30. Rozmowa ze Snape'm

1.4K 119 2
                                    

Siedziałam jak na szpilkach w gabinecie profesora. Z moich obu stron siedzieli, jak zwykle bliźniacy. Snape był w pomieszczeniu obok i czegoś szukał. Właśnie zaczęłam zastanawiać się nad ucieczką, kiedy mężczyzna wszedł do pokoju i usiadł po przeciwnej stronie biurka niż my. Nim jednak zaczął cokolwiek mówić rzucił jakieś zaklęcia na drzwi, a potem cały pokój. Dopiero po upłuwie minuty, trwającej dla mnie całe, długie godziny spojrzał na nas przeszywającym, zimnym spojrzeniem.
-Czy nie uważan pani, panno Roosevelt, że środek nocy to nie zbyt dobry moment na przechadzki po szkolnych błoniach? - zapytał sarkastycznie zwróciwszy się do mnie.
-Nie - mruknęłam niechętnie.
-Więc co tam robiłaś, Roosevelt?! - krzyknął, o dziwo kompletnie ignorując obecność bliźniaków. Ja jednak milczałam. Profesor wstał i zaczął przechadzać się wzdłuż gabinetu. Minę miał nieprzeniknioną, więc nie mogłam nawet domyślać się co nastąpi później.
-Ile wiesz? - spytał zimnym głosem, nagle zatrzymując się i patrząc na mnie... nie, dosłownie wwiercając się we mnie czarnymi oczyma.
-To zależy na jaki temat - próbowałam udawać głupią, choć dokładnie wiedziałam o co mu chodzi.
-Dobrze wiesz jaki - wycedził podchodząc bliżej w moją stronę. Przęłknęłam nerwowo ślinę.
-N-nie - wyjąkałam starając się zachować zimną krew. Ten człowiek od zawsze mnie przerażał.
-Więc, co tam robiłaś?! - spróbował znowu już wyraźnie tracąc cierpliwość.
-My ją tam wyciągnęliśmy - powiedział nagle Fred.
-Bardzo nie chciała iść - poparł go George.
-Ale my potrzebowaliśmy jej pomocy
-Do zrobienia kawału
-Który byłby sławny na cały Hogwart
-Bardzo przepraszamy.
Snape jednak o dziwo nie zwrócił na nich najmniejszej uwagi i kontynuował wciąż wpatrując się we mnie.
-Roosevelt, powiedz po prostu co słyszałaś, dla własnego dobra! - rozkazał.
-A co mi pan może zrobić? - poczułam nagły przypływ pewności siebie. O nie, nie dam się tak wykiwać!
-Ja nic, ale Czarny Pan to już coś innego. Wiem, że słyszeliście tamtą rozmowę. Całą trójką - rzekł z dużą dozą sarkazmu. A więc jednak wiedział! Nie wiedziałam, dosłownie nie miałam pojęcia czemu pozwolił nam na podłuchanie jej, ale w mojej głowie zaczęła się rodzić pewna teoria. Dlatego i chyba tylko dlatego, zdałam się na swoją intuicję wypaliwszy.
-Wiemy o tym, że Lucjusz Malfoy podszywa się pod dyrektora.
Za równo on jak i bliźniacy spojrzeli na mnie. On ze swoją znajomą maską, ale ze zdziwieniem, gdzieś głęboko w lodowatych oczach, oni ze strachem i jeszcze większym zaskoczeniem.
-Beat przecież to zdrajca! - krzyknęli obaj, ale zaraz pożałowali, bo Snape na chwilę oderwał wzrok ode mnie i warknął do nich.
-Po 50 punktów od Gryffindoru za wyzywanie nauczyciela, aroganckie zachowanie i przechadzki nocą po szkole.
To trochę ostudziło ich zapał, ale wciąż wpatrywali się to w niego to we mnie z wyraźnym szkokiem.
-A więc tak, panno Roosevelt? - wycedził. - Co mieliście zamiar z tym zrobić? Sami załatwić Malfoya?! Myślicie, że dalibyście sobie radę?!
Pokręciliśmy głowami.
-Macie zostawić tą sprawę w spokoju! - zarządził. - Osobiście powiadomię wszystkich, których potrzeba, czego wy nie zamierzaliście zrobić. - dodał z sarkazmem. Nie zamierzałam mu mówić o Mcgonagall, więc zachowałam dalsze milczenie.
-Za to, za wasze zachowanie, wejście do Zakazanego Lasu, wychodzenie z dormitoriów po ciszy nocnej, śledzenie nauczyciela i nie posłuszeństwo odejmuję wam po 50 punktów, a od jutra, co wieczór, macie szlaban, aż do odwołania. Żegnam. - po czym nie dając nam nic powiedzieć wyprowadził nas najpierw ze swojego gabinetu, a później zaprowadził prosto do dormitoriów. Cieszyliśmy się jedynie, że nie widział Mapy Huncwotów, bo na 100% by nam ją zabrał.
Strapiona położyłam się do łóżka. Zasnęłam jednak dopiero około 5 rano, bo całą noc zastanawiałam się nad wszystkimi, ostatnimi zdarzeniami.

Fred, George i JaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz