29. - Mary, to ty?

1.7K 145 0
                                    

Ellie

- Ellie, proszę obudź się

Krzywię się, gdy głos uderza we mnie niczym huragan. Boli mnie głowa. Cóż, prawdę mówiąc to napierdala. Jeszcze nigdy nie czułam się tak źle. To gorsze od wszystkiego innego. Kiedy próbuje otworzyć oczy, promień światła oślepia mnie. Znów je zamykam zdając sobie sprawę, że nade mną stoi jakiś mężczyzna.

Kuźwa, albo się przewidziałam, albo to naprawdę był...

Otwieram szeroko oczy, i widzę Michaela - jego ciepłe oczy i ciemne włosy, które opadają mu na czoło. Mimo, że jeszcze niedawno sam leżał w łóżku, to i tak wygląda bardzo dobrze. Zaraz, zaraz...był chory? Był w łóżku...? Próbuję złożyć myśli, które plątają mi się po głowie, ale jest to naprawdę trudne.

- Ellie, kochanie - słyszę jego głos. A więc to prawda. On tu jest. Ja tu jestem. Więc przeżyłam? Nic mi nie jest? - Spójrz na mnie.

Powoli otwieram oczy przyzwyczajając się do światła. Kiedy w końcu czuję się pewniej, próbuję się podnieść, ale moje ciało zalewa fala bólu.

- Ellie, nie! - czuję na swoim ramieniu ciepłą rękę - Kładź się! Ale już!

- Dlaczego....

- Jesteś cała połamana - mówi, jakby odpowiadając na moje niedokończone pytanie - Musisz leżeć.

- To chyba jakiś zaklęty krąg - mruczę pod nosem - Już drugi raz tutaj trafiłam, i to wszystko odkąd cię poznałam.

- Tym razem mogłaś umrzeć - słyszę jego zdławiony głos - A ja...

- Cicho - przerywam mu. Nie chcę, by zadręczał się moją przeszłością. Nie teraz. Nie, gdy w końcu pragnę patrzeć w przyszłość - Nie mówmy o tym.

- Jak mamy o tym nie mówić - podnosi głos, widocznie wzburzony moimi słowami - On mógł..o-on....

- Ćśśś - mruczę, gdy opada głową na moją rękę. Jego gorące czoło dotyka mojej dłoni, a mokre łzy zaczynają moczyć moje palce. Zaraz, zaraz...On płacze? - Michael....

Nie reaguje. Nadal jest pochylony, a we mnie wzbiera nadzieja. Nadzieja na to, że jemu zależy choć w części tak jak mi na nim. Po chwil podejmuję kolejną próbę zwrócenia jego uwagi na siebie:

- Michael! - krzyczę.

Reaguje gwałtownie na moje słowa i zrywa się z krzesła. Na jego twarzy maluje się przerażenie, a ja zastanawiam się, jak mogłam doprowadzić go do takiego stanu. Ma tak samo zbolałą minę jak wtedy, gdy opowiadał mi o swojej siostrze. ten sam ból, bezradność. Po prostu...wszystko.

- Michael, proszę - mówię powoli, zastanawiając się nad słowami, które wypowiadam - Nie rozmawiajmy o tym teraz, proszę. J-ja...

- Dobrze - mówi tylko przerywając mi, gdy po moich policzkach zaczynają spływać łzy. Naprawdę dobija mnie cała ta sytuacja, i choć wiem, że będę musiała zmierzyć się z tym całym gównem, to teraz nie jestem na to gotowa. Naprawdę nie jestem.

Michael

Widz jaka jest roztrzęsiona, i mam ochotę przyłożyć sobie w twarz. Nie wiem dlaczego wywlekam to gówno na wierzch, szczególnie teraz. Wiem, ze w końcu będziemy musieli porozmawiać o całej tej sytuacji, ale lepiej dla nas, by nie odbyło się to tutaj. I nie teraz.

- No już dobrze - mówię, wyciągając rękę po jej dłoń. Lżąc na tym łóżku wygląda na taką drobną i bezbronną. Jej włosy są brudne, rozrzucone po poduszce. Oczy wypełniają łzy, żal i ból. Widzę to wszystko wyraźnie. Widzę, jak bardzo musi walczyć, by przetrwać. I zastanawiam się ile jeszcze wytrzyma...

*

Kiedy zaglądam do niej po wszystkich badaniach, które przeprowadzał lekarz, Ellie słodko śpi. Jej włosy są już czyste,a policzki pokryły się kolorem, który zniknął, gdy tylko zacząłem pierdolić o całym gównie, które niszczy nam obojgu życie. No właśnie...to gówno.

Wychodzę z jej sali, i idę do własnej. Dzięki tym kilku dniom, w ciągu którym była nieświadoma co się wokół niej dzieje, ja mogłem wydobrzeć na tyle, by zacząć działać. Kiedy jestem już w swojej sali, wyciągam telefon z pierwszej szuflady, i wpisuję znajomy mi numer.

- Halo?

- Mam dla ciebie robotę, Filipie - mówię, siadając na łóżku. Lada chwila ma tu przyjść pielęgniarka, by zmienić mi opatrunki. Dlatego w jak najmniejszym skrócie opowiadam mu, o co mi chodzi. Kiedy kończę mówić, mój pracownik tylko potwierdza, że rozumie, co ma zrobić. A potem się rozłączam.

*

Następnego dnia czuję się wypoczęty - na tyle na ile można wypocząć w szpitalu - więc udaję się do Ellie. Jeszcze jej dzisiaj nie widziałem, i prawdę mówiąc bardzo za nią tęsknię. Nie wiem skąd we mnie takie głębokie uczucie wobec tej dziewczyny, ale wiem, ze nie chcę się go pozbyć. Nie mogę. To ona jest teraz sensem mojego życia. A ja chcę to życie przeżyć najlepiej, jak potrafię.

- Michael?! Michael?! - głos mojej matki dobiega mnie zza moich pleców. Odwracam się szybko w jej stronę, a chwilę później zarzuca mi swoje ręce na szyję, i przytula mnie do swojej piersi. Zupełnie, jakbym był pięciolatkiem.

- Mamo, udusisz mnie - udaje mi się wysapać spomiędzy jej rąk. Jestem wkurwiście zaskoczony jej obecnością, ale prawdę mówiąc chyba nie powinienem się temu dziwić. Zapewne telewizja też już wie o tym wypadku. Dobre jest przynajmniej to, że nie muszę się przejmować żadnymi dziennikarzami i fotografami. W końcu nie mało płacę za ten szpital.

- Oj, tak bardzo się o ciebie martwiłam! Dlaczego nie zdzwoniłeś do mnie?! No, dlaczego?!

- Nie chciałem żebyś się martwiła - mamrocze pod nosem. Tak naprawdę, to nie chciałem, by narzekała mi za uszami, jaki to ja nie jestem...blablabla.

- Co ty mówisz, Michaelu - ruga mnie - Przecież jestem twoją matką.

- Dobrze, już dobrze - mówię próbując uwolnić się od jej ramion - Przepraszam...

- No ja myślę - świergocze, całując mnie w policzek - A teraz może pójdziemy do twojej sali.

- Prawdę mówiąc... - zacinam się. Chcę jej przedstawić Ellie, ale nie tak. Nie tu, gdzie wszyscy poczuliby się skrępowani. Poza tym z Ellie muszę działam taktyką małych kroczków. Tak będzie najlepiej. To najlepszy sposób, by znów mi nie uciekła. - Okej, chodźmy.

Prowadzę ją z powrotem do swojej sali. Tam przez długi czas rozmawiamy, a ja zupełnie zapominam o otaczającym mnie świecie. Tak to już jest z ta kobietą. Matka, mimo że potrafi być surowa, to jednak ma wielkie serce, i rozumie mnie bardzo dobrze. Nigdy mnie do niczego nie zmusza, i dlatego tak bardzo ją kocham.

Kiedy rozlega się pukanie, zostaję wyrwany z rozmyślań. Do pokoju wjeżdża Ellie na wózku, który pcha pielęgniarka. Wygląda naprawdę dobrze, o wile lepiej niż wcześniej. Spokój promienieje jej z oczu, ma zaróżowione policzki, a włosy opadają jej na ramiona w sposób, który po prostu uwielbiam. Kiedy dostrzega osobę obok mnie, robi zdziwioną minę, a z jej ust wypływają słowa, których nigdy nie spodziewałbym się słyszeć, przynajmniej nie w tej sytuacji:

- Mary, to ty?

Godni Miłości Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz