38. ... nie martwię się tym.

976 90 0
                                    

Ellie

Siedzimy w salonie i w dalszym ciągu próbujemy naprawić dość dziwną sytuację, która zaistniała w momencie wybuchu Michaela. Pijemy wraz z Bunią kawę i patrzymy na mężczyzn, którzy pogrążyli się w rozmowie na temat jakiegoś meczu, który naprawdę musiał wywołać u nich mnóstwo emocji, zważywszy na to, że ciągle gestykuluja i podnoszą głosy.

Z miejsca, które zajmuję mam doskonały punkt widzenia na obu mężczyzn, dzięki czemu mogę zauważyć podobieństwo w zarysie linii zuchwy i dłoni. Przesuwam wzrok po twarzy Michaela, aż docieramy do jego ust. Wydają sie takie malinowe, że na samą myśl cieknie mi ślinka. Kiedy przypominam sobie, jak całował mnie w łazience, przechodzi mnie dreszcz, a moje policzki mrowią, by po chwili pokryć się szkarłatem.

- Znam to spojrzenie - słyszę głos koło siebie. Kiedy spoglądam w prawo, widzę, że Bunia usiadła obok i wpatruje się we mnie pewnie, wręcz wyzywająco, a na jej ustach błąka się złośliwy uśmieszek. Mrugam szybko, a moje policzki wręcz palą. Muszę być teraz czerwona jak burak. - Tak samo patrzę na mojego męża. Ellie... - zacina się. Jej twarz robi się pochmurna, wręcz cierpiąca, ale to tylko ułamek sekundy zanim znów zawita na niej uśmiech. Mrugam kilkakrotnie zastanawiając się, czy jej wyraz twarzy naprawdę przed chwila była aż tak mroczny. Kiedy przełyka nerwowo ślinę, rzucam szybkie spojrzenie na mężczyzn, a po chwili znów skupiam się na Bunii. - ...nie zrań go, proszę. To silny mężczyzna, ale każdy ma jakieś granice. Nie chcę, by cierpiał. Nie zasłużył na to...

- Ja tez tego nie chcę... - mówię wpatrując się w swoje dłonie, które obecnie leżą na moich udach. - To nie jest tak, że chce jego pieniędzy....to może tak wyglądać, ale ja go naprawdę kocham.

- To widać, słonko - mówi uśmiechając się jeszcze szerzej. - Tylko pamiętaj o jednym. Michael jest typem opiekuna. Nawet jeśli będzie zbyt nachalny, będzie pragnął kontrolować to, czy jesteś bezpieczna, to nie miej mu tego za złe. Juz dawno go takiego nie widziałam. Jest szczęśliwy, a po tym wszystkim co się wydarzyło należy mu się happy end...

- Dziewczyny, o czym wy tam tak rozmawiacie? - odwracam głowę w stronę męża Bunii. Razem z Michaelem wpatrują się w nas ciekawie, a ja oblewam się rumieńcem. Kurde, czy muszę być taka... sama nie wiem. Nieśmiała...?

- Plotkujemy na temat Michaela - mówi Bunia. - Opowiadam Ellie jaki był w dzieciństwie....

- Co?! - Michael podchodzi do nas szybkim krokiem i siada obok, kładąc jednocześnie dłoń na moim udzie - Nie wierz w ani jedno słowo! To wszystko brednie.

- Masz coś do ukrycia? - pytam uśmiechając się szeroko - Słyszałam, że jak byłeś mamy to miałeś dużo dziewczyn. Połowa była twoimi narzeczonymi. To prawda, że rzucałeś je jak rękawiczki?

Michael wpatruje się we mnie, mrugając powiekami, a mój uśmiech blednie. Serio...? Łamacz serc....? Rasowy bad boy...?

- Serio...? - unoszę wysoko brwi. Jestem zaskoczona, cholernie zaskoczona ta sytuacją. Może nie powinno mnie to dziwić że względu na wygląd Michaela oraz jego byłej, ale kurwa....

- Ellie....

- Skarbie, a może powiesz czym zajmowali się twoi rodzice?

Przełykam ślinę. Kurde.... Nie chcę mówić o rodzicach. To nie jest temat na pierwsze spotkanie. Nawet nie wiem, czy opowiadałam Michaelowi coś więcej o nich, o całej sytuacji.

Spoglądam ma dziadków Michaela, czyje jego rękę na udzie, która wręcz wypala dziurę w mojej nodze. To dodaje mi sił.

- Moi rodzice nie żyją - przełykam ślinę. To nie powinno boleć. Nie powinno. Przecież ich nie znam. Nie powinnam tęsknić za kimś, kogo nie pamiętam. To niemożliwe. - Zginęli w wypadku samochodowym.

- Przepraszam, nie chciałam....

- Nic się nie stało - uśmiecham się lekko.

Michael

Patrzę na Ellie i czuje się dumny, ponieważ stara się otworzyć. Wiem, że trudno jest jej mówić o sobie, przeszłości i uczuciach. To wszystko ja przeraża.

Zaciskam dłoń na jej udzie wyczuwajac ciepło jej ciała. Przez mój organizm przechodzi fala gorąca, a ja wzdycham lekko.

Dopiero po chwili zauważam, że w salonie zapadła grobowa cisza. Ellie wierci się u mojego boku, moi dziadkowie patrzą wszędzie byle nie na nas, ale mnie zajmuje w tym momencie zupełnie coś innego. Za oknem leje deszcz; nie taki spokojny, lekki, ale porwisty, zalewający całe podwórko. Właśnie moje plany szlag trafił!

- Babciu, chyba jednak konie nie będą potrzebne - mamroczę zrezygnowany.
-Co?

- Pada deszcz. Nic z dobrej zabawy.

- Mają państwo konie? - pyta Ellie. - Mogę je zobaczyć?

- Jest dość mokro... - mówi niezdecydowany dziadek - Nie wiem czy...

- Ja jej pokażę - mówię, łapiąc Ellie za rękę - Potem pojedziemy do domu.

- Co?! Nie będziecie jechać w taką pogodę...

- Babciu, nic nam się nie stanie - uśmiecham się. Naprawdę chce pokazać Ellie konie, a potem wrócić do domu, zjeść z nią coś dobrego i trzymać mocno w ramionach.

- Daniele, nie widzisz, ze Michael wolałby spędzić wieczór sam na sam ze swoją ukochaną? - dziadek śmieje się głośno, a ja wyczuwam, że Ellie się spina. Oboje dobrze wiemy, że minie dużo czasu aż zaufa mi na tyle, by pozwolić mi się dotknąć w ten sposób. Mimo tego nie martwię się tym. Kocham ją i będę czekać tak długo jak będzie trzeba.



Godni Miłości Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz