na całe szczęście, Harry pokazał mi którejś nocy gdzie znajduje się miejsce, którego pilnuje Puszek, dlatego bez problemu znaleźliśmy drzwi. Natychmiast je uchyliłam i weszłam do środka wraz z bliźniakami. Ku mojemu przerażeniu harfa stojąca w rogu pomieszczenia przestała grać, a Puszek siedział wściekły nad klapą. Wodząc nas trzygłowy pies rzucił się do ataku. Szybko wyciągnęłam różdżkę, podobnie jak bliźniacy. Próbowaluśmy walczyć, ale nie wychodziło nam to zbyt dobrze. W pewnym mmencie jedna z głów przyparła mnie do ściany i wytrąciła różdżkę z ręki. Kiedy myślałam, że już po mnie George przypadł do harfy i zaczął grać. Pies nagle uspokoił się, a jego głowa opadła na ziemię. Odetchnęłam z ulgą i najciszej jak się dało podniosłam różdżkę z ziemi. Chwilę potem podeszłam do chłopaków. Pierwsze co zobaczyłam to zbolała mina Freda. Chciałam już zapytać co się stało, kiedy nagle ujżałam jego zakrwawioną lewą rękę. Skrzywiłam się i szepnęłam.
-Pójdę na dół, a wy zawiadomcie nauczucieli.
Po minach bliźniaków widziałam, że nie chcą się zgodzić, ale jednozgodnie skinęli głowami. Uśmiechnęłam się do nih pokrzepiająco i jak najciszej mogłam otworzyłam klapę, po czym wskoczyłam do środka. Pierwsze co poczułam to coś obślizgłego pod nogami. Spojrzałam w dół i omal nie zemdlałam. To były te... jakieś tam sidła. Nie pamiętałam do końca jak one działają, ale były najobrzydliwszymi roślianmi jakoe widziałam i, dodatkowo połykały cię... no w pewnym sensie. Przęłknęłam głośno ślinę próbując przypomnieć sobie co z nimi zrobić. I wtedy na szzęście przyszło olśnienie. Wyjęłam różdżkę i wyszpetałam.
-Lumos Maxima! - sidła podemną ustąpiły, a spadłam prosrto na jakieś twarde podłoże. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Przede mną była miotła, a za nią drzwi. Ale zamknięte na klucz. Nade mną za to wirowało ich mnóstwo. Spojrzałam lekko przerażona. Mimo to chwyciłam miotłę. Wsiadłam na nią i poszybowałam do góry. W tej samej sekundzie ferajna kluczy rzuciła się prosto na mnie. Ruszułam z całej pety próbując się ich pozbyć i nagle odkryłam ten właściwy - inny niż wszystkie. Szybko chwyciłam go i zeszkoczyłam na ziemię, lekko zdzierając sobie przy tym kolano. Zignorowałam jednak ten fakt i szybko otworzyłam drzwi. Rozejrzałam się po pomeszczeniu. Stała tam wielka plansza do gry w szachy. Oczywiście te czarodziejskie. Były one jednak już porozwalane, a z tuż obok mnie Hermiona pomagała wyjść rannemu Ronowi z pomieszczenia.
-Gdzie Harry!? - krzyknęłam szybko zmartwiona, a dziewczyna popatrzyła na mnie zdumiona.
-W tamtym pomieszczeniu. - machnęła głową w stronę kolejnych drzwi.
-Dzięki. - powiedziałam i popędziłam w ich kierunku szarpiąc za klamkę. Po drugiej stronie ujrzałam coś przerażającego.
CZYTASZ
Fred, George i Ja
FanfictionCo by było gdyby do Freda i Georga dołączył ktoś jeszcze? A gdyby była to dziewczyna? Pochodząca z czystokrwistej, szlacheckiej rodziny. Rodziny, która nie akceptuje "zdrajców krwii" i "szlam". Ale gdyby ona miała inne zdanie od nich. Taka właśnie j...