67. ...i nie będzie happy endu.

687 94 7
                                    

Ellie

Odkąd Jack wyjechał z miasta, miałam coraz bardziej dość znoszenia Liama. Mężczyzna był bardzo kulturalny i miły, ale coraz częściej wciskał się w moją przestrzeń osobistą. Nie było w tak, że byłam niewdzięcznicą. Doceniałam jego starania, bym szybko pojęła zasady dotyczące firmy i jej funkcjonowania. Nie mniej jednak nie chciałam rozpoznawać gestów, którymi okazywał mi, jak bardzo jest mną zainteresowany.

Zachowanie Darnoota odbijało się także na moich relacjach z Michaelem, którego otwarcie zaczęłam unikać. Miałam już dość problemów, by przejmować się jeszcze moja popieprzoną relacją z tym mężczyzną. Ponadto nie chciałam martwić go problemami w pracy, bo nie chciałam wyjść na słabą. Miałam nadzieję, że zacznie mnie wreszcie szanować i nie będzie zachowywać się jak gburowaty troll, który jest panem i władcą swojego wszwchświata.

Mimo całej popieprzone sytuacji, nie mogłam jednak odmówić Liamowi wspólnego wyjścia na lunch. Po trzech dniach wymówek, musiałam mu wreszcie ulec, dzięki czemu siedziałam teraz w bistro nieopodal mojej firmy. Czekając na posiłek, wpatrywałam się tępo w ścianę, myśląc tylko o tym, że z o wiele lepszym optymizmem siedziałabym teraz na przeciwko Mike, bez względu na problemy w naszym związku.

- Może powiesz mi, czym się zajmujesz? - usłyszałam zachrypnięty głos Darnoota - No wiesz... poza pracą w firmie.

- Robię kilka rzeczy, ale nie lubię o tym rozmawiać - zbyłam go.

Tak naprawdę miałam ochotę na niego nawrzeszczeć, żeby się odpieprzył. Nie miałam ochoty wysłuchiwać jego gadania, głupich pytać. Chciałam przytulić się do mojego kocyka, zjeść dużą ilość lodów czekoladowych i znów przybrać kilogramy, które ostatnio spadały z coraz większą siłą i natężeniem. Duży stres w pracy spowodowany dodatkowymi zalotami mężczyzny, wywoływał u mnie mdłości i migrenę. Naprawdę kiepsko radziłam sobie z własnym życiem.

- Proszę tutaj jest wolny stolik - usłyszałam kelnerkę, która niedawno przyprowadziła do stolika także nas. Kiedy zerknęłam w stronę pary, siadającej obok mnie, coś we mnie zamarło. Michael w towarzystwie młodej kobiety, zamawiał właśnie lunch, uśmiechając się do niej szeroko.

- Coś nie tak? - zauważył Liam.

Zerknęłam na Darnoota, który wpatrywał się raz we mnie a raz w parę obok nas. Marszczył brwi, nie wiedząc za bardzo, o co w tym chodzi.

- Nie, wszystko w porządku - powiedziałam cicho.

- Na pewno?

- Tak, Liam - warknełam.

Nie chciałam mu tłumaczyć, że mężczyzna, który podobno tak bardzo mnie kocha i chce mnie odzyskać, właśnie w tym momencie je lunch z inną kobietą. Nie chciałam wyciągać błędnych wniosków, naprawdę próbowałam się od tego powstrzymać, ale co innego mogłam sobie pomyśleć? Przecież dobrze wiedział ile dla mnie znaczy i jak bardzo źle znoszę towarzystwo innych kobiet w pobliżu jego osoby. Chciał mnie odzyskać, a jednak spotykał się z inną. Jaka że mnie idiotka. Mogłam się domyślić, dlaczego nie naciskał na spotkanie ze mną aż tak bardzo. Miał inną dziewczynę do zabawy. Po co miałby mu być potrzebny taki emocjonalny wrak jak ja? Przecież miał multum innych dziewczyn, które na jego widok od razu miały mokro w majtkach.

- Znasz go? - Znów spojrzałam na Liama, zastanawiając się, skąd wie, o które z nich mi chodzi - Patrzysz się na niego, jakby zrobił ci krzywdę.

Przełykam ślinę, znów zerkając na Michaela, który łapię za dłoń dziewczynę, siedzącą naprzeciwko niego. I znów nie zauważył mojej obecności. Jak to jest możliwe? Może tak naprawdę to wszystko, co według mnie nas połączyło, było dla niego tylko grą? Rozrywką na kilka chwil?

- Bo zrobił - westchnęłam ciężko.

- Nie powinnaś dać się krzywdzić temu idiocie - stwierdził Liam, posyłając mi pocieszające spojrzenie. Może nie był wcale taki zły?

- Wiem, Liam - przełknęłam z trudem ślinę - Wiem.

Utknęłam w miejscu z człowiekiem, który jest mi obojętny, ale prawda była taka, że pocieszał mnie, choć mnie nie znał. Mężczyzna mojego życia, zadawał się w tym czasie z laską, która była moim przeciwieństwem. Wysoka blondynka, o anielskie urodzie. Nie miałam z nią szans. I tym razem nie miałam powodu, by walczyć dalej.

- Ellie, chcesz stąd iść? - spytał Liam.

Michael na dźwięk mojego imienia odwrócił wreszcie głowę w moją stronę. Na jego twarzy odmalowalo się zaskoczenie, szybko przechodzące do strachu i niedowierzania. Kiedy obrzucił Liama ostrym spojrzeniem, miałam chęć wybuchnąć śmiechem. Ten to miał czelność.

- Tak, chodźmy już. - stwierdziłam.

Szybko wstałam z krzesła, sięgając po torebkę. Kiedy Liam płacił, ja skierowałam się w stronę drzwi. W moich oczach po raz kolejny pojawiły się łzy. Ale tym razem naprawdę sama sobie byłam winna. W co ja chciałam uwierzyć? Że taki mężczyzna będzie ze mną na zawsze? Że mogę go zatrzymać ma dłużej? Że połączy nas doskonała miłość, pełna namiętności i intymności. To nie bajka i nie będzie miała happy endu. A ja wreszcie zdałam sobie z tego sprawę.

Godni Miłości Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz