30. To tylko ja.

1.7K 142 2
                                    

Ellie

Przez większość dnia spodziewałam się, że Michael przyjdzie do mnie. Czekałam cierpliwie, ale naprawdę trudno było mi wytrzymać to, że będąc w tym samym budynku, nie spędzamy razem czasu. Z upływem czasu zaczęłam zastanawiać się, czy przypadkiem celowo mnie unika. Może zraniłam jego ego? Może to, że odmówiłam rozmowy o całym tym gównie, tu, w szpitalu sprawiło, że poczuł się zraniony? Przecież tyle już dla mnie zniósł. Moje humory, ciągłe ucieczki, i to całe ukrywanie się przed własnymi pragnieniami i marzeniami.

Nie. Nie powinien tak się czuć. No może jednak trochę, ale to nie usprawiedliwia tego, ze do tej pory nie przyszedł mnie odwiedzić. Przecież musiał wiedzieć, że będę się go spodziewać. Musiał. Po prostu musiał.

Kiedy więc dochodzi godzina dziewiętnasta dzwonkiem przyzywam pielęgniarkę, i proszę ją, by zawiozła mnie do jego sali. Wszystko byłoby proste, gdyby nie okazało się, że moje ciało naprawdę dużo przeszło w kontakcie z Dragonem. Trudno podnieść mi się na nogi, a potem zasiąść w wózku, a mimo pomocy pielęgniarki, ledwo mi się to udaje.

Wszystko dla niego. Dla nas. Powtarzam sobie moje nowe motto. Leżąc cały ten pieprzony dzień w tym cholernie niewygodnym łóżku, naprawdę dużo rozmyślałam o wszystkim, co się wydarzyło. Zrozumiałam, ze jestem winna nie tylko sobie, ale przede wszystkim Michaelowi, by chociaż spróbować z nim być. To co do niego czuję tylko potwierdziło moją decyzję. Jestem pewna, że początkowo będzie naprawdę trudno, ale mam nadzieję, ze z każdym upływającym czasem będziemy się dogadywać coraz lepiej, a to co do siebie czujemy tylko się umocni. To znaczy jeśli on coś czuje do mnie.

Gdy w końcu dojeżdżam do sali Michaela, słyszę dobiegające stamtąd głosy. Jeden na pewno należy do kobiety. Spinam się na tą myśl, co wywołuje u mnie zdziwienie. Od kiedy jestem taka zazdrosna? Kiedy jednak zdaję sobie sprawę, ze ten głos nie należy do piskliwej Ashley, daje mi to tylko minimalną ulgę. Wiem, że jeśli to ktoś, komu na nim zależy, to zapewne nie mam z nim szans. On otacza się tylko osobami z wyższej sfery, a ja nie należę do tego świata.

Otwierając drzwi, pielęgniarka przepuszcza mnie pierwszą, co daje mi szansę przyjrzenia się osobom znajdującym się w pomieszczeniu. Kiedy tylko mój wzrok prześlizguje się z Michaela leżącego na łóżku, od razu wędruje do pięknej czarnowłosej kobiety, która w swojej turkusowej sukience kogoś mi przypomina. Jednak dopiero, gdy jej spojrzenie spotyka się z moim trafia do mnie, kim jest.

- Mary, to ty?

Michael

Siedzę jak sparaliżowany, i naprawdę nie wiem, co mam teraz zrobić. Moja matka i Ellie wpatrują się w siebie bez słowa, a ja jestem tak zaskoczony słowami dziewczyny, ze nie mogę się nawet poruszyć. Nie mogę zareagować w jakikolwiek sposób. Kiedy jednak wydaje mi się, ze utknę w stanie, w którym jestem obecny, moja matka zaskakuje mnie nie mniej niż zrobiła to brunetka:

- Ellie skarbie, to ty?

Wstaję zanim mogę ją powstrzymać, i szybkim krokiem podchodzi do dziewczyny. Kiedy przytula się do niej, opada mi szczęka.

Co to ma być, do kurwy nędzy?!

- Ellie, co ty tu robisz?

- Hm..ja... - patrzy na mnie z paniką w oczach. Wyraźnie nie wie, co ma zrobić. Jej spojrzenie wyrywa mnie z mojego stany na tyle, że jestem w stanie jej pomóc.

- Mamo, ona przyszła do mnie.

- Do ciebie? Jak to do ciebie? - wydaje się autentycznie zdziwiona - I w ogóle, jak się poznaliście?

- Mamo - mówię poirytowany jej zachowaniem - Powoli, zaraz ci wszystko wytłumaczę. Poza tym ty powinnaś się pierwsza wytłumaczyć. Skąd znasz Ellie?

Ellie

Po tym pytaniu zapada dłuższa chwila, a ja się nie odzywam. Nie wiem, dlaczego tutaj przyszłam. Nie chciałam komplikować całej sprawy, ale wygląda na to, ze jak zwykle mi się nie udało. Kiedy właśnie mam spróbować czegokolwiek, by zniknąć, słyszę cichy głos Mary:

- Byłam...ja...

- Spotkałam ją na akcji charytatywnej dla dzieci z domu dziecka - mówię - Poznałam ją, bo zwróciła na mnie uwagę. Jako jedyna się mną zajęła. - kiedy wypowiadam te słowa, czuje żółć na języku. Nie wiem czemu się tak dzieje. Przecież powiedziałam mu prawdę, przynajmniej część prawdy.

Michael

Widzę, jak bardzo unika mojego wzroku, gdy wypowiada te słowa. Wiem, ze kłamie, ale nie mogę jej tego wypomnieć przy mojej mamie. Od razu zrobiłaby jakąś głupią uwagę, ze nie zachowuję się jak dżentelmen. Chociaż w sumie jej reakcja też jest niezbyt fajna. Jakby za ich poznaniem kryło się coś jeszcze. Coś o czym nie chcą rozmawiać. To podejrzane...

Co się takiego stało? Przecież wiem, ze matka działa charytatywnie, ze zawsze stara się pomagać innym, a już szczególnie martwi ją to, co stanie się z sierotami. Czy wyrosną na porządnych ludzi? A może stoczą się na dno? Jest jedyną znaną mi osobą, która mimo wielu błędów wierzy w takie dzieci. Wierzy, ze im się uda. A ja ją za to podziwiam.

Kiedy w końcu wychodzi obiecując, że odwiedzi nas jutro, zdaję sobie sprawę, że muszę poważnie porozmawiać z Ellie. Wiem, ze nie będzie chciała rozmawiać o tym tutaj, ale muszę dać jej do zrozumienia, że nie może mnie okłamywać. Nie, jeśli m a to się udać. To znaczy, jeśli ona też będzie tego chciała.

Kiedy spoglądam na jej twarzy, widzę jak bardzo zmieniła się odkąd ją poznałem. Jej oczy są smutne, ale odważne; tak jakby w ciągu tego krótkiego czasu zmieniło się na tyle, że zdążyła się zahartować. Stały się jakby mądrzejsze, jakby rozumiała coś, co jest niezwykle istotne. Jej usta choć nadal pełne i różowe, stały się wysuszone, a jeden ich kącik jest rozbity i pokryty strupem. Policzki pobladły po wcześniejszej rozmowie. Wygląda jakby postarzała się o kilka lat, ale nie jest to zły stan. Jest inna, może dlatego, tak bardzo mnie to zaskakuje.

- Dlaczego mi się tak przyglądasz? - pyta, wbijając we mnie palący wzrok ciemnych oczu.- No?

- Nic - wzruszam ramionami, policzki mnie palą z powodu jej przyłapania mnie - Po prostu jesteś piękna.

- Jasne, jasne - czerwieni się - Szczególnie w szpitalu, kiedy mam rozbitą wargę, jestem rozczochrana, nieumalowana, i mam na sobie to badziewie.- szarpie swoją szpitalną koszulę.

- To znaczy teraz może nie - plątam się. Kurde. - To znaczy też wyglądasz ślicznie, Chodziło mi o to...ty zawsze...

- Hej - mówi łagodnie. Jej oczy świecą. - To tylko ja. Nie ma się tu co stresować.

- Nie tylko ty. Ale aż ty - mówię z mocą - Zawsze będziesz tylko ty.

Widzę, jakie wrażenie zrobiły na niej te słowa. Moja nadzieja rośnie, wypełnia każdą pierdoloną cząstkę mnie. Jestem ekstatycznie szczęśliwy. teraz nie potrzebuje niczego więcej niż jej uśmiechu, rumieńców na policzkach, świecących oczu. I tego, ze pozwala mi być blisko siebie.

Godni Miłości Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz