5.

2.4K 141 97
                                    

Stałam jak wryta. Miałam ochotę podejść do kobiety i sprawdzić czy naprawdę istnieje. Byłam pewna, że to jakieś omamy, albo skutki zbyt szybko wypitego alkoholu, który i tak już z siebie wyczyściłam.
Zaszkliły mi się oczy i miałam ochotę jeszcze raz zwymiotować.
To jakiś beznadziejny żart? Noc żywych trupów? Zupełnie zwariowałam?

- Mama? - powtórzyłam i podeszłam bliżej. Teraz stałam twarzą w twarz z kobietą.

- Ja... - zaczęła ochrypłym głosem. - Jestem siostrą twojej mamy.

Te słowa dostatecznie utkwiły mi w głowie.
Nic z tego nie rozumiałam. Mama nigdy nie wspominała, że ma rodzeństwo. Babcia też nic nie powiedziała.

- Nie sądzę, że Olivia cokolwiek ci o mnie opowiadała. Nie miałyśmy zbyt dobrych stosunków odkąd pamiętam. Usiadzmy w salonie. Postaram się wszystko wyjaśnić.

Weszliśmy do salonu gdzie Chris wręczył mi kubek z wodą.
Wszędzie było ciemno. Paliła się tylko lampka na stoliku obok telewizora co dodawalo tylko tajemniczego klimatu. Nie podobało mi się to ani trochę.

Usiedliśmy na tej okropnej, puchatej kanapie, a kobieta kontynuowała.

- Nazywam się Veronica Kimberly. Ja i Olivia jesteśmy bliźniaczkami. - oparła się o poduszki. -  Jestem tą starszą. Twoja matka była okropną osobą. Wykorzystywała ludzi i brała to co chce. Nigdy się nie lubiłyśmy. Ona miała miłość naszych rodziców i robiła wszystko żebym to ja była tą złą. W szkole była... Królową. - wzruszyła ramionami. - Poniżała mnie na każdym kroku i czerpała z tego korzyści. Łatwo się domyśleć, że nie tylko ja byłam jej celem. Narobiła sobie w tym czasie wielu wrogów. Wiele postanowiło się na niej zemścić. Przechodziła piekło, ale nikomu o tym nie mówiła. Dowiedziałam się dopiero gdy zaczęła krzyczeć i płakać przez sen. Było mi jej żal, a nawet chciałam pomóc. Tylko nie da się pomóc komuś kto tej pomocy nie chce. Jak widać karma to suka i zawsze wraca z podwójną siłą. Musiała być naprawdę zepsuta skoro tak skończyła. Myślisz, że twoja mama nie żyje przez niewinny wypadek? Jesteś w błędzie. Przed tym jak Olivia straciła kontrolę nad autem została postrzelona. Przypadkowo. Ty miałaś zostać zastrzelona tamtej nocy. Siedzialaś obok prawda? - nic nie odpowiedziałam. - Ktoś ma naprawdę słaby cel. - pokręciła głową. - Do tamtego wypadku nadal dostawała groźby. Ktoś nie chciał jej śmierci. Ktoś chciał żeby cierpiała i straciła wszystko. To boli bardziej.

Wstała z kanapy i okrążyła stół.

- Zabójstwo jest zbyt banalne. Wystarczy dobrze strzelić i ... Puf. Nie ma. Natomiast gra, którą prowadzą jacyś chorzy popaprańcy ze swoimi ofiarami jest o wiele ciekawsza. - usiadła na przeciwko mnie. - Nadal jesteś w niebezpieczeństwie. Włamanie nie było przypadkowe. Ktoś wynajął jakiś gnojków żeby cię zastraszyć. Było dużo sytuacji, w których mogłaś stracić życie. Nie pytaj mnie skąd o tym wszystkim wiem, ale pomyślałam, że warto cię o tym poinformować. Za cztery godziny wyjeżdżam do Stanów. Nie sądzę, że kiedykolwiek się już zobaczymy, ale mam nadzieję, że nie skończysz jak Olivia. - wstała i szła do wyjścia, ale w ostatniej chwili się zatrzymała. - Mam cholerne wyrzuty sumiena, że nie zdążyłam jej powiedzieć ile dla mnie znaczy. Pomimo tego całego gówna... Zawsze będzie moją siostrą.

Zatrzasnęła za sobą drzwi. Spojrzałam zdezoriętowana na Chrisa. Co miałam myśleć?
Byłam kompletnie zdezoriętowana i rozpaczona. Łzy spływały po moim policzku coraz szybciej, a ja coraz bardziej gubiłam się w swoich myślach. To nie powinno się dziać. Przecież takie chore scenariusze dzieją się jedynie w filmach. Przez błąd mojej matki mogę zapłacić własnym życiem.

- Jeśli potrzebujesz jakiejś pomocy...

Wybiegłam na zewnątrz. Veronica już znikła, nawet nie mam pojęcia w która stronę poszła.
Biegłam przed siebie i czułam jak łzy torują sobie drogę na moich policzkach.
Było cholernie zimno, a to, że o tak późnej porze jestem sama w centrum Port Talbot to poroniony pomysł.
Znalazłam się w jakimś parku. Nie widziałam nic, bo łzy zmazywały mi wszystko i było ciemno.
Powoli odzyskiwałam oddech, a po chwili znowu go traciłam.
Usiadłam na ławce i podsunęłam kolana pod brodę.
Nie potrafiłam uwierzyć w to, że moja matka była złym człowiekiem. Byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami, była dobra, opiekuńcza i nie znałam lepszej osoby niż ona sama.
Została zastrzelona. To miałam być ja. Teraz mi grozi niebezpieczeństwo.
Kurwa kurwa kurwa.

Rozpłakałam się już na dobre. Nie mogłam jeszcze tego do siebie przyswoić.
Poczułam jak ławka skrzypi, co oznaczało, że ktoś na niej usiadł. Super, niech jeszcze mnie ktoś zgwałci to sama się zabije. Ashton mówił żebym ubrała inne spodnie. Idiota miał rację.

Spojrzałam niepewnie na osobę, która postanowiła się przesiąść i kompletnie mnie zatkało. Obok siedział Leondre. Na głowie miał czarny kaptur bluzy, ale i tak można było zobaczyć jego twarz. Ręce trzymał w kieszeniach podartych spodni. Nie patrzał na mnie tylko gdzieś w dal. Ja pierdole, jeszcze tylko jego mi brakowało.

- Nie jestem w nastroju na jakieś chamskie odzywki, więc daj sobie spokój i zostaw mnie.

- Czy kiedykolwiek cię zostawiłem jak płakałaś?

- Niech pomyśle... Może na tym pierdolonym chodniku, gdy dowiedziałam się, że jestem zakładem?

- Nah, to się nie liczy.

- Słucham?! - wstałam i miałam ochotę wybuchnąć gorzkim śmiechem. - Jesteś żałosny. - nie panowałam nad sobą. Ręce mi się trzęsły, łzy nie przestawały lecieć z oczy, a dodatkowo zamarzałam.

- Usiądź. Dam ci moją bluzę. - również wstał. Był o głowę wyższy, co w tamtej chwili mnie denerwowało.

- Niczego od ciebie nie chce. Idę do domu. - miałam się ruszyć, ale Leondre chwycił mnie za nadgarstek. Przeszedł mnie ciepły dreszcz, który wyraźnie dawał mi do zrozumienia, że moje uczucia do niego nie wygasły.
Ja wciąż cholernie go kocham.

- Nie pójdziesz. Znam cię. Pewnie stało się coś złego, więc uciekłaś z domu, bo nie chciałaś tłumaczyć się ze swoich emocji. Zawsze tak robiłaś. W sensie zawsze byłaś taka zamknięta. - Próbuje mną manipulować. Wiem to. - Jestem tylko ciekaw co się stało, że postanowiłaś wyjść o drugiej w nocy w tak krótkich spodenkach. - na jego twarzy pojawił się chamski uśmieszek, ale mi nie było do śmiechu.

- Byłaś ostatnio na dachu. - kontynuował. Kurwa, byłam. Musiałam przemyśleć parę spraw.
Tą sytuację, w którą niechcący weszłam podczas bycia w Norwegii. Muszę porozmawiać o tym z Mattem. Czas to skończyć. - Nie sądziłem, że po wyjeździe kiedykolwiek cię jeszcze zobaczę i nawet na to nie liczyłem. - podał mi swoją bluzę i usiadł.

Ubrałam ją i usiadłam obok niego. Nieświadomie zaciągnęłam się zapachem jego perfum. Nie wiem czemu z nim tam jeszcze siedziałam i słuchałam tego gówna. Powinnam uciekać jak najdalej i myśleć kto może chcieć mojej śmierci, ale... zostałam.

- Zniszczyłem wszystko. Ciebie. Gdy zobaczyłem, że siedzisz na tym dachu pomyślałem o wszystkich chwilach, które tam spędziliśmy. Byłem wtedy szczęśliwy i cholernie w tobie zakochany. Nie boję się już nazwać tego uczucia, a ty nie myśl, że teraz udaje. Będę pewnie żałował tej nocy, bo nigdy nie chciałam ci się z tego zwierzać, ale gdy cię tam zobaczyłem, chciałem powiedzieć, że widzę cię wszędzie. Nie istnieje słowo, które mogłoby cię opisać, bo jesteś dla mnie wszystkim. Nie oczekuje, że mi wybaczysz. Nie chce żebyś mi wybczyła, bo bałbym się, że mogę cię jeszcze bardziej zniszczyć... Złamać. Chujowe uczucie gdy wiesz, że musisz odpuścić sobie osobę, którą kochasz. Ten zakład przyniósł mi ciebie. Najlepsze co kiedykolwiek mogłem mieć. Nie planowałem, ze się w tobie zakocham, poprostu wpadłem. - uśmiechnął się. - Problem jest w tym, że gdy zamykam oczy nadal chce poczuć twoje usta, twoje drobne dłonie, zapach arbuzowego żalu pod prysznic. Da się zamknąć oczy, ale nie da się zamknąć myśli. Każdy ma w głowie coś od czego może oszaleć. U mnie zawsze będziesz to ty. - przeczesał włosy i wstał. - Nie będę ci mówił o tym co czułem gdy wyjechałaś, bo albo zacząłbym płakać i wyglądałbym tak źle jak ty, albo nie starczyło by nam nocy. - odetchnął jakby zrzucił wszystko co do tej pory go gnębiło. - Mam tylko jeden wniosek. Chciałbym cie i papierosów, a nie mam ani ciebie ani papierosów. Jebany paradoks. - kopnął kamyk, który leżał obok jego nogi. - Skoro już wystarczająco się przed tobą otworzyłem... Mogę cię chociaż odprowadzić? Chce mieć pewność, że jesteś bezpieczna.

W następnym rozdziale będą przemyślenia Mel i wyjaśniona sprawa z Norwegii, która ją tak męczy.
Mam nadzieję że nie zepsulam tego rozdziału bo jestem chora, a mój mózg dzisiaj nie pracuje.
*spokojnie nie wprowadze tutaj żadnej mafii ani nic bo aż tak to mnie jeszcze nie pojebalo
To ma być w miarę relane i normalne XD*

My Stalker - Leondre Devries | 1&2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz