3/6
Gdy obudziłam się, w pomieszczeniu panował prawie całkowity mrok. Jedynym źródłem światła była pojedyncza pochodnia. Na początku nie do końca zorientowałam się gdzie jestem. Bolała mnie głowa i wciąż byłam oszołomiona. Dopiero po ponad minucie udało mi się zorientować. No jasne. Byłam w tej samej sali, w której widziałam Dumbledore'a! Nie wiedziałam co zrobić, a byłam pewna, że nie dam rady uciec, więc postanowiłam się dokładnie rozejrzeć. Wstałam. Kiedy mnięły mi pierwsze zawroty głowy zrobiłam kilka kroków. Sala nie różniła się niczym od tej ze snu. To musiała być ona. Przeszłam na około i przeszukałam wszystkie zakamarki. Nie znalazłam jednak niczego, ani nikogo. Jedyną rzeczą była jakaś klapa w podłodze. Widząc ją przypomniałam sobie, gdzie wrzucili dyrektora. Kiedy jednak próbowałam ją otworzyć okazała się zamknięta. Zrezygnowana usiadłam na podłodze. Co miałam zrobić? Siedzieć tu i czekać, aż po mnie przyjdą? Pokręciłam głową z rezygnacją i popatrzyłam na swoje buty. W tamtej chwili coś mi zaświtało. Przecież właśnie w bucie miałam schowaną różdżkę od McGonagall! Sięgnęłam po nią. Była na swoim miejscu. Wyjęłam przedmiot z buta i delikatnie przejechałam palcami po drewnie. Musiałam najpierw wszystko dokladnie przemyśleć. Postanowiłam rzucić najpierw Alohomore. Tak też zrobiłam.
-Alohomora. - powiedziałam pewnie. O dziwo, klapa ustąpiła. Pełna podejrzeń zajrzałam do środka. Tam, było już kompletnie ciemno.
-Lumos - wyszeptałam. Końcówka mojej różdżki rozbłysła oświetlając pomieszczenie. Było raczej małe, bez żadnych mebli. Siedziała tam jednak jedna osoba. Wyglądała jakby jakiś czas temu została wygolna na łyso. Od razu byłam pewna kim jest. Zeskoczyłam do środka.
-Dyrektorze? - zapytałam. Mężczyzna spojrzał na mnie spokojnym, ale zaskoczonym wzrokiem.
-Beatrcie? - zapytał. - Co ty tutaj robisz, dziecko?
-Złapali mnie - odparłam spuszczając wzrok. - Ale to nie ważne. - dodałam. - Ważne jest to, że mam różdżkę i mogę pana uratować!
Dumbledore patrzył na mnie coraz bardziej zaskoczony, ale na jego twarzy i w oczach zaczął pojawiać się uśmiech.
-Dziękuję, Beatrice. - powiedział podnosząc się z podłogi. Miał na sobie brudne, zakrwawione szaty, ale i tak nie zmieniało to faktu, że wyglądał na potężnego. - Czy mogę dostać tą różdżkę? - poprosił. Pokiwałam głową i oddałam mu przedmiot. Mężczyzna złapał mnie za ramie i dziwnym zkalęciem lewitował na górną część sali.
-Mogę pana o coś prosić? - zapytałam.
-Oczywiście, moja droga. - staruszek uśmiechnął się.
-Za nim stąd uciekniemy... mógłby pan odzyskać mój pierścień? Ojciec go ma.
-Zrobię co w mojej mocy. - obiecał dyrektor po czym razem ze mną podszedł do, o dziwo, od razu odpowiedniej ściany i wypowiedział odpowiednie zaklęcie. Ściana odsunęła się. Korytarz był pusty więc oboje wyszliśmy. Dumbledore ruszył przodem, a ja krok za nim. Poszliśmy odzyskać mój pierścień.Perspektywa George'a
Razem z Fredem wymknęliśmy się z dormitorium Gryfonów i, nie zważając na zakaz Fliwicka, ruszyliśmy prosto do lochów. Oczywiscie wzięliśmy ze sobą Mapę Huncwotów, więc nie było mowy o tym, żeby jakiś nauczyciel nas zobaczył. Gdy doszliśmy na miejsce, do kwater Snape'a usłyszeliśmy odgłosy kłótni. Freddy stał z przodu. Pokazał mi, żebym podszedł od drugiej strony tak też zrobiłem. Wtedy usłyszeliśmy odgłosy kłótni. W prawdzie nie wszystkie słowa dało się zrozumieć, ale część z nich...
-...Malfoya gdzieś?! - to był wyraźnie głos McGonagall.
-Zamknąłem go głupia kobieto, ale.... uciec! - to z kolei mówił Snape.
-Musiałeś.... różdżkę w... zasięgu! - wstrząsnęła nauczycielka transmutacji.
-Nie zostawiłbym niczego w... miejscu!
-Może przez nieuwagę...
-Czy ja jestem twoim zdaniem nieuważny, Minerwo?! Przeciez dobrze wiesz, że szpiegowałem... od wielu lat!
-Mogło ci coś umknąć, Severusie!
-Jeśli... tylko i wyłącznie twoja wina! - po tych slowach nastała cisza. Najwyraźniej nauczyciele przestali się już kłócić. Razem z Fredem oddaliliśmy się trochę od drzwi i stanęliśmy w jednym z zaułków. Popatrzyłem na brata porozumiewawczo.
-Skoro Malfoy uciekł. - zaczął Fred.
-To znaczy, że Beat może być w niebezpieczeństwie - dokończyłem.
-Nie ufam temu Stevensowi - rzekł mój brat.
-Ja też - skinąłem głową. - Więc? - zasugerowałem.
- Jasne. - odparł Freddy. Kocham tą naszą jednomyślność. Po tej rozmowie oboje ruszyliśmy do sali od transmutacji.
CZYTASZ
Fred, George i Ja
FanfictionCo by było gdyby do Freda i Georga dołączył ktoś jeszcze? A gdyby była to dziewczyna? Pochodząca z czystokrwistej, szlacheckiej rodziny. Rodziny, która nie akceptuje "zdrajców krwii" i "szlam". Ale gdyby ona miała inne zdanie od nich. Taka właśnie j...