60.Nie możesz odejść!

1K 93 4
                                    

Ellie

Na moim policzku po raz kolejny pojawiło się coś ciepłego i mokrego. Wyczułam niezbyt przyjemny zapach, co spowodowało, iż natychmiast otworzyłam powieki, szargana niepokojem. Przed moją twarzą  pojawił się Scott, który po raz kolejny wywalał jęzor, by okazać mi swoją sympatię. W chwili, gdy dotarło do mnie, że mój przyjemny sen przerwał mi mały szczeniak, ogarnął mnie gniew. Piesek był u nas dopiero tydzień, a już doprowadzał mnie do istnego szaleństwa. Coraz częściej miałam ochotę go zabić. Przed zabójstwem powstrzymywała mnie jednak myśl, że Scott to jedyna osoba, która ma dla mnie ostatnio czas. Michael już od kilku dni spędzał całe dnie w firmie, zostawiając mnie zupełnie samą. No może nie do końca całkowicie samą. Był ze mną mój nowy ochroniarz Filip, który siedział pewnie teraz na dole i czekał zapewne, aż przygotuję się do pracy. Mimo tego, że wcale nie miałam nic do firmy, należącej do Michaela, łapałam się coraz częściej na myśleniu, jak by to było, gdybym znalazła sobie nową pracę, niezwiązaną w żaden sposób z moim życiem prywatnym. Powoli miałam dość ukradkowych spojrzeń i cichych plotek, rozprzestrzeniających się po biurze i coraz bardziej niszczących moją samoocenę. Nic nie powiedziałam o tym Michaelowi, bo sądziłam, że sam powinien wiedzieć takie rzeczy o swojej firmie. Nie odezwał się do mnie jednak o tym ani słówkiem. Coraz bardziej mnie to jednak dręczyło, bo bałam się, że ktoś go może jednak przekonać o słuszności założenia, że jestem z nim tylko dla pieniędzy. A przecież było to czyste kłamstwo. Kochałam Michaela i wiedziałam, że on kocha mnie. Ale prawda była taka, iż nie mogłam mieć pewności co do trwałości naszego związku. Zależało nam na sobie, kochaliśmy się, ale tak naprawdę byliśmy z dwóch innych światów. Niby powinno być to bez znaczenia - szczególnie z związku z majątkiem, który miał mi przekazać Jack - ale i tak czułam się gorsza. Nie potrafiłam nic na to poradzić.

Zwlekłam się z łóżka, ale wcale nie poprawiło mi to humoru. Biorąc gorący prysznic, spłukując z siebie zmartwienia i wątpliwości, wiedziałam, że nadszedł właściwy czas, by ponownie podjąć się wzięcia swojego życie za rogi. Najpierw jednak  musiałam uporządkować swoje życie uczuciowe.

*********

Ubrana w obcisłą, czarną sukienkę do kolan i wysokie czarne szpilki weszłam do windy w firmie Michaela. Po odwiezieniu przez Filipa poszłam jeszcze szybko do małej kawiarenki, odkrytej wczorajszego dnia po gorace latte z dodatkową pianką. Pijąc kawę, czekałam, aż winda zatrzyma się na odpowiednim piętrze, bym mogła podjąć się mojej jakże cudownej pracy. Zanim jednak skierowałam się do mojego kącika, zahaczyłam jeszcze o biuro Avy, by się przywitać. Niestety nie było jej u siebie.

Odkładając na biurko latte, zaczęłam porządkować papiery, które musiałam jak najszybciej przekazać Michaelowi. Po godzinie dokończyłam wczorajszą pracę i z papierami skierowałam się do jego gabinetu.

Otworzyłam drzwi, chętna przywitać się z nim ciepło. Na moich ustach jednak zastygło przekleństwo, którego nie potrafiłam wypowiedzieć. Chciałam krzyczeć, płakać i szaleć. Bałam się jednak, że tama pęknie i albo rozpłaczę się tu i teraz, albo dam mu w pysk. Juz wiedziałam jak nazywa się jego praca po godzinach. Martina Evans nowa pani architekt. Miała dwadzieścia pięć lat, idealne proporcje i blond włosy. Chodząca perfekcja, czyż nie?

Patrzyłam, jak lewa ręka Michaela przesuwa się po jej udzie, a on patrzy jej w oczy. Kobieta rzucała mu raz po raz uwodzicielskie uśmiechy, a ja po prostu nie potrafiłam tego zrozumieć. Siedziała na jego biurku, a on mając przed sobą jakieś wykresy macał tą lalkę po nogach.

Nie powiem, że nie bolało. Bolało jak skurwysyn. Patrzył na nią takim wzrokiem, jakby chciał ją przelecieć na tym biurku. Jeszcze niedawno zapewniał mnie o swojej miłości, a teraz pieprzył ta dziewczynę wzrokiem.

Podeszłam do biurka po zaledwie minucie stania w drzwiach. Nawet mnie skurwiel nie zauważył.

- Przyniosłam papiery - mój głos brzmiał obco. Był chłodny i opanowany - Mam nadzieję, że nie przeszkadzam? - uniosłam drwiąco brew.

- Ellie - jego dłoń natychmiast powędrowała na stół, ale dziewczyna uśmiechając się do mnie triumfująco nadal siedziała na jego biurku. - Co ty tu robisz?

- Ja tutaj pracuję - rozejrzałam się po gabinecie, mając nadzieję, że dobrze zapamiętam to miejsce - Widzę jednak, że ty masz czas, by się zabawiać.

- To nie tak... - jego oczy zrobiły się jeszcze większe, o ile to możliwe. Przełknął nerwowo ślinę. Pobladł wyraźnie.

- Nie interesuje mnie to - spojrzałam na niego obojętnie, chociaż moje serce rozsypywało się na maleńkie kawałeczki. Potem spojrzałam na tą zdzirę - Wyjdź stąd.

- Jesteś chyba śmieszna, jeśli myślisz, że cię posłucham - wybuchła perlistym śmiechem, a następnie zeszła z biurka, by stanąć za Michaelem - Myślę, że pan prezes chciałby, żebyś ty wyszła.

- Co ty pieprzysz, Marina?- warknął na nią ze złością

- Wczoraj byłeś milszy - uniosła wysoko idealnie wyskubane brwi - Czyżbyś zapomniał o naszym idealnym seksie?

Wciągnęłam więcej powietrza, próbując znaleźć tlen. Dusiłam się, nie mogąc oddychać i jak przez mgłę widziałam tych dwójkę, kłócących się o coś. W moim gardle pojawiła się gula, oczy wypełniły się łzami. Ostatnia nadzieja na to, że to tylko jeden taki przypadek, umarła wraz z moim zaufaniem do niego.

- Ellie, to nie tak... - wstał, odpychając od siebie kobietę i próbując wyminąć  biurko.

- Stój! - podniosłam dłoń, odzyskują panowanie nad sobą. Tlenu nadal mi jednak brakowało. - Nie tłumacz się. Wiem, co widziałam.

- Ellie...

- Nie - po moich policzkach spływają pierwsze łzy, a ja mam ochotę się zamordować za ten akt słabości - Nie będziesz mnie więcej karmić kłamstwami.

- Proszę cię...

- O co mnie prosisz?! - spojrzałam na niego szyderczo - Żebym nadal była twoja grzeczną dziewczynką, która pozwoli się zdradzać na prawo i lewo?

- Nie zdradziłem cię! - warknął, podchodząc jeszcze bliżej.

- Pieprzyłeś ją wzrokiem! - podchodzę do niego, odpychając go do tyłu - Miałeś rękę na jej udzie. ONA mówi, że się pieprzyliście! Wczoraj siedziałeś do późna w pracy, niby ciężko pracując. Już wiem, co to była za praca!

- Bądź rozsądną...

- Ja mam być rozsądna?! - spycham go na ścianę, uderzając go z otwartej dłoni w twarz - Mogłeś chociaż ze mną zerwać... Zakończyć to wszystko. Od tygodnia widziałam cię tylko nocami, bo znikałeś na całe dnie. Niby ciężko pracowałeś... - odsunęłam się od niego, ciężko oddychając - Mówiłeś o domu, dzieciach i psie. Jak mogłeś mnie tak oszukiwać? Podczas gdy ja martwiłam się o to, że się przepracowujesz, ty przeleciałeś tą zdzirę.

- Przynajmniej jestem lepsza w łóżku! - spojrzała na mnie zadowolona - Ty chyba musisz być dość słaba, skoro przyleciał do mnie.

- Marina, wynoś się stąd! - zza moich pleców rozległ się wrzask Michaela - I przestań ŁGAĆ!

- Niech zostanie - odwróciłam się w jego stronę, patrząc po raz ostatni w jego ciemne tęczówki - Ja pójdę.

- Ellie, proszę...

- Nie - pokręciłam głową, czując, jak opuszczają mnie resztki sił - Klucze prześlę ci pocztą. Nie dzwoń do mnie nawet jak znajdziesz wielmożnie na to czas.

- Nie możesz odejść! - jego głos zabrzmiał jak błaganie, ale ja nie mogłam dać się na to nabrać. Jego oczy były mokre, jakby ledwo powstrzymywał się od płaczu. Idealny gracz - To wszystko nie tak!

- Zabieram ze sobą Scotta - otworzyłam drzwi wychodząc z gabinetu - I już więcej się nie zobaczymy.


Godni Miłości Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz