Pomoc przybyła bardzo szybko. Ekipa ratunkowa składała się z pięciu młodych mężczyzn ubranych w mundury wojskowe przypominające nasze. Atmosfera panująca w sadzie była bardzo napięta i słyszeliśmy tylko krzyki ratowników transportujących Natana na metalowych noszach.
Do mnie podszedł wysoki chłopak o ciemnych włosach opadających mu na czoło. Tak samo jak pozostali miał na sobie mundur, a na prawej kieszeni naszywkę z wyszytym imieniem. Był bardzo skupiony na opatrywaniu rany, dlatego nawet nie zauważył, że z zainteresowaniem mu się przyglądam.
Podciągnął moją koszulkę i lekko się skrzywił na widok rany. Słabo się uśmiechnęłam, bo rozumiałam co teraz czuł. Tak jak ja nie lubił widoku krwi. Wyciągnął z apteczki wodę utlenioną i polał nią mój brzuch. Poczułam ostry ból i zaczęłam krzyczeć.
Całą akcję obserwowali wystraszeni mieszkańcy wioski otaczający sad. Obok mnie siedziała zapłakana Blue, która ciągle trzymała moją rękę, jakby od tego zależało moje życie. Było mi przykro z tego powodu, że obserwuje zdarzenie, ale nie chciałam, żeby mnie teraz zostawiła.
- Jak masz na imię? - zapytał ratownik rozcinając mój podkoszulek średniej wielkości nożycami.
- Nikol - powiedziałam cicho.
Mężczyzna bezskutecznie próbował zatamować krwotok, jednak z każdą chwilą było coraz gorzej i wiedziałam o tym, że to może być koniec. Postanowiłam się skupić na jakiejś rzeczy, żeby czuć mniej bólu, który mnie prześladował.
Popatrzyłam na szyję chłopaka, na której wisiał podobny wisiorek do mojego, a dokładnie był jego drugą połową, następne skierowałam wzrok na naszywkę z imieniem.
- Jakob - przeczytałam za głośno i popatrzył na mnie zdziwiony swoimi zielonymi oczami.
- Musimy Cię przetransportować do śmigłowca tak jak Twojego przyjaciela - powiedział zmartwiony.
Dotknął mojej blizny na ręce i dodał:
- Przypominasz mi kogoś.
Z trudem wyciągnęłam z kieszeni prezent od mamy i podałam go Jakobowi. Przyjął go ode mnie, a potem zawołał pozostałych, żeby pomogli mu z transportem. Pocałowałam Blue w czoło, a następnie czterech ratowników uniosło mnie równocześnie na noszach i poszło w kierunku ogromnego śmigłowca, który wydawał głośne i niemiłe dla uszu dźwięki.
***
Wnętrze było bardzo skromnie urządzone, aby mieć jak najwięcej wolnego miejsca. W prawym rogu znajdowała się kanapa, na której siedzieli Caleb oraz Daren rozmawiający z dowodzącym akcji ratunkowej. Natan leżał blady i zakrwawiony na łóżku szpitalnym podpięty do aparatury. Mnie położyli na sąsiednim, dzięki czemu czułam się spokojniej i bezpieczniej, ponieważ byłam obok przyjaciela.
- Nate? - zapytałam z nadzieją w głosie.
- Cześć Nika - odpowiedział wysilając się na drobny uśmiech. - Tęskniłaś? - zapytał patrząc mi prosto w oczy.
Nie wytrzymałam i zaczęłam płakać ze szczęścia, które towarzyszyło naszej dwójce. Nie widzieliśmy się tak długo i to nas wykończyło. Natan podał mi zadrapaną rękę i tak zasnęliśmy z wycieńczenia.
***
- Kapitanie, mamy zgodę na lądowanie - usłyszałam głos jednego z ratowników.
Podniosłam się i położyłam rękę na brzuchu, który był porządnie zszyty i zabandażowany. Zsunęłam się cicho z łóżka, żeby nie obudzić Natana trzymającego mnie za rękę, a następnie podeszłam do pilota. Przez przednią szybę widziałam rozległe morze oraz odległe góry, do których bardzo szybko się zbliżaliśmy.
CZYTASZ
Moro Die
Science Fiction"Nie mamy wpływu na naszą przeszłość, ale teraźniejszością możemy zmienić przyszłość". Życie siedemnastoletniej Nikol w jednej chwili diametralnie się zmienia. Dziewczyna żyje w czasie sporu pomiędzy władcą kraju, a jego ojcem. Trwa już kilkunastole...