|Rozdział 8.1| "Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego"

103 13 4
                                    

- To Twoja wina! - usłyszałam krzyk Natana. - Gdybyś jej lepiej pilnował, to byłaby tu teraz z nami - oskarżał mojego biednego przyjaciela.

- Przecież wiesz, że jest dla mnie jak siostra i nie życzę jej niczego złego. To był wypadek - bronił się załamany Daren.

Takie kłótnie towarzyszyły mi już od ponad tygodnia. Uraz głowy nie pozwalał mi się obudzić. Miałam tego już serdecznie dość.

Obok mnie siedział uważnie obserwujący całe zdarzenie Caleb, który od czasu do czasu zmieniał mi opatrunki. Daren i Natan stali się swoimi wrogami, co bardzo mnie martwiło, ponieważ oboje byli mi bliscy i nie wyobrażałam sobie życia bez któregoś z nich.

- Widzisz co narobiłaś Nikol? - zapytał smutno Cal, jednak nie oczekiwał nawet mojej odpowiedzi, ponieważ wiedział w jakim stanie się obecnie znajduję.

Było mi tak przykro z powodu tego zamieszania. Nigdy nie miałam zamiaru skłócić ze sobą, na chwilę obecną, najważniejsze osoby w moim nowym życiu, najbardziej jednak bolało mnie to, że Nate postanowił się całkowicie ode mnie odsunąć. Daren codziennie siedział i opowiadał mi o wszystkim, co działo się w naszym małym obozie, natomiast Natan nawet się do mnie nie zbliżał. Prawdopodobnie obwiniał się o to, że nie może wezwać pomocy.

Krótkofalówki, które znajdowały się w skrzyni miały słaby zasięg, więc nie były w tej chwili przydatne, a chłopcy nie znali innego sposobu, żeby skontaktować się z centralą. Przeze mnie od ponad tygodnia byliśmy uwięzieni w centrum nieznanej im puszczy. Od miasta dzieliło nas kilkanaście kilometrów, jednak powrót do Greenhole z pewnością zakończyłby się klęską, jeśli nie czymś o wiele gorszym.

- Nikol Anderson, masz się natychmiast obudzić. Popatrz na to, co robisz z tymi chłopakami - mówiłam do siebie w myślach.

Naprawdę chciałam im pomóc. Mimo nieciekawych początków naszej znajomości, byli moją rodziną i mnie potrzebowali, tak jak ja ich. Miałam już dosyć tego, że bezczynnie leżałam i nie mogłam spokojnie porozmawiać z przyjaciółmi.

Ponownie spróbowałam otworzyć zamknięte od kilku dni oczy, a gdy mi się to udało byłam wniebowzięta. Usłyszałam radosny krzyk Caleba, który nadal siedział obok, a chwilę później pojawił się zdezorientowany Daren i od razu mnie przytulił bardzo przy tym uważając na ranną rękę.

- Przepraszam Niki, tak bardzo Cię przepraszam - mówił ze łzami w oczach.

Musiałam mu wytłumaczyć, że mnie uratował, a nie zranił. Gdyby nie jego szybka interwencja, prawdopodobnie wykrwawiłabym się na śmierć. Z powodu towarzyszącego mi szczęścia, nie byłam w stanie powstrzymać napływających łez do moich spuchniętych oczu.

Jedyną osobą, która się nie przywitała był Natan. Chłopcy też zauważyli jego nieobecność i patrzyli na siebie znacząco. Podczas długiego snu musiało się wydarzyć coś, czego mój mózg nie zdążył zarejestrować. Przeczuwałam, że nie było to nic dobrego.

- Daren, gdzie jest Nate? - zapytałam cicho.

Przyjaciel chciał udzielić mi odpowiedzi, jednak głos zabrał Caleb.

- Po ostatniej kłótni z Twoim kumplem, Nate postanowił znaleźć sposób, żeby szybko skontaktować się z centralą. Dzisiaj rano poszedł w kierunku starej wieży - powiedział zamyślony.

Skąd miałam wiedzieć, gdzie jest budowla, o której wspomniał Caleb. Wokół nas wszędzie rosły drzewa i wszystko wyglądało tak samo, przez co czułam się sfrustrowana i bezbronna. Nie byłam w stanie pomóc przyjacielowi, który samotnie wyruszył w niebezpieczną podróż, aby sprowadzić pomoc.

- Chłopaki, trzeba odnaleźć Natana - stwierdziłam próbując się podnieść, dlatego Daren ruszył mi z pomocą i już po chwili stałam samodzielnie na swoich chudych nogach.

Musieliśmy wymyślić dokładny plan naszej podróży oraz solidnie się do niej przygotować. W skrzyni znaleźliśmy mapę, nowe mundury legionów Moro die, w które się przebraliśmy, prowiant oraz średniej wielkości plecaki po brzegi wypchane konserwami, bochenkami chleba, czekoladą oraz butelkami wody mineralnej. Chłopcy nie chcieli się zgodzić na to, żebym niosła swój własny bagaż, dlatego cały ekwipunek zmieściliśmy do dwóch plecaków marynarskich. Ja zostałam oficjalnym przewodnikiem naszej „wycieczki", ponieważ miałam najlepszą orientację w terenie.

***

Po godzinie cała nasza trójka była gotowa. Według mapy powinniśmy kierować się na południe i tak też zrobiliśmy. Po drodze czekała nas wysoka góra, dzika wioska, w której miałam zamiar zatrzymać się na noc, obszerna pustynia oraz kolejna, dwa razy większa rzeka. Cała trasa była przeznaczona na około cztery dni, jednak chcieliśmy dogonić Natana, który miał nad nami kilkunastogodzinną przewagę. Wiedziałam, że przez drobne urazy będziemy szli wolniej, dlatego w duchu dziękowałam chłopakom za wyrozumiałość. W tej chwili bardzo mnie wspierali i to dawało mi siłę oraz wolę walki.

Po drodze rozmawialiśmy na różne tematy, dzięki czemu dowiedziałam się dużo ciekawych rzeczy o Calebie. Pochodził z ubogiej rodziny, miał pięć starszych sióstr, które go wychowywały po nagłej śmierci rodziców, a w wolnym czasie chętnie piekł ciasta. Darena znałam na tyle dobrze, że nie poznałam nieznanych mi wcześniej faktów i tajemnic z życia przyjaciela.

Tempo marszu było idealne, a w czasie wędrówki śpiewaliśmy różne piosenki z dzieciństwa głośno się przy tym śmiejąc. Podczas wspinaczki zrobiliśmy krótką przerwę na obiad, a następnie poszliśmy dalej, żeby zdobyć wysoki szczyt. Mimo zmęczenia dobry humor nieustannie nam towarzyszył, a ja nie mogłam się doczekać spotkania z przyjacielem. Nawet nie wiedziałam, w którym momencie misji, Natan stał się tak bliską mi osobą.

Z zamyślenia wyrwało mnie pytanie Caleba:

- W którą stronę pani przewodnik? - zapytał szeroko się uśmiechając ukazując przy tym swoje śnieżnobiałe zęby.

Staliśmy między dwoma podobnymi do siebie ścieżkami. Jedna z nich prowadziła wzdłuż rzeki i była krótsza, lecz niebezpieczna, za to druga wiodła w kierunku wioski ukrytej w głuszy. Nie wiedzieliśmy, którą mógł wybrać nasz przyjaciel. Szanse, że pójdziemy tą samą co on były duże, jednak obawiałam się, że przez przypadek się miniemy.

Jednogłośnie wybraliśmy dłuższą drogę i po krótkiej przerwie kontynuowaliśmy wyprawę. Ścieżka była naprawdę dobrze przygotowana, a przede wszystkim bezpieczna i spokojniejsza. Po jej obu stronach rosły małe, zielone krzaczki z soczystymi, fioletowymi jagodami. Z góry widzieliśmy odległe miasto i las, który niedawno opuściliśmy. To był przepiękny widok, a zachodzące słońce oraz lekko różowe niebo dodawały mu uroku.

Przyglądałam się wszystkiemu i nie mogłam przestać się zachwycać tym magicznym krajobrazem. Zamyślony Daren podszedł do mnie, mocno przytulił i powiedział:

- Cały świat u Twych stóp Niki. To tego zawsze chciałaś - uśmiechnął się.

- Gdybym dzisiaj nie zobaczyła tego zachodu słońca, nie wiedziałabym co straciłam Dar - mówiłam ze łzami w oczach.

Niespodziewanie przyjaciel wziął mnie na ramiona, a gdy zaczęłam piszczeć z łatwością mnie podrzucił.

- To nie koniec atrakcji na dziś - szepnął mi do ucha, a potem je lekko przygryzł.

- Dar! - krzyknęłam udając oburzenie.

| Korekta: 17.09.2017 |

Moro DieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz