67. Historia sprzed ośmiu lat

1.4K 120 34
                                    

Pisało numer nieznany, lecz czy dla mnie to był tak nieznany numer? Nie, dobrze wiedziałam kto to i od razu mogłam Bartkowi powiedzieć kto mnie nęka. Albo czy w ogóle wokół mnie dzieje się coś nie dobrego. Czemu tego nie zrobiłam? Byłam pewna, że sobie z tym poradzę i nie ma co się przejmować takimi rzeczami. Czyż nie? Lecz nie przewidziałam takiego obrotu spraw. W tej chwili mogłabym sobie zarzucić naprawdę wiele. Miałam mnóstwo okazji żeby chociaż raz pokazać Bartkowi jak mi na nim zależy, coś wykorzystałam? Nie przypominam sobie, niestety. Mogłam być inna, lepsza. Ale taka właśnie nie jestem, a była okazja żeby to zmienić. W życiu popełniłam tyle błędów, że trudno je zliczyć. Ale ta jedna rzecz utkwiła mi na dobre w pamięci.
Miałam wtedy może z dziesięć lat, Wojtek niecałe osiemnaście. Jego przygoda z piłką trwa od urodzenia, a tak naprawdę ona się dopiero zaczęła. Byłam duma, było się czym chwalić. Uzdolnionym bratem. Mała dziewczynka podziwia jakiegoś chłopaka i uznaje go za idola, normalne. Tylko, że to osoba jej dużo bardziej bliższa z którą widuje się codziennie. No, ale napewno przenigdy nie zapomnę TEJ drogi na boisko do piłki nożnej. Dzień zaczynał się jak co dzień, zwyczajnie. Wojtek znów wybierał się na boisko, a jako, że była środa i nie było nikogo w domu to musiałam z nim iść. Nie to, że nie chciałam albo tego nie lubiłam, wręcz przeciwnie. Dzięki Wojtkowi sport stał się też częścią mnie samej. Ale wracając do tamtego dnia...Wyszliśmy z domu w kierunku boiska. Co w tym takiego ciekawego? Gdy właśnie przechodziliśmy na pasach, świeciło dla nas zielone światło, rozpędzony samochód choć miał czerwone nadal się nie zatrzymywał. Był daleko, ale jego prędkość pozostawała ta sama. Kiedy byliśmy w połowie pasów pociągnęłam brata za kaptur bluzy do tyłu. W tym momencie auto przyjechało tuż obok nas, a następnie uderzyło w drzewo naprzeciwko. Nie było ofiar śmiertelnych tego wypadu, lecz co innego kalectwo do końca życia, bo jakiś wariat za dużo wypił. Nawet jeśli we dwójkę się kłócimy lub mamy odmienne zdania to mimo to wciąż jesteśmy rodziną.

Wydawało mi się w tym momencie, że idę przez ciemny korytarz, a na samym jego końcu widać światełko. Brzmi to jak scena wycięta z filmu, prawda? No i pewnie brzmi to tak przewidywanie więc poszłam w stronę światła. Punkt do którego się zbliżałam stawał się coraz jaśniejszy i większy. W pewnym momencie nogi się pode mną ugięły, a ja straciłam świadomość tego co się właśnie stało. Zapadła ciemność całkowita, zamknęłam oczy i po tym już nie wiedziałam co się nadal dzieje...

Nagle poczułam jak coś unosi mnie do góry, a później upuszcza. Jakbym spadała cały czas w dół. Następnie kiedy chciałam się podnieść z łóżku zdałam sobie sprawę, że nie mogę. Jestem do niego przywiązania, wszystko okazało się snem, chyba. Rozejrzałam się po pomieszczeniu lecz było ciemno i nic nie zobaczyłam. Po chwili usłyszałam jak ktoś wchodzi do pokoju.
-To co, znów się spotykamy Szczęsna-Powiedział Portugalczyk przy tym kalecząc wymowę mojego nazwiska.
-Powiesz mi co tu robię?!
-Jak narazie to tu leżysz-Zaśmiał się.
-Uwierz mi, dla mnie to nie jest śmieszne. Jak Bartek się dowie to, to...
-To? Sałaty tu nie ma i nie będzie. Zostawili cie, wszyscy. Zrozum, że Bartek cię tylko wykorzystuje, to widać. Jak taka inteligentna i piękna dziewczyna jak ty może być z kimś takim?
-Ja? Z kimś takim? A kim ty niby jesteś?!
-Oj chyba mnie za dobrze nie znasz
-Oj uwierz i nie chce bardziej poznać
-Widzę, że nic po dobroci
-Weź mnie lepiej puść
-I co myślisz, że będzie wszystko dobrze? Twój chłopak przeczytał sms który ci wcześniej wysłałem, już go nie ma. Pozbyłem się go
-Zapytała bym czy jesteś normalny lecz znam odpowiedź
-Liliana-Uklęknął przy mnie. Tak w ogóle nadal byłam w ubraniach, wow. Spodziewałam się czegoś innego, ale to lepiej dla mnie. Może nie jest tak jak myślę? Dziwniejsze i tak było to, że był jak narazie spokojny. - Czemu ty mnie tak nienawidzisz? Ja zawsze dostaje to czego chce, niezależnie czy tobie się to spodoba
-Masz jakiś uraz z dzieciństwa, bo nie rozumiem?! - Cristiano na chwilę umilkł. Nie odzywał się przez jakiś czas, później wstał z krzesła i zaczął chodzić po pokoju. Czułam strach i niepokój. Bacznie śledziłam każdy jego krok i ruch. Po chwili podszedł do mnie i usiadł na skraju łóżka.
-Powiedziałem już, że zawsze dostaje to czego chce. Będziesz żałować swojego istnienia, uwierz. Nie waż się mówić o moim dzieciństwie. Sama siebie będziesz odpychać- Prychnął i zaczął zdzierać ze mnie ubrania...

No to ten, dwa rozdziały i epilog został.
Możecie mi jeszcze wysyłać okładki do 19.30, później wrzucam je i możecie głosować.

Zenit Skrajnych Uczuć | Kapustka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz