18. "Ochlap mnie jeszcze raz, a zobaczysz!"

2.3K 180 3
                                    

Gdy wbiegłam do wieży Gryffindoru okazało się że jest pusta. Był to bardzo ładny, słoneczny dzień i mało kto siedział w środku. Wbiegłam do dormitorium zatrzaskując za sobą drzwi i rzuciłam się na łóżko. Właśnie straciłam szansę na pwrót do rodziny. Ale czy oni kiedykolwiek nią byli? Owszem opiekowali się mną, wychowywali i tak dalej. Tylko skoro tak łatwo przyszło im porzucenie mnie to chyba nią jednak nie byli. To spowodowało jeszcze większy ból. Wychodziło na to, że nigdy nie miałam rodziny. Płakałam bardzo długo. W końcu podniosłam się. Poszłam do łazienki i przemyłam twarz zimną wodą. Byłam cała zapuchnięta, ale przynajmniej po umyciu, już nie tak czerwona. Wyszłam z dormitorium i rozejrzałam się. W tej samej chwili do Pokoju Wspólnego weszli Fred i George.
-I jak, Snape dał wam w kość? - zapytałam starając się ukryć fakt, że przed chwilą płakałam.
-Trochę.
-Kazał czyścić kociołki
-I nieźle nam nawymyślał
-Jak mu pyskowaliście to wam nawymyślał - odparłam ze złośliwym uśmiechem.
-Skąd wiedziałaś?
-Powiedzmy, że zdążyłam was już lepiej poznać.
-Idziemy na błonia? - zapytał George.
-Jasne, chodźmy. - odparłam i ruszyliśmy w tamto miejsce. Mimo, że byłam tam jeszcze nie dawno, chętnie wróciłam jeszcze raz, choć ostatnio sytuacja była raczej nieprzyjemna. Chwilę szłam zamyślona. Z tego stanu wyrwało mnie popchnięcie. Było tak silne, że prawie się przewróciłam. Spojrzałam w prawo.
-George, znowu chcesz mnie przewrócić?!
-Jak to znowu?
-A na początku roku, to co? Już zapomniałeś?
-Przecież cię wtedy przeprosił!
-Odezwał się ten, który mówił, że jego brat tylko udaje! - powiedziałam powstrzymując śmiech. Bliźniacy jednak to zauważyli i oboje popchnęli tak, że gdy przewrócili mnie, sami upadli. Wszyscy zaczęliśmy się turlać po zboczu pagórka. Mimo najlepszych chęci w żaden sposób nie mogliśmy się zatrzymać, bo co chwila jedno popychało drugiego. Skończyło się na tym, że całą trójką wpadliśmy prosto do jeziora. Byliśmy cali mokrzy, ale przynajmniej udało nam się zatrzymać. Ze śmiechu zachłysnęłam się wodą co spowodowało nagły atak kaszlu i plucie wodą na wszystkie strony. Fred został przeze mnie opluty prosto w twarz i, w gwoli zemsty ochlapał mnie. Oczywiście nie pozostawałam mu dłużna. George postanowił pomóc bratu.
-Jedna na dwóch? Czy to nie jest nie fair? - zapytałam.
-Nie przeceniaj swoich możliwości
-Zapomniałaś już kto oblał cię wodą przed pierwszym kawałem?
-Twoje ciosy bolały bardzo długo, nie przeczę
-A krzyk rozbrzmiewał pewnie w całym Hogwarcie,
-Ale nie wygrasz z nami tak łatwo
-Jak chcecie ocenić kto jest zwycięzcą? - mówiąc to chlapnęłam George'a w brzuch.
-Po co oceniać
-Skoro wiadomo,
-Że to my?
-Nie przeceniajcie swoich możliwości - powtórzyłam ich słowa.
-To był... - zaczął George, ale nie było mu dane dokończyć, bo niedaleko nas rozległ się krzyk. Przerwaliśmy bitwe wodną i popatrzyliśmy w kierunku, z którego dobiegał głos. Zobaczyliśmy tam rozwścieczonego Filch'a wraz z panią Norris u boku.
-Wyłazić z tamtąd! Natychmiast! - krzyczał woźny. Oczywiście nie trzeba nam było dwa razy powtarzać i faktycznie natychmiast wyszliśmy z wody, choć nie dlatego, że chcieliśmy dać się złapać. Bynajmniej. Zaczęliśmy uciekać przed rozwścieczonym woźnym. Biegliśmy w stronę zamku, a on, za nami. Ale kiedy już byliśmy całkiem niedaleko, przed nami dosłownie wyrosła McGonagall. Widząc nas całych przemoczonych i uciekających przed Filch'em, złapała się pod boki i srogim głosem zapytała.
-Dokąd się wam tak spieszy?
Stanęliśmy i zrobiliśmy miny niewiniątek. Chwilę później dobiegł do nas Filch.
-Ta trójka stała w jeziorze i chlapała się tak, że inni uczniowie też mogli zostać zmoczeni, gdyby byli w pobliżu! - naskarżył na nas woźny.
-Tak? - zapytała McGonagall. - Co macie na swoje usprawiedliwienie?
-Cóż - zaczęłam. - W zasadach szkoły chyba nie ma nic o zakazie chlapania się...
-Dla żartów - dodał George.
-Ani o zakazie kąpieli. - uzupełnił Fred
-Ale jeśli jest - powiedziałam
-To bardzo chętnie posłuchamy pani wyjaśnień.
-Jestem pewna, że byłaby to bardzo mądra i... - nie dokończyłam, bo McGonagall pokręciła głową ze zniecierpliwieniem i powiedziała.
-Dobrze, idźcie już - machnęła ręką w stronę dormitoriów. Mrugnęłam do bliźniaków i gdy byliśmy kawałek dalej powiedziałam:
-Tak oto Beatrice Roosevelt wydostaje się z opresji.
-Hej my też ci pomagaliśmy! - oburzyli się bracia.
-Byliście...hmm, powiedzmy dodatkiem specjalnym.
Po tych słowach wróciliśmy mokrzy i roześmiani do dormitoriów.

Fred, George i JaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz