47.Nie zawsze chodzi tylko o ciebie.

1K 98 1
                                    

Ellie

Wychodzę z gabinetu Michaela o wiele spokojniejsza. Jego zapewnienie, że to właśnie ze mną chce być, zdecydowanie wpłynęło na mnie i na to, jak postrzegam nasz związek. Mimo, że tak naprawdę dopiero rozpoczyna się nasza podróż, jestem pewna, iż teraz wszystko będzie szło juz swoim tokiem. Wiem, że mamy problemy... duże problemy. Ale kto ich nie ma? Jaki związek jest po prostu doskonały? Nie mam zamiaru oszukiwać się, jak wszystkie inne nastolatki, że będą trwać w związku pozbawionym problemów i kryzysów. Zycie pisze różne scenariusze, ale prawda jest taka, że nie można wszystkiego zaplanować, trzeba przyjmować życie takim jakim jest. Tak samo jest z miłością; trzeba przyjmować ofiarowane nam uczucie i cieszyć się z tego, że możemy być z kimś tak blisko, jak pozwala nam na to natura, że możemy połączyć się z naszą bratnią duszą.

- Idziemy?

Podnoszę wzrok, patrząc na Michaela, który wpatruje się we mnie błyszczącymi oczami. Uśmiecham się lekko i kiwając głową, wstaję.

- Może pójdziemy na kolację? - patrzę na niego z uniesionymi brwiami - No wiesz... nasza pierwsza randka

- Czy Michael Carter zaprasza mnie na randkę?

Jego policzki robią się czerwone, a ja wybucham śmiechem, podchodząc do niego.

- Z chęcią zjem z tobą kolację - mruczę mu prosto w usta, łapiąc go jednocześnie za oba policzki - Ale prawdę mówiąc mam ochotę na ciebie, pizze i dobry film. Tylko ty i ja. Bez świadków. Sami.

- Bez wychodzenia? - podnosi brwi wyraźnie zdziwiony. Wygląda jakby coś mu się nie zgadzało. - Myślałem, że wszystkie kobiety pragną randek, kwiatków i serduszek.

- To był naprawdę długi dzień - mówię, oplatając go dłońmi w pasie - Poza tym wydaje mi się, że coś mi obiecałeś dzisiaj rano - kiedy dostrzegam w jego oczach nieme pytanie dodaję - w windzie.

Patrzę jak skupia się na tym, co wydarzyło się jeszcze tego ranka. Przez chwilę wydaje mi się, że nie pamięta o tym, co mi obiecał. I pojawia się rozczarowanie. Kiedy jednak spoglądam na niego po raz drugi, na jego twarzy widnieje szeroki, uroczy uśmiech, a moja podświadomość przybija sobie piątkę.

- A więc ma pani ochotę na ciąg dalszy? - przyszpila mnie swoimi biodrami - Może na tym biurku?

Wciągam głośno powietrze i pozwalam, by jego dłonie przesuwały się wzdłuż mojej talii. Jęczę, czując jak napiera na mnie erekcją. Mike przesuwa zębami wzdłuż mojej szczęki, a z moich ust wydobywa się jęk, którego nie staram się nawet powstrzymać. Przyciągam go do siebie, ale gdy już mam złączyć nasze usta, ten odsuwa się ode mnie. Patrzę na niego, ale on kręci głową w geście odmowy. Czy on właśnie mi odmówił?

- Mike....

- Chodźmy już. - mówi, odsuwając się ode mnie, ale coś mi tutaj nie pasuje. Jeszcze chwilę temu był zadowolony, podniecony wręcz. Myślałam....

A może tak naprawdę nie wszystko jest w porządku? - podpowiada moja podświadomość - Może ta sytuacja nie spłyneła po nim jak po kaczce?

- Mike, o co chodzi?

- O nic - uśmiecha się do mnie, ale ten uśmiech nie dociera do oczu. Ohh, dlaczego musi wszystko komplikować...?!

- Możesz mi powiedzieć, coś się tak nagle stało? - warczę, ciągnąc go w swoją stronę. Jeszcze chwilę temu byłam zdezorientowana i zmartwiona, ale prawda jest taka, że teraz jestem na maksa wkurzona. - No dalej.

- Uspokój się - mówi po dłuższej chwili - Nie ma o czym mówić. Nie zawsze chodzi tylko o ciebie.

Przełykam ślinę i odsuwam się od niego. A więc tak to wygląda...

- Świetnie - patrzę na niego wściekła, ale z całego serca staram się, by mój głos nie zdradził, jak bardzo mnie tym zranił - Świetnie.

Mijam go, biorąc jednocześnie mój płaszczyk. Kiedy ubieram go na siebie, wyczuwam, że Michael stoi niedaleko mnie. Nie odzywa się jednak, co sprawia, że mój gniew trochę słabnie. Mimo, że najprawdopodobniej powinno być inaczej, czuje się winna. Michael ma rację; nie wszystko musi się kręcić wokół mnie, ale nie musiał mi tego wytykać prosto w twarz - szczególnie wtedy, gdy tylko się o niego martwiłam. Nie jestem pępkiem świata - rozumiem to - ale mimo wszystko cieszyłam się że mogę być w centrum czyjegoś zainteresowania. To było coś odmiennego. Poczułam się... jakbym niemal miała rodzinę. Miała dom.

- Ellie... przepraszam. Chodziło mi o...

- Nie musisz - przełykam ślinę, zastanawiając się jednocześnie nad tym, co chcę powiedzieć . - Miałeś rację. W każdym razie... lepiej już wracajmy.

- Ellie...

Zanim powie jeszcze chociaż jedno słowo, kieruję się w stronę windy. Przełykam ślinę, gdy Michael wsiada razem ze mną, ale na szczęście pomiędzy nami trwa cisza, która powstrzymuje mnie od przywalenia mu w szczękę, albo rozplakania się na jego oczach.

Po wyjściu z windy, kierujemy się w stronę wyjścia. Mroźne powietrze zalewa moje ciało, co wywołuje nieprzyjemne dreszcze.

Kiedy wsiadamy do jego auta, wbijam wzrok w widok za oknem. Mimo, że czuję na sobie intensywne spojrzenie Michaela, ignoruję go na całej linii. Wiem, że zachowuję się dziecinnie, ale on też ma w tym swój udział. Do tanga trzeba dwojga...

Godni Miłości Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz