63.Potrzebuję czasu.

1K 113 4
                                    

Ellie

Wchodzę do salonu, gdzie odkładam torebkę na kanapę. Michael stoi w drzwiach i chyba nie za bardzo wie, co ma ze sobą zrobić.

- Wejdź, proszę - zapraszam go gestem do środka.

Wchodzi powoli, rozglądając się dookoła. Siadam na jednym końcu kanapy, a on po chwili wahania robi to samo. Chyba obojgu ciąży ta odległość pomiędzy nami. Mimo tego wiem, że nic nie mogę z tym zrobić. Nie pozwolę znów omamić się Mike'owi serduszkami i miłością. Jeśli chce mnie zdradzać, to ja podziękuję za taki związek. Nie mogę żyć z kimś kto nie szanuje ani mnie ani siebie. Naszej miłości. Naszej nadziei na lepsze jutro. Naszej nadziei, że wreszcie życie się jakoś ułoży.

- Nie zdradziłem cię - oczy Michaela są wielkie i szczere.

- Wiem, co widziałam - mój głos jest zachrypnięty. Boli, gdy wspominam sytuację, z jego gabinetu.

- To nie było tak - przysuwa się do mnie, ale ja nie chcę, by nie dotykał.

- Zostaw - odsuwam się od niego, wstając z kanapy - Nie mogę.

- Ellie... - wzdycha ciężko. - Proszę cię...

- O co? - śmieje się jego zuchwałością. Jak on ma czelność mnie o coś prosić?! - Może o to, bym ci wybaczyła? A może żebym się odpieprzyła i nie zawracała ci głowę?!

- Ellie, nie. Oczywiście, że nie. - wstaje na równe nogi, podchodząc do mnie. Wygląda jednocześnie na urażonego i oburzonego - Kocham cię, skarbie. Rozumiesz? Kocham cię.

- Nie chce tego słuchać! - warczę, wymijając go i kierując się w stronę kuchni.

- Ellie, poczekaj - ciągnie mnie za ramię, a ja wpadam w jego ręce - Porozmawiajmy.

- A o czym ty chcesz tutaj rozmawiać? - drwiąco podnoszę jedną brew - Zdradziłeś mnie, a następnego dnia pewnie znów byś ją przeleciał, gdybym wam nie przeszkodziła. Może mam jeszcze za to przeprosić?!

- Pracowałem tamtego dnia! - potrząsa moimi ramionami, a mi szarlotka z lodami podchodzi do gardła - Nawet nie było jej wtedy w firmie. Bylem sam z ochroną i Avą.

- Czemu miałabym ci wierzyć? - przełykam gulę, próbując uwolnić się z jego objęć - Puść mnie.

Uwalniam się z jego objęć, odsuwając się od niego. Mam mętlik w głowie. A jeśli Michael naprawdę mnie nie zdradził? Jeśli Jack miał rację? Co wtedy? Mogłabym do niego wrócić? Nadzieja powraca, ale ja od razu ją przyduszam. A niby co miało znaczyć to wszystko w jego gabinecie? Dotykał ją na moich oczach. Z tego jakoś się nie tłumaczy...

- Myślisz, że mógłbym to zrobić tobie? Zrobić to nam? - podnosi dłoń, by pogłaskać mnie po policzku.

- Nie ma żadnych nas - przełykam ślinę - Nie jesteśmy już razem.

- Kocham cię - mruczy, podchodząc bliżej mnie. Czuję dokładnie jego zapach, jego oddech owiewający moją twarz, utrudnia mi koncentrację

- Dotykałeś ją - łapię się ostatniej broni, bo wiem, że inaczej wymięknę.

- Przepraszam - chwyta mnie za dłoń, ale ja się wyrywam - Nie chciałem, co więcej mogę powiedzieć. Jestem tylko facetem.

- Tylko facetem?! - odsuwam się od niego, ledwo wierząc, w to co słyszę - Jesteś bezczelny! Gdybym ja pozwoliła się macać jakiemuś facetowi, to mogłabym się tłumaczyć tym, że jestem tylko kobietą? Wkurzyłbyś się o wiele bardziej ode mnie. Prawda jest jednak taka, że ja nigdy bym ci tego nie zrobiła. Wolałabym to zakończyć, niż zdradzić człowieka, którego kocham. To się nazywa szacunek!

Michael

Zbiera się we mnie wściekłość na myśl, że Ellie mogłaby leżeć w innych ramionach, że mogłaby należeć do kogoś innego. Nie przeszło mi ani razu na myśl, że mogłaby znaleźć sobie kogoś innego. Myślałem, że jestem dla niej jedynym wyborem, a nie tylko opcją spośród wielu.

Patrzę na jej mokrą od płaczu twarz i nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Spierdoliłem na całej linii. Przez zwykłą dziwkę z pracy właśnie tracę kobietę mojego życia. Chociaż tak naprawdę to tylko moja wina. Nie powinienem ją nawet dotykać. Ale jednego jestem pewien. Nie zdradziłem Ellie. Kocham ją jak nikogo innego. Jestem w stanie zrobić wszystko, by mi wybaczyła.

- Idź już - patrzę na Ellie, która unika mojego wzroku - No już!

- Ellie, proszę... - zacinam się. Co jeszcze mogę powiedzieć? - Daj mi szansę.

- Nie mogę - kręci głową - Kocham cię, ale po prostu nie mogę.

Szlocha, ukrywając twarz w dłoniach. Trzęsie się z bezsilności i jak na talerzu widzę ból i zawód, jaki jej sprawiłem. Kurwa! Jaki ze mnie idiota! Obiecałem, że sprawie, iż uwierzy, że zasługuje na miłość, zasługuje na szczęście. Okazuje się jednak, że zawiodłem ją na całej linii. Jestem skurwysynem.

- Przepraszam - podchodzę do niej, łapiąc ją i przytulając mocno. Wyrywa się, ale ja nie ustępuję. - Tak bardzo cię przepraszam.

- Ja... - pociąga nosem, mimowolnie tuląc się do mnie - Mike...

- Zrobię wszystko, byś mi wybaczyła - szepczę, wdychajac zapach jej włosów - Tylko daj mi jeszcze jedną szansę.

Wzdycha, próbując odepchnąć się ode mnie. Jej dłonie są małe i delikatne, wiec dobrze wiem, iż chce, bym sam zareagował. A ja muszę ją do siebie przekonać. Odsuwam się od niej, muskając jej twarz dłonią. Zamyka oczy, by po chwili spojrzeć na mnie odważnie.

- Potrzebuję czasu - jej głos jest zachrypnięty i cichy.

Czasu do czego? Do ułożenia sobie życia beze mnie? Do zakochania się w innym mężczyźnie? Do opuszczenia mnie na zawsze?

- Dobrze - przełykam ślinę, wiedząc, że i tak nie mam prawa do sprzeciwu - Czy... czy będziemy mogli się niedługo zobaczyć?

- Nie wiem - mruga oczami, wyraźnie zaskoczona moim pytaniem - Najpierw muszę ułożyć swoje sprawy. I pomyślę... o nas.

O nas? A więc jest nadzieja? Mogę mieć nadzieję, że wszystko się ułoży? Mogę?

- Nie zapominaj, że cię kocham, skarbie - podchodzę, łapiąc ją za dłoń. - Zadzwonię?

- Odezwę się - uśmiecha się lekko, a ja rozumiem. To ona decyduje co i jak. Nie mam dzwonić, bo nie jest pewna, czy chce to jeszcze ciągnąc. Ale kocham ją. Kocham to, co razem tworzymy. I wierzę, że uda nam się wrócić do siebie. Bo przecież miłość, to pokonywanie wszystkich przeciwności losu, czyż nie?




Godni Miłości Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz