23. Kolejna afera i atak

2K 158 2
                                    

Wróciliśmy do Hogwartu już tydzień wcześniej. Nie działo się nic niezwykłego, tak samo jak w Norze po ataku tamtych gości. Mimo to starałam się bacznie wszystkich obserwować. Zauważyłam, że Eleonora patrzy na mnie podobnie. Jakby mnie monitorowała. Zastanawiałam się co to może znaczyć i czy tamte dwie tajemnicze rozmowy miały coś do rzeczy.
Wracałam akurat z ostatniej tego dnia lekcji, razem z bliźniakami, do dormitorium. Gadaliśmy i śmialiśmy się. Było bardzo przyjemnie, jak zwykle. Nim jednak stanęliśmy przed drzwiami naszego Pokoju Wspólnego drogę zastąpili nam Ślizgoni. I to nie byle jacy. Była ich piątka, w tym moja siostra, chłopak, z którym kłóciła się w łazience i trójka innych, starszych od Eleonory.
-No, no - zaczęła moja siostra. - Gdzie tak się spieszymy?
-A czemu cię to interesuje? - zapytałam rezolutnie.
Elan zagwizdała.
-Przecież jesteś moją młodszą siostrą. Czy to nie naturalne?
-W twoim przypadku? - zadrwiłam. - Bynajmniej.
-Roosevlt przejdź do rzeczy - warknął chłopak z toalety do Eleonory.
-Spokojnie. Mamy czas - odrzekła tamta i głębko westchnęła. - Oddawaj mi ten pierścionek - zarządziła. - TERAZ!
-Nie - odparłam z opanowaniem, choć w rzeczywistości bardzo się bałam.
-Nie?
-Zostaw ją w spokoju - wciął się Fred.
-Ty wredna maniaczko czystości krwii - dokończył George. Eleonora popatrzyła na nich ze złością, a ja z uśmiechem.
-Może by jej tak ubrudzić tą krew, George? - zaproponował Fred.
-Z przyjemnością, Fred - odparł George.
-Tylko jak to zrobić?
-Może wlejemy jej jakieś błoto przez nos.
-Liepiej wstrzyknąć od razu do krwii. Będzie szybciej.
-Zamknijcie się! - krzyknęła Elan cała czerwona i wyjęła różdżkę. - Crucio! - powiedziała kierując ją na Freda. Chłopak zawył z bólu i upadł na podłogę wijąc się konwulsyjnie. Patrzyłam przerażona jak jeden ze Ślizgonów rzuca to samo zaklęcie na George'a. Dopiero gdy drugi z bliźniaków również upadł krzyknęłam.
-Dość! Przestańcie! Stop! - rozkazywałam.
-Oddaj pierścień - warknął chłopak, którego wcześniej widziałam w toalecie. Pokręciłam głową. Zamknęłam oczy i skupiłam się.
-Reditum - powiedziałam i już po chwili stałam przed wszystkimi w mojej postaci maga. Siostra spojrzała na mnie z przerażeniem, a ja zaczęłam się ponownie zastanawiać jakie zaklęcie rzucić. Pierwszym, które przyszło mi do głowy było akurat to samo co wcześniej.
-Drętwota! - krzyknęłam i po chwili wszyscy Ślizgoni leżeli na podłodze nieprzytomni, a dalej, ku mojemu zdziwieniu była dziura w ścianie. Nie zwróciłam na to jednak większej uwagi, gdyż jak najszybciej podbiegła do Freda i George'a. Oboje również leżeli nielrzytomni. Zaczęłam panikować, kiedy nagle ktoś pojawił się na schodach. Był to jakiś szóstoroczny Krukon. Szybko ogranął on wzrokiem sytuacje i rozkazał.
-Zostań tu! Pójdę po pielęgniarke - po czym pobiegł w odpowiednią stronę.

Kilka godzin później byłam już w swojej normalnej postaci i po raz nie wiem który opowiadałam dyrektorowi co się właściwie stało. Bardzo dziwiło mnie jego zachowanie, gdyż uparcie twierdził, że skoro tylko nasza trójka to widziała, a już obudzeni Ślizgoni się wypierają nie może im niczego udowodnić i tym samym wyrzucić ich ze szkoły.
-Ale panie dyrektorze - mówiłam po raz kolejny - Skoro bliźniacy dostali tą klątwą to chyba logiczne, że to oni musieli to zrobić.
-Nikt inny tego nie widział, panno Roosevelt. Na prawdę mi przykro, ale nie mogę nic zrobić.
-Przecież jest pan dyrektorem!
-Ale nie mam przeciwko tym Ślizgonom dowodów - tłumaczył cierpliwie Dumbeldore.
-Czyli co? - zdenerwowałam się. - Że niby to równie dobrze mogłam być ja?! A oni tylko tam sobie stali?!
-Nie o to mi chodziło, Beartice...
-Właśnie o to! - już kompletnie straciłam cierpliwość i nie zaważając na kogo krzyczę dodałam - Pan chce ich po prostu chronić! Jest pan dokładnie taki sam jak moi rodzice! Dokładnie taki sam! - po czym pośpiesznie wyszłam z gabinetu. Gdy tylko znalazłam się na korytarzu wzięłam kilka głębszych oddechów i oparłam się o ścianę. Chciałam iść do Skrzydła Szpitalnego, żeby odwiedzić bliźniaków, ale wiedziałam, że to nie jest zbyt dobry pomysł. Byłam za bardzo zestresowana i zaraz zaczęłabym krzyczeć albo po prostu mówić zbyt głośno. Musiałam wszystko przemyśleć. Po pierwsze o co chodzi Ślizgonom? Czyżby szykowali się ja powrót Voldemorta? To wydawało mi się mało realne, choć... kiedyś słyszałam jak rodzice o tym dyskutowali. Mówili o czymś co podobno mogło przywrócić mu życie, a nawet dawną potęgę. Zadrżałam. Gdyby tak się stało byłabym narażona na koszmarne niebezpieczeństwo... tak samo jak Weasley'owie. Zamkęłam oczy i wtedy, nagle coś sobie uświadomiłam. Jeśli Voldemort faktycznie miałby powrócić to nigdzie nie byłabym bezpieczna. Nawet tutaj, nawet zaraz obok Dumbeldore'a. Nigdzie.

Fred, George i JaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz