|Rozdział 11.1| "Przypominasz mi kogoś"

87 12 0
                                    

Pomoc przybyła bardzo szybko. Ekipa ratunkowa składała się z pięciu młodych mężczyzn ubranych w mundury wojskowe przypominające nasze. Atmosfera panująca w sadzie była bardzo napięta i słyszeliśmy tylko krzyki ratowników transportujących Natana na metalowych noszach.

Do mnie podszedł wysoki chłopak o ciemnych włosach opadających mu na czoło. Tak samo jak pozostali miał na sobie mundur, a na prawej kieszeni naszywkę z wyszytym imieniem. Był bardzo skupiony na opatrywaniu rany, dlatego nawet nie zauważył, że z zainteresowaniem mu się przyglądam.

Podciągnął moją koszulkę i lekko się skrzywił na widok rany. Słabo się uśmiechnęłam, bo rozumiałam co teraz czuł. Tak jak ja nie lubił widoku krwi. Wyciągnął z apteczki wodę utlenioną i polał nią mój brzuch. Poczułam ostry ból i zaczęłam krzyczeć.

Całą akcję obserwowali wystraszeni mieszkańcy wioski otaczający sad. Obok mnie siedziała zapłakana Blue, która ciągle trzymała moją rękę, jakby od tego zależało moje życie. Było mi przykro z tego powodu, że obserwuje zdarzenie, ale nie chciałam, żeby mnie teraz zostawiła.

- Jak masz na imię? - zapytał ratownik rozcinając mój podkoszulek średniej wielkości nożycami.

- Nikol - powiedziałam cicho.

Mężczyzna bezskutecznie próbował zatamować krwotok, jednak z każdą chwilą było coraz gorzej i wiedziałam o tym, że to może być koniec. Postanowiłam się skupić na jakiejś rzeczy, żeby czuć mniej bólu, który mnie prześladował.

Popatrzyłam na szyję chłopaka, na której wisiał podobny wisiorek do mojego, a dokładnie był jego drugą połową, następne skierowałam wzrok na naszywkę z imieniem.

- Jakob - przeczytałam za głośno i popatrzył na mnie zdziwiony swoimi zielonymi oczami.

- Musimy Cię przetransportować do śmigłowca tak jak Twojego przyjaciela - powiedział zmartwiony.

Dotknął mojej blizny na ręce i dodał:

- Przypominasz mi kogoś.

Z trudem wyciągnęłam z kieszeni prezent od mamy i podałam go Jakobowi. Przyjął go ode mnie, a potem zawołał pozostałych, żeby pomogli mu z transportem. Pocałowałam Blue w czoło, a następnie czterech ratowników uniosło mnie równocześnie na noszach i poszło w kierunku ogromnego śmigłowca, który wydawał głośne i niemiłe dla uszu dźwięki.

***

Wnętrze było bardzo skromnie urządzone, aby mieć jak najwięcej wolnego miejsca. W prawym rogu znajdowała się kanapa, na której siedzieli Caleb oraz Daren rozmawiający z dowodzącym akcji ratunkowej. Natan leżał blady i zakrwawiony na łóżku szpitalnym podpięty do aparatury. Mnie położyli na sąsiednim, dzięki czemu czułam się spokojniej i bezpieczniej, ponieważ byłam obok przyjaciela.

- Nate? - zapytałam z nadzieją w głosie.

- Cześć Nika - odpowiedział wysilając się na drobny uśmiech. - Tęskniłaś? - zapytał patrząc mi prosto w oczy.

Nie wytrzymałam i zaczęłam płakać ze szczęścia, które towarzyszyło naszej dwójce. Nie widzieliśmy się tak długo i to nas wykończyło. Natan podał mi zadrapaną rękę i tak zasnęliśmy z wycieńczenia.

***

- Kapitanie, mamy zgodę na lądowanie - usłyszałam głos jednego z ratowników.

Podniosłam się i położyłam rękę na brzuchu, który był porządnie zszyty i zabandażowany. Zsunęłam się cicho z łóżka, żeby nie obudzić Natana trzymającego mnie za rękę, a następnie podeszłam do pilota. Przez przednią szybę widziałam rozległe morze oraz odległe góry, do których bardzo szybko się zbliżaliśmy.

Moro DieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz