Starałam się otworzyć oczy. Pierwsza próba nic nie dała. Chciałam odgarnąć włosy z czoła, ale najmniejsze poruszenie kciukiem stanowiło dla mnie niesamowite wyzwanie.
Podjęłam kolejną marną próbę otworzenia oczu, ale nic z tego. Czułam się naprawdę źle. Czy to już śmierć? Gdzie ja jestem?
Ostatnie co pamiętam to tylko ból z tyłu głowy.
- Obudziła się? Muszę ją zobaczyć! - usłyszałam głos Leondre. To chyba ostatnie czego się spodziewałam w tej chwili.
Sama byłam w szoku, że mogę słyszeć to co dzieje się wokół mnie.
- Nie możemy już nikogo wpuszczać. Czas odwiedzin się skończył. Jest pan z rodziny? - Zagadka rozwiązana. Szpital. Jestem w szpitalu.
- Nie, ale...
- Więc nie mogę nic w tej sytuacji robić. Proszę poczekać na zewnątrz.
Usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwiami. Czyli wyszedł. Po chwili lekarza też już nie było w pokoju.
Bolała mnie każda możliwa kość. Ostateczna próba otworzenia oczu udała się. Natychmiast oślepiło mnie białe światło lub po prostu biel panująca w pomieszczeniu.
Zakrztusiłam się i od razu poczułam silny ból mięśni i brzucha. W pokoju nie było nikogo i w tej chwili nie byłam w stanie zobaczyć czy ktoś stoi za szybą.
Obok łóżka stał bukiet białych róż, które z góry były czerwone. Wyglądały jakby ktoś polał je krwią. Do róż dołączona była karteczka. Z trudem po nią sięgnęłam.
" Życie za życie. Twoja mama już się o tym przekonała. TY TEŻ.
Myślę, że jesteśmy kwita"
Nie zrozumiałam ani słowa. Po chwili zaczęłam składać wszystko w całość. Ten mężczyzna, o którym mówiła moja ciocia. Zabił moją mamę. Czyli ona się przekonała, ale ja? Żyję. Czy moja mama przyczyniła się do czyjejś śmierci skoro ten koleś chciał dwóch ofiar?
Siedziałam na łóżku z zagryzioną wargą i dłuższą chwilę o tym myślałam. W pewnym momencie dostałam ataku paniki. Czy życie, o którym on pisał to moje dziecko?
Wepchnęłam kartkę w poduszkę, a następnie zerwałam wszystkie kable do których byłam podłączona łącznie z tymi w żyłach, przez co jeszcze bardziej się rozpłakałam. Wybiegłam na korytarz po drodze przewracając wszystko co popadnie, bo nie umiałam złapać równowagi.
- Melanie?! Nie płacz, wszystko jest dobrze tylko wróć na salę! - Leondre zerwał się z miejsca i zamknął mnie w szczelnym uścisku, ale nie potrafiłam się opanować. - Krwawisz. Usiądź z Charliem, a ja pobiegnę po lekarza. - Przekazał mnie do rąk blondyna. Obydwoje jakby bronili mnie przed światem lub samą sobą tym uściskiem.
- Co się stało z naszym dzieckiem?! Żyje? Powiedz mi, że żyje! - coraz bardziej traciłam nad sobą kontrolę. Charlie wypuścił mnie z objęć, a ja osunęłam się na kolana, bo zobaczyłam jego czerwone czy. Płakał. Sądzę, że to własnie z tego powodu, o który się obawiam. Nie, nie , nie.
Po chwili przyszedł lekarz z Leondre i podnieśli mnie z podłogi. Zaprowadzili z powrotem na białą salę po czym zostałam ponownie podłączona do kabli. Dopiero w tej chwili obejrzałam dokładnie całe ręce pokryte siniakami i zadrapaniami. Spojrzałam w stronę lustra, które wisiało naprzeciwko łóżka. Twarz wyglądała sto razy gorzej. Na niej też nie zabrakło różnego rodzaju szkód. Zwyczajnie nie widziałam w tamtej chwili siebie.
- Melanie, chciałbym się dowiedzieć co się stało tamtego wieczora. - kiwnął głową aby chłopcy wyszli. - Wiemy już, że zostałaś pobita. Twój chłopak, ten blondyn, przywiózł cię w bardzo ciężkim stanie i on też twierdzi, że nic nie wie. Jeśli to był on i jesteś ofiarą przemocy to... Nie wstydź się o tym mówić.
- Dobry Boże, Charlie nigdy nie podniósłby na mnie ręki! Ktoś mnie napadł. Nie wiem kto, nie wiem jak wyglądał... - schowałam twarz w dłoniach. - Czy moje dziecko żyje?
W odpowiedzi dostałam tylko ciszę.
- Staraliśmy się jak tylko to było możliwe, ale niestety. - czekał na moją reakcję, ale ja nie potrafiłam nic zrobić. Pustka, która mnie wypełniła w tamtej chwili to uczucie, którego nikomu nie życzę. - Ciąża i tak była zagrożona ze względu na pani stan. Nawyki żywieniowe są straszne. Rozmawiałem z rodziną i przyjaciółmi. Dowiedziałem się wystarczająco co pani przeszła i jak teraz wygląda "dieta". Masz. - podał mi jakąś kartkę - To twoje skierowanie do specjalisty. Zaraz zadzwonię do twoich rodziców, że już się wybudziłaś, a ty odpoczywaj.
Sama wolałam być w tamtej chwili martwa. Charlie będzie na mnie zły?
Zaczęłam myśleć nad tym całym jebanym rokiem, który przeżyłam w tym mieście. Moje życie wystarczająco się zmieniło, a ja zwyczajnie mam już tego dosyć, bo ile zła może przyjąć jeden człowiek. Jestem po prostu słaba.
Gdyby nie ten wypadek sama zabiłabym to dziecko przez stan, do którego się doprowadziłam. Nie rozpoznaję siebie samej gdy patrzę w lustro. Jeśli Charlie mnie znienawidzi i zostawi? Zostanę znowu sama. Zawsze mogę liczyć na Matta o ile jeszcze się nie zajebał przez te narkotyki. Smutno mi, że się tak wyniszcza. Mam nadzieję, że ktoś go poinformował gdzie jestem. Tak samo jak Ashton. Jest dla mnie jak brat.
Spojrzałam na tablicę, która wisiała przy moim łóżku. Jestem tutaj trzeci dzień.
Podeszłam do okna i otworzyłam je na oścież. Poważnie zastanawiałam się nad samobójstwem.
Do pokoju wszedł Leondre. Chyba jest ostatnią osobą, którą chcę w tym momencie widzieć.
- Gdzie jest Charlie? - z powrotem odwróciłam się w stronę okna.
- Na zewnątrz. Rozmawia z lekarzem. - stanął obok mnie.
Przesunęłam jakieś krzesło tak abym mogła na nie wejść i usiadłam na parapecie. Nie było to proste, bo nadal wszystko mnie bolało. Dość wysoko.
- Zwariowałaś? Złaź stąd. - Chwycił mnie za dłoń. - Nie żartuję.
- Oh, proszę cię. Nagle się mną przejmujesz. - wzruszyłam ramionami. - Czuję się prawie jak na naszym dachu, pamiętasz? Tylko tutaj jak spojrzysz w dół widzisz masę aut, a tam pustą ulicę. - Dlaczego dalej mnie trzymasz? Myślisz, że mogłabym skoczyć? - Nic nie odpowiedział, a ja się uśmiechnęłam i pokiwałam głową. Właśnie... mogłabym skoczyć?
Heii
Następny rozdział będzie z dość dużym przeskokiem w czasie. Mam nadzieję, że was zaskoczę, a teraz piszcie w komentarzach przeżycia z rozdziału i pamiętajcie im więcej gwiazdek tym szybciej rozdział. Do następnego ♥
CZYTASZ
My Stalker - Leondre Devries | 1&2
Fanfiction- Dupek...nie wiem jak mogłam się z Tobą zadawać...nienawidzę Cię- odpowiedziałam ze spokojem, nawet nie patrząc mu w oczy. Stchórzyłam, znowu... - Co? Mówisz, że jestem dupkiem ale tacy jak ja najbardziej Cie kręcą. Dziewczyno Ty potrzebujesz facet...
