11.On patrzył się na ciebie jak na cud.

3.1K 197 5
                                    

Ellie

Lekkie mrowienie, które czuję w całym moim ciele informuje mnie, że jednak nie umarłam. Fakt ten jest tylko w części pocieszający, gdyż nieprzyjemne odczucie z zadziwiającą prędkością przekształca się w ból, który bardzo trudno ignorować.

Otwieram oczy mrugając kilkakrotnie z powodu jasnego światła, które razi mnie w oczy. Powoli wyłaniam się z odrętwienia i zaczynam odczuwać coś innego niż ból. Łóżko, na którym się znajduję jest strasznie niewygodnie i gniecie mnie w plecy, a moja dłoń jest zadziwiająco gorąca. Gdy spoglądam w jej stronę widzę mężczyznę, który wpatruje się we mnie z szeroko otwartmi oczami. Mój mózg potrzebuje tylko ułamka sekundy, by rozpoznać osobę przede mną.

- Michael...- szepczę zaskoczona.

- Ellie... - w jego głosie pobrzmiewa niedowierzanie pomieszane z czymś jeszcze, ale z czym? - Boże, tak bardzo...

- Boli - warczę przerywając mu. Zdaję sobie sprawę, że mogło zabrzmieć to trochę wrednie, ale nie mogę się już dłużej powstrzymywać. Zaciskam zęby czując tępe pulsowanie w tyle czaszki, które powoduje u mnie mdłości.

- J-już - wstaje szybko - Zaraz wracam.

Drzwi otwierają się niecałe pięć minut później, a do sali wchodzą trzy osoby. Michael staje przy ścianie nie odzywając się nawet słowem, a ja skupiam wzrok na pozostałych dwóch osobach. Jedną z nich jest kobieta w fioletowym stroju, z miłym uśmiechem, która wygląda na jakieś pięćdziesiąt lat. Ma farbowane blond włosy ścięte na pazia, delikatny makijaż i małe kolczyki w uszach. Drugą osobą jest mężczyzna, który wygląda jak jakaś gwiazda filmowa. Czarne gęste włosy zaczesane ma do tyłu. Jego usta mają barwę dojrzałej maliny, a gęste rzęsy rzucają cienie na kości policzkowe. Dobrze zarysowana szczęka daje wrażenie dojrzałości, co muszę przyznać dodaje mu seksapilu. Ma jakieś trzydzieści pięć lat, ale muszę przyznać, że wygląda bardzo dobrze.

- Dzień dobry - mówi lekarz obdarzając mnie zawodowym uśmiechem. Skąd to wiem? Jego uśmiech przypomina minę szaleńca, którego przejechał samochód, i który ma kijek w dupie. - Jak się czujesz?

- Boli mnie - jęczę zaciskając zęby z bólu - Mógłby pan...

- Oczywiście - przerywa mi, po czym zwraca się do kobiety po swojej prawie - Podajemy morfinę, połowa wcześniejszej dawki.

Kiedy pielęgniarka wychodzi lekarz zaczyna podstawowe badania karząc mi wodzić wzrokiem za jego palcem, następnie świecąc mi małą latarką prosto w oczy. Chwilę później wraca pielęgniarka, która zaczyna podłączać mi kroplówkę, a ja dopiero teraz zauważam plakietkę przypiętą do jej piersi, na której widnieje imię 'Alice'.

Gdy zostaję sama z Michaelem zupełnie nie wiem, co mam powiedzieć, a co dopiero zrobić z wzrokiem, który z całej siły stara się go unikać. Słyszę, że się porusza, ale uparcie wpatruję się w sufit, który stał się nagle bardzo interesujący. Kiedy wyczuwam jego dłoń na swojej nie mogę dłużej ignorować jego osoby, więc spoglądam na niego. Jego spojrzenie jest pełne czegoś, co z całych sił staram się nie określać, dlatego przełykam głośno ślinę i rumienię się jak na zawołanie. Próbuję jak najdelikatniej zabrać swoją dłoń z jego, ale nie pozwala mi na to ściskając ją naprawdę mocno.

- Ellie - mówi marszcząc brwi - Przepraszam za to, co wtedy ci powiedziałem. To..ten wypadek nie...

No właśnie. Ten wypadek. Jak na zawołanie ze zdwojoną siłą wraca tamto wspomnienie. Odraza do tego człowieka, zawód i ucieczka. Potem strach...reflektory auta, pisk opon i ból. Ból, który spowodował utratę świadomości.

- Co ty tu w ogóle robisz? - wypaliłam przerywając mu.

Popatrzył na mnie wybałuszając oczy, a ja w myślach walnęłam się w czoło. Nie powinnam tak na niego najeżdżać, mimo tego, że nadal nie rozumiałam, czemu siedzi koło mnie. Rozumiem, że mógł chcieć przeprosić, ale to zupełnie nie było w stylu chłodnego i autorytarnego pana prezesa. Ten człowiek, z którym spotkałam się w kawiarni, był zupełnie inny od tego, jakim przedstawił mi się w firnie, i choć rozumiałam, że musiał być profesjonalistą, to poczułam się zawiedziona. Zawiedziona tym, że nie mogłam go rozgryźć, bo tak na prawdę, to nie wie wiedziałam, czy udawał przede mną, czy przed pracownikami. Mimo wszystko wolałam jego miłą, pogodną i uroczą wersję. Serio, Ellie? Uroczą? Pff...

- Ellie? - zamrugałam kilkakrotnie - Słyszysz mnie?

Najwidoczniej odpłynęłam, i nawet nie zdałam sobie sprawy z tego, co do mnie mówił. Uhh...zdarza mi się to coraz częściej.

- Przepraszam, zamyśliłam się.

- Rozumiem - pokiwał głową.

- Więc?

- Hm?

- Dlaczego tu jesteś?

- Martwiłem się - mówi uśmiechając się szeroko. Po raz pierwszy zauważyłam, że ma dołeczki w policzkach.

Martwił się. Martwił się. Martwił się.

Okej. Spoko. Może być.

Co ja pieprzę?! To mój szef. Nie znajomy, nie przyjaciel, tylko szef. Nie powinien tego mówić, nawet jeśli to prawda. Tak nie przystoi. Nie chodzi już o to, że powiedział coś zbereźnego, tylko po prostu jego wzrok już sam mówił za siebie. Nie potrzebowałam teraz problemów. Nie chciałam mieć go na głowie, i prawdę mówiąc chciałabym, by zniknął z mojego życia. Jest uderzającą mieszanką esencji, która nawet zakonnicę wystawiłaby na cholernie popieprzoną próbę.

Przed jego słowami ratuje mnie Mia, która wpada jak burza do sali z rozwianymi włosami, w krótkiej koszulce i jeansach z wysokim stanem. W tej chwili czuję się jak cholerne brzydkie kaczątko, a humoru nie poprawia mi to, że Michael skanuje ją dokładnie wzrokiem. Mimo to cieszę się, że tu jest, bo dzięki niej uniknęłam nieprzyjemnej sytuacji.

- Hej - uśmiecha się perliście - Michael idź sobie stąd. Muszę z nią pogadać.

- C-co? - wyjękuję - O czym my...

- Spokojnie, Ellie - puszcza moją dłoń ściskając ją uprzednio - Porozmawiamy o tym następnym razem.

Wstaje z krzesła uśmiechając się perliście i wychodzi z sali patrząc jeszcze na Mię. W duchu proszę Boga, by Michael nie poruszył więcej tego tematu, bo inaczej skazana zostałabym na skrępowanie, i skrzywdzenie niewinnego człowieka. Uroczego człowieka. Uśmiecham się na samą myśl o nim, a Mia wpatruje się we mnie z otwartymi ustami i mocno wytrzeszczonymi oczami, w skutek czego rumienię się dzisiaj już chyba po raz enty.

- Ellie? - pyta swoim specjalnie przesłodzonym głosem - Czy ty się rumienisz?

Milczę, bo nie wiem, co miałabym jej powiedzieć. Przecież widzi jak jest.

- O Boże! - piszczy, a moje uszy ledwie wytrzymują te napięcie - Zakochałaś się!

- Kuźwa, nie!

- Przecież widzę, że ci się podoba.

- Miłość to nie to samo, co podobanie się komuś - stwierdzam z prostotą - Podobać się możesz komuś, kto cię nie kocha. Ale jeśli ktoś cię kocha, to oznacza, że mu się podobasz, ale i coś więcej...on podoba ci się bez względu na wszystko. Zawsze i wszędzie. Tak już zostaje. Zwykłe podobanie się jest ulotne i powierzchowne. Szybko przemija. Miłość nie przemija. Albo jest, albo jej nie ma. Jeśli mija, to nie jest to miłość, ale podobanie.

- Czasem się zastanawiam, kto tu jest starszy - chichoczę, na co przewraca oczami - Tak czy inaczej on podoba się tobie, a ty jemu.

- Nie pieprz głupot! - warczę.

- Ellie, potrzebujesz neonowego znaku na jego czole? - warczy wyraźnie sfrustrowana - On patrzył się na ciebie jak na cud. I wiesz co?

- Hm?

- Nie spieprz tego.

Godni Miłości Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz