64.Moja kobieta.

934 97 2
                                    

Michael

Cały tydzień spędzam na rozmyślaniu, co się dzieje z kobietą, którą kocham. Mimo wiadomości, które mi wysyła i czasu, który mi poświęca, jestem nerwowy nie mogąc mieć ją przy sobie. Wiem jednak, że nie mogę wchodzić do jej życia z butami - tym bardziej, że tak bardzo stara się usamodzielnić - dlatego zagryzam tylko język i cieszę się każdą chwilą, gdy jest blisko mnie. Bez względu na to, czy to tylko jej głos czy namacalna obecność.

Dzisiaj znów mam spotkać się z nią w kawiarni, gdzie widzieliśmy się już trzy razy w porze lunchu. Zanim jednak wychodzę ze swojej firmy, zabieram pudełeczko, które leży u mnie w szufladzie wraz z jakimiś dokumentami. Chcę je dać dzisiaj Ellie, ale prawdę mówiąc boję się, jak może zareagować. To, co dla niej przygotowałem może nie jest niczym specjalnym, ale dla mnie znaczy to naprawdę dużo. Chcę, by to przyjęła. Dzięki temu będę wiedział, że nadal jej zależy.

Dzień jest gorący i słoneczny, co powoduje, że od razu psuje mi się humor. Mam dzisiaj masę pracy, a gdyby nie to, mógłbym zaprosić Ellie na jakąś wycieczkę lub piknik, dzięki czemu mógłbym u niej zaplusować.

Idę chodnikiem, mijając kolejne sklepy. Dostrzegam butiki, do których kochała chodzić Ashley oraz kilka zakładów kosmetycznych - jakby jeden nie wystarczał. Nie mogę patrzeć na moją przeszłość, na to, czym kiedyś się otaczałem. Dopiero przy Ellie dostrzegłem, jak płytkim człowiekiem byłem i jak bardzo marnowałem swoje życie. Kieruję się w okolice miasta, gdzie żyją prości ludzie, cieszący się codziennymi chwilami szczęścia. Rozstawione stragany przyciągając wzrok, głosy roznoszą się w przestrzeni a sprzedawcy targują się głośno, oferując swój towar. Podchodzę do straganu pewnej starszej pani, która sprzedaje piękne kwiaty. Wybieram kilka kwiatków łudząco podobnych do tych, nad którymi zachwycała się Ellie ostanim razem, gdy tu byliśmy. Niestety nadal nie znam ich nazwy.

- Czy to dla tej ładnej dziewczyny, z którą był pan tu ostatnio? - pyta, sugerując brunetkę, o której właśnie myślę.

- Oczywiście - uśmiecham się lekko. Czy mogłoby być inaczej? Przecież kocham ją jak wariat. Jest dla mnie wszystkim.

- Ma szczęście, że pana ma - puszcza mi oko, uśmiechając się przy okazji bezzębnym uśmiechem.

- To ja mam szczęście - mruczę pod nosem, płacąc za kwiatki o wiele więcej niż rzeczywiście kosztują.

Kiedy przechodzę przez te cześć miasta, wrzucając muzykom kilka drobnych do rozstawionych futerałów, znów wychodzę do bardziej dynamicznej i zaawansowanej cześć polis. W jednej chwili mam ochotę zawrócić, ale dobrze wiem, że nie mogę tego zrobić. Gdybym nie pojawił się w umówionym miejscu, Ellie zakatrupiłaby mnie, a potem wrzuciłaby do rzeki. Napewno nie przejmowałaby się pogrzebem.

Dochodzę do małej knajpki, w której się umówiliśmy i od razu zauważam Ellie przez szybę w lokalu. Siedzi pijąc swoją ukochaną herbatę, co jakiś czas zerkając na zegarek. A przecież jeszcze się nie spóźniłem. Wchodzę do budynku, kierując się do oczekującej mnie kobiety. Ellie ma na sobie dopasowaną sukienkę z ciemnej koronki i szpilki, które tak uwielbiam. Jej włosy spływają miękką falą na ramiona, policzki są zaczerwienione, oczy lustrują mnie z góry na dół, ale usta wyginają się w lekkim uśmiechu. Moja kobieta.

Siadam przed nią, podając jej przed tym jednak bukiet, na który rumieni się zawstydzona. Ta kobieta potrafi być taka wyuzdana, by pozwolić mi się przelecieć na wyspie w kuchni, gdy w domu jest Dakota, a jednak nadal rumieni się, gdy czynię dla niej takie gesty jak bukiet kwiatów czy delikatny pocałunek w policzek, którym obdarzyłem ją wczoraj po naszym lunchu.

Po dobrym posilku, oboje decydujemy się jeszcze na spacer. Dzięki świetnej rozmieszczeniu w pobliżu mamy mały park, do którego obecnie zmierzamy. Mijając ludzi na ulicy, załatwiajacych swoje sprawy, dostrzegam tez takich, którzy bacznie obserwują moja dziewczynkę. Ani trochę mi się to nie podoba i ledwo powstrzymuję się, by nie obić im facjaty. Łapię ją jednak za dłoń, wyraźnie zaznaczając swoje terytorium. Kiedy to robię, marszczy brwi, ale nic nie mówi. Prawdę mówiąc czuję cholerną ulgę, że nie muszę z nią o to walczyć. Już i tak jest mi ciężko.

Ciepło jej dłoni sprawia, że czuję się o wiele lepiej, niż zapewne zasługuję, po tym co jej zrobiłem. Napawam się tą chwilą, wchodząc pomiędzy drzewa, które od razu mnie uspokają. Niczego więcej mi teraz nie trzeba oprócz Ellie gdzieś, gdzie będzie tylko moja. Chociaż przez chwilę mogę mieć iluzję, że tak właśnie jest.

Zmierzamy wąskimi alejkami, poszukując ławki, na której będziemy mogli usiąść i porozmawiać. Czuję, że to niewiele - względem tego, co tak naprawdę chciałbym robić z tą dziewczyną - ale chyba sam zasłużyłem sobie na taki niedosyt, co do niej.

Zauważamy ławkę w alejce, gdzie znajduje się jeszcze tylko jedna para. Spoglądam na nią, zauważając, że mężczyzna przypomina mi kogoś, kogo bardzo dobrze znam. Thomas Erdon. Spoglądam na dziewczynę, która jest na tyle głupia, by nabrać się na jego żałosne sztuczki. Przyglądam się jej, a moje serce staje w miejscu. Martina Evans. Nie to są chyba kurwa jakieś żarty!

~*~
Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale miałam całkowity brak weny! Wiem, że ten rozdział nie jest jakiś genialny, ale nic na to nie poradzę.
W każdym razie dziękuję za wszystkie gwiazdki, wyświetlenia i komentarze. Patrzę na to, że jest tu nas coraz więcej i bardzo się z tego powodu cieszę. Jesteście wspaniali.
Klaudix 😘😚

Godni Miłości Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz