27. Zazdrość

2.7K 159 20
                                    

-Wojtek, od kiedy ty mówisz na mnie "Księżniczko"- Spytałam wchodzącego brata.
- Próbuje naśladować tych dwóch pacanów
- Wojtek, czy ty może nie urządziłeś sobie przedwczesnej imprezy z Peszkinem?
- Oj Lilka, przecież nigdy nie byłem nieodpowiedzialny - On chyba serio pił.
- Braciszku, tobie przyda się jakiś dobry lekarz
- Siostra ty naprawę myślisz, że mi coś pomoże?- On to naprawdę powiedział?
- I chyba tu się z tobą zgodzę. Pierwszy raz
- No widzisz. Masz ochotę oglądać film?
- Jasne- Załączyłam komputer i włączyłam Legion Samobójców.

To dziś, dziś są moje urodziny. A i oczywiście mecz. Ranek zaczął się tak jak zazwyczaj, czyli budzik, śniadanie, makijaż i tym podobne. Na śniadaniu usiadłam w innym stoliku niż chłopcy. Nie chciałam ich rozpraszać przed meczem. Cały dzień nie rozmawiałam z nimi. Siedziałam w pokoju i grałam na gitarze. Lecz kiedy przyszedł już czas na mecz, poszłam na dół do całej reszty. Wszyscy czekali już na mnie. Widziałam na ich twarzach lekkie zdziwienie kiedy mnie ujrzeli. W sumie miałabym podobną minę, gdy zobaczyła bym kogoś kto cały dzień leży w pokoju i nie daje znaku życia.
- To co? Idziemy? - Zapytałam wszystkich
- Tak- Odpowiedział trener Nawałka. Wsiedliśmy do autokaru i zajęliśmy swoje miejsca. Koło mnie usiadł Bartek.
- Czemu dziś nie usiadłaś na śniadaniu z nami i unikałaś nas cały dzień? - Spytał brunet
- Nie unikałam was. Chciałam was nie rozpraszać przed meczem
- Nie rozpraszasz nas, Lila
- Eh... Już nie ważne, zaraz mecz co nie?
- No tak ale pamiętaj, że na mnie zawsze możesz liczyć. Będę przy tobie, kiedy będziesz tego potrzebowała - Wątpię w te słowa. Gdyby on wiedział o mnie wszystko, na pewno zmienił by zdanie. Cieszę sie, że mam przy sobie takiego przyjaciela. Pytanie tylko czy przyjaciela, stety czy niestety? W sensie, że tylko przyjaciela.

Stade de France zrobił na mnie ogromne wrażenie wczoraj, więc dziś przyjęłam to jako normę.
Zanim jeszcze zaczął się mecz, poszłam do szatni chłopaków. Zza drzwi było słychać śmiechy i jakąś rozmowę. Usłyszałam tylko kawałek.
- Tylko pamiętajcie, ani słowa...- Powiedział Arek, jednak nie dokończył, bo weszłam do szatni.
- Ani słowa komu?- Spytałam. Lecz na ich twarzach nie było widać zadowolenia z moje wejścia. Było to raczej zmieszanie.
- Ee...
- No...ani słowa
- Panu
- Panu Nawałce- Plątali sie w słowach wszyscy.
- A czego nie mówić?
- Aa nic, już nie ważne - Powiedział Lewy i wyszli z szatni. Przed wejściem na stadion zatrzymał mnie Arek.
- Hej piękna
- No witam- Powiedziałam śmiejąc się.
- Jaki wynik obstawiasz?
- 1:0
- Dla nas prawda? - Spytał śmiesznie ruszając brwiami.
- Nie, dla Niemiec wiesz
- No tak, bardzo zabawne. A może jakaś motywacja na szczęście? Żebyśmy to my byli tymi zwycięscami
- Co ty sugerujesz?
- Buziaka panno Szczęsna - Oznajmił dziwnie przystawiając twarz w moją stronę. Przy tym robiąc "dzióbek". Wyglądało to makabrycznie śmiesznie.
- Panie Milik, to chyba nie najlepszy moment
- No nie daj się prosić - Wtedy ujrzałam dość wkurzonego Bartka, idącego w naszą stronę. Może Klaudia znów do niego dzwoniła i jest taki sfrustrowany?
- Arek, zostaw Liliane. Powinieneś myśleć o meczu, a nie o romansach- Wygarnąl mu brunet. O co on sie tak wścieka?
- Już ide, a ty Lila?- Pocałowałam go w policzek, a ten rzucił mi zadziornie spojrzenie, które zapamiętam do końca życia. Kątem oka widziałam złość na twarzy Kapustki. Zacisnęłam pięści i poszłam usiąść do sztabu i trenera.

Mecz się zaczął. Chłopcy wbiegli na boisko, a sędzia zagwizdał na rozpoczęcie.
Mija pierwsza połowa i nic. Mnóstwo dobrych akcji, lecz wszystkie zmarnowane. Można to tak nazwać. Druga połowa nie była wcale lepsza. Mecz powoli się kończy, a wciąż jest remis. Cyferki od początku te same, 0:0. W końcu mecz zakończył się tak jak się zaczął. Czyli zero, zero. Nie był to przegrany mecz. Był to udany mecz, pełen akcji i dobrych zagrań. Jestem dumna. Z czego? Z tego, że takie dzieci jak nasz reprezentacja, zremisowała z Niemcami. Mistrzami świata.
Wróciliśmy do hotelu, a przed drzwiami złapał mnie jeszcze Bartek, zanim weszłam.
- Przyjdź za pół godziny do restauracji - Powiedział tak obojętnie, inaczej niż zwykle.
- Po co?
- Przyjdź, poprostu- Odszedł. Czy on ma do mnie pretensje?
Zapewne jest to impreza z okazji remisu meczowego. Jest koniec dnia, a rodzice nadal do mnie chociaż nie zadzwoniliz życzeniami. Co zazwyczaj im sie nie zdarzało. Zaczynam się martwić. Nigdy nie byłam z nimi w tak rzadkim kontakcie, a tak naprawdę żadnym. Tak można go określić.
Za pół godziny byłam już gotowa, ubrana w pudrowo-różową sukienkę i złote trampki. Zrobiłam lekki makijaż i rozpuściłam włosy. Zeszłam na dół i weszłam do restauracji. Na środku stała cała kadra i gdy tylko przekroczyłam próg, zaczęli śpiewać "sto lat".
- Jejku nie zapomnieliście o moich urodzinach! - Krzykłam kiedy już skończyli śpiewać.
- No jasne, że nie zapomnieliśmy i nie zorganizowaliśmy tego na szybko- Zaśmiałam się i pobiegłam do nich. Moje marzenie się spełniło. Spędzić urodziny z reprezentacją, kto by nie chciał? Zacisnęliśmy sie w grupowy uścisku...

Nauczy mnie ktoś obsługiwać Wattpada?😂 Zamiast zapisz nacisnęłam opublikuj, możecie bić mi brawa.
Btw. Chcecie maraton? I jak tak to z jakiego opowiadania, kiedy i ile rozdziałów?

Zenit Skrajnych Uczuć | Kapustka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz