14.Nie chcę cię zranić.

2.4K 173 1
                                    

Ellie

- A może zamieszkasz u mnie? - mówi niepewnie mrugając kilkakrotnie.

Słyszę jego słowa, ale nie rozumiem ich i mimo, że staram sie ze wszystkich sił jakoś to ogarnąć, to nie potrafię. Albo się przesłyszałam, albo właśnie zaproponował mi bym z nim zamieszkała....

Leżę na strasznie niewygodnym łóżku i wpatruję się w niego z szeroko rozszerzonymi oczami i zapewne wyglądam całkowicie idiotycznie. Przełykam ślinę, i dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że przez cały czas miałam szeroko otwarte usta. Mrugam, ale on nadal wpatruje się we mnie niepewnie i mimo, że wydaje mi się to całkowicie absurdalne, to jednak on nadal jest przede mną, a pytanie które zadał jeszcze przed chwilą nadal wisi pomiędzy nami.

Jaki człowiek proponuje całkowicie obcej osobie, by z nim zamieszkała?! Jak ja mogłabym sie na to zgodzić?! Przecież znam go tak krótko, i prawdę mówiąc nic o nim nie wiem.

- Ellie, to jak? - zwraca na siebie moją uwagę - Zamieszkasz u mnie?

Po pierwsze - myślę ignorując jego słowa - jest bogatym, pewnym siebie biznesmenem, który wygląda jak półbóg. Po drugie ma też drugą, arogancką stronę, która prawdę mówiąc trochę mnie przeraża. Po trzecie - jest niezaprzeczalnie zbyt wielką pokusą nie tylko fizyczną, ale i psychiczną. I choć mogłabym sobie wmawiać, że nie uległabym jego pociemniałemu spojrzeniu, to prawda jest taka, że miękną mi kolana za każdym razem, jak tylko go widzę.

Nie, nie...nie mogę się zgodzić!

To jest nieodpowiednie. Nie powinnam mieszkać u mojego szefa, szczególnie wtedy, gdy najlepszym wyjściem byłoby się po prostu zwolnić...nie mogę zapędzić się zbyt daleko.

Yhh!!!!

To wszystko mnie już przerasta.

Nabieram głęboko powietrza i liczę w myślach do trzydziestu, ale tylko po nieparzystych liczbach - taki stary nawyk. Kiedy wracam do rzeczywistości widzę, że Michael nie wpatruje już się we mnie, ale przygląda się swoim palcom, i wygląda na trochę....zażenowanego?

- Miachael... - urywam, naprawdę nie wiem, co mam mu powiedzieć - Ja...nie wiem. Nie powinam...t-to nieodpowiednie.

- To tylko drobna przysługa - mówi znów spoglądając na mnie - Poza tym nie chcę byś mieszkała z jakimiś zboczeńcami, aż znajdziesz sobie coś własnego - dodaje prawie szeptem, i wydaje mi się, ze wcale nie chciał, bym to usłyszała.

Znów się matrwi...

Czasem zastanawiam się, co z tymi facetami jest nie tak. Dlaczego musi im zależeć na kobietach, które wcale nie oczekują uwagi, które chcą po prostu prowadzić sobie zwykłe życie pełne pudełek po pizzy, brudnych kubków po kawie lub przerażająco czystych mieszkań, które wyglądają na nie zamieszkałe. Dlaczego zawsze muszą się wpierniczać?! Przecież jest tyle kobiet, które marzą o pięknej, spontanicznej miłości najlepiej z ogrodnikiem lub stażystą, takiej która dawałaby im albo dreszczyk emocji, albo stabilizację. To właśnie one - poukładane, bez złej przeszłości zasługują na miłość...nie takie jak ja. Nie chodzi o to, że w jakiś sposób żałuję, że nie mam drugiej połówki. Bo prawda jest taka, że już dawno przestałam wierzyć w coś takiego. Miłość to słabość, a ja już dawno temu się ich wyzbyłam. Dlatego właśnie muszę unikać takich relacji, bo choć zdarzyło mi się to pierwszy raz od dłuższego czasu, to jednak stwierdzenie, ze mógłby sie o mnie martwić jest bardzo... dziwne, i choć ta odmienność jest w pewnym stopniu przyjemna, to jest jednocześnie przerażająca. Nie chcę, by zależało mu na mnie, bo wiem, że po prostu nie mogłabym być z nim. Bycie ze mną byłoby zbyt problematycznie, a faceci pragną związków prostych i ekscytujących. Mimo to nie chciałabym go zawieść. Nie jego.

Ale przecież muszę przecież znaleść jakieś miejsce, gdzie mogłabym się zatrzymać, bo inaczej wyląduję na ulicy.

- Michael - słyszę swój głos, ale chyba nie do końca zdaję sobie sprawę, że te słowa wydobywają się właśnie z moich ust - Zgadzam się. Zamieszkam z tobą.

Michael

Wpatruję się w nią od dłuższego czasu, i choć już próbowałem jakoś do niej dotrzeć, to zupełnie mnie zignorowała. Siedzę i patrzę na dłonie, ale i tak co chwilę zerkam na nią. Jeśli ma odrzucić moją propozycję, to najprawdopodobniej to koniec. Już nigdy jej nie zobaczę. Przecież sama mówiła, że lepszym pomysłem byłoby, gdyby zwolniła sie z mojej firmy. Cóż...najlepszym pomysłem na to, by zatrzymać ja przy sobie jest ta propozycja. Nie mam innego wyjścia, i choć mogę wyglądać na zdesperowanego, to nie chcę, by zniknęła.

- Michael - mówi niepewnie - Zgadzam się. Zamieszkam z obą.

Na mojej twarzy pojawia się gigantyczny uśmiech, i choć wiem, że muszę wyglądać idiotycznie, to po prostu nie mogę się powstrzymać. Wpatruje się we mnie przez chwilę, a potem z błyszczącymi oczami odwzajemnia mój gest.

- Świetnie - mówię spoglądając na złoty zegarek na nadgarstku - Muszę już lecieć, ale niedługo znów przyjadę.

- Okej - odpowiada marszczą brwi - Tylko jeszcze jedna sprawa, okej?

- Hm?

- Możesz mi coś obiecać?

Kiwaam głową niepewny o co jej chodzi, ale w jej spojrzeniu jest coś takiego, że zaczynają pocić mi się ręce, a po plecach przechodzi nieprzyjemny dreszcz.

- Nie zakochuj się we mnie - mówi patrząc mi prosto w oczy, i choć wiem, że z całych sił stara się to ukryć, to jednak w jej oczach dostrzegam strach i ból, które nigdy nie powinny pojawić się w tak pięknych oczach, a co dopiero u tak młodej osoby. - To dla twojego dobra, nie chce cię zranić.

Wpatruję się w nią, i sam nie wierze, że mogła powiedziec coś takiego. Jak mógłbym się w niej nie zakochać. Przecież jest...ahh!

Czuję, że grunt, na którym stoję zaczyna się trząść, i nie mogę pozbyć się przeczucia, że będę bardzo żałować tego, co mam zaraz zamiar zrobić. Mimo swoich wątpliwości zamykam oczy w duchu licząc do dziesięciu. Kiedy znów na nia spoglądam, jej twarz nie wyraża niczego. Otwieram usta i wypowiadam słowo, które tak bardzo chciała usłyszeć.

- Obiecuję - szepczę.

Zdaję sobie sprawę, że popełniam cholerny błąd.

Zdaję sobie sprawę, że będę żałował.

Ale nie potrafię tego zmienić, i mimo wszystko jestem gotowy zaryzykować.

Godni Miłości Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz