Od rozmowy z Hansem nie odzywaliśmy się do siebie i czas spędzałam już tylko Fredem, Geroge'm, Harry'm i czasami Cedrikiem. Było mi przykro z tego powodu, ale nie mogłam nic na to poradzić. Dodatkowo musiałam wymyślić jeszcze swoją taktykę na pokonanie smoka.
-Hej, Beat. - zawołał George wyrywając mnie z zamyślenia. - Mam chyba pomysł.
-My mamy pomysł, bracie, nie umniejszaj mojego udziału w nim.- zaoponował Fred.
-Dobrze, nie będę. A więc tak jak mówiłem.
-MAMY pomysł.
-Ale na co? - nie do końca zrozumiałam.
-Na to jak możesz pokonać tego smoka.
-Przecież jesteś magiem.
-Dumbledore ogłaszał, że nie można używać różdżek.
-A nie własnych rąk, prawda?
Na chwilę zapanowała cisza, a potem skoczyłam na równe nogi i niemal zgniotłam bliźniaków w uścisku.
-Jesteście najlepsi, a ze mnie była idiotka, że wcześniej na to nie wpadłam! - wykrzyknęłam im prosto do ucha.
-Ciszej, bo ogłuchniemy i zostaniemy uduszeni! - zaoppnowali, na co zaśmiałam się, wypuściłam ich z uścisku i trochę odsunęłam.
-Ale i tak potrzebujesz taktyki. - uświadomił mnie Fred.
-My jednak.
-Jako twoi najlepsi przyjaciele.
-Postanowiliśmy się poświęcić.
-I pomóc ci ją znaleźć.
-Nawet, jeśli to będzie oznaczało pójście do biblioteki. - dokończył George, na co mój uśmiech pogłębił się.
-Więc na co czekacie? Chodźmy! - zarządziłam i całą trójką pobiegliśmy w stronę biblioteki. Za nim jednak przebiegliśmy choćby połowe drogi, przed nami, jak spod ziemi wyrusł profesor od OPCM'u - Moody i zachamowaliśmy omal na niego nie wpadając.
-Nie wolno biegać po korytarzach. - upomniał nas chłodnym tonem, po czym dodał. - Potter, idziesz ze mną.
Popatrzyłam na niego zdziwiona.
-Ale czemu? - zapytałam.
-Właśnie. - poparli mnie bliźniacy.
-Czemu nie możemy iść z nią?
-Możemy się do czegoś przydać.
-Albo poprzeszkadzać...
-Zamknąć się. - warknął tylko Moody, po czym złapał mnie za rękaw i pociągnął za sobą. Nie mogłam nic zrobić, więc tylko odwróciłam głowę w stronę bliźniaków, którzy pokazali mi na migi, że będą czekać w bibliotece. Pokazałm im już tylko uniesiony w górę kciuk i odwróciłam się z powrotem w stronę profesora.Niecałą godzinę później siedziałm już w bibliotece z bliźniakami ustalając szczegóły mojej taktyki, którą po części podsunął mi Moody, bo jak się okazało chciał ze mną porozmawiać właśnie o niej. Bardzo mnie to zdzwiło, ale cieszyłam się, bo w życiu nie wolałabym na ten, w sumie dość prosty pomysł.
-Ach... - westchnął w końcu George przeciągając się na krześle.
-Wreszcie skończyliśmy. - dokończył Fred.
-Więc czas na odpoczynek.
-Chodźmy. - powiedziałam i podnieśliśmy się z krzeseł z postanowieniem polatania nas boiskiem od quiddicha. Jako, że miałam nową miotłę - najnowszy model, czyli błyskawicę, którą podobnie jak Harry dostałam od Syriusza, byłam bardzo zadowlona że mogę sobie na niej polatać.Stanęliśmy na boisku z miotłami w rękach.
-Kto ostatni przeleci pięć okrążeń wokół boiska, ten kradnie Filchowi panią Norris i oddaje po tygodniu mówiąc, że znalazł ją w gabinecie McGonagall! - wydarłam się i odbiłam z całej siły od podłoża.
-Hej! To nie sprawiedliwe! - krzyknęli bliźniacy i ruszyli zaraz za mną. Niestety nie mieli sznas i mogli powąchać tylko kurz, który za sobą zostawiałam. Czułam jak wiatr rozwiewa mi włosy i podrywa szatę. Śmiałam się w głos, a po 5 okrążeniu zaczęłam gwałtownie pikować w dół i zachamowałam przed samą ziemią, zeskakując z miotły. Bliźniacy właśnie zaczęli swoje ostatnie okrążenie i kilka sekund później wykonali podobną akrobacje jak ja. Fred dotknął ziemi ułamek sekundy później.
-Oj Fred, Fred. - westchnęłam, a George dodał.
-Szykuje się ciekawe przedstawienie.
CZYTASZ
Fred, George i Ja
FanfictionCo by było gdyby do Freda i Georga dołączył ktoś jeszcze? A gdyby była to dziewczyna? Pochodząca z czystokrwistej, szlacheckiej rodziny. Rodziny, która nie akceptuje "zdrajców krwii" i "szlam". Ale gdyby ona miała inne zdanie od nich. Taka właśnie j...