|Rozdział 17.1|"Zajęcia w terenie"

54 11 2
                                    

- Jeszcze kilka ostatnich pompek i przebieracie się w kombinezony kuloodporne - powiedział stanowczo lecz tajemniczo Jakob.

Od dwóch tygodni biorę udział w treningach naszej grupy i muszę przyznać, że jestem zadowolona z widocznych postępów. Staram się zapomnieć o nieudanym związku, a dzięki moim najlepszym przyjaciołom jest to znacznie prostsze.

Mimo zmęczenia, posłusznie wykonywałam polecenia instruktora.

- Nikol, musisz rozstawić szerzej ręce - stwierdził.

- Nie mogę się doczekać kolejnych zajęć - powtarzał jak mantrę podekscytowany Caleb.

Po odejściu Natana stał się bliską oraz wspierającą mnie osobą, za co byłam mu wdzięczna. W każdej, nawet najgorszej sytuacji potrafił znaleźć coś pozytywnego. Treningi były wyczerpujące, mimo to na koniec rozśmieszał mnie i dodawał otuchy. Towarzyszył mi w bibliotece oraz pomagał zapomnieć o byłym chłopaku.

- Anderson! Wszyscy już skończyli ćwiczyć - śmiał się przyjaciel.

- Zamyśliłam się - uśmiechnęłam się i szybko wstałam z podłogi. - Myślisz, że zdążę wziąć prysznic przed kolejną częścią treningu? - zapytałam z nadzieją.

- Na Twoim miejscu bym na to nie liczył - wskazał grupę gotową do wyjścia.

Westchnęłam zrezygnowana i poszłam w kierunku szafki z moimi rzeczami. Szybko się przebrałam i podbiegłam do uzbrojonych już chłopaków. Maksym wręczył mi broń, a ja zdenerwowana przycisnęłam ją do drżącego pod wpływem emocji ciała.

- Waszym zadaniem będzie przejęcie bazy przeciwnika, która znajduje się na terenie poligonu. Broń jest naładowana kulkami z farbą, więc wraz z resztą instruktorów bez problemu policzymy ilość postrzałów - wypowiedział się mój brat.

- Jakieś rady instruktorze? - zapytał odważnie Oskar.

- Działajcie w grupie i wygrajcie - uśmiechnął się zadowolony.

Staliśmy w ciszy w niewielkim pomieszczeniu, a po głośnym sygnale wybiegliśmy na zewnątrz przez szeroko otwarte drzwi. Wszędzie było jasno i musieliśmy się przyzwyczaić do naturalnego światła. Rozejrzałam się po ogromnej arenie, by znaleźć osobę, która mogłaby stać się moim celem.

Ujrzałam grupę Żółtych skradającą się cicho w naszą stronę, dlatego pobiegłam w ich kierunku, aby nie dopuścić do zajęcia bazy. Po chwili rozległy się krzyki zauważonych przeze mnie wojowników i strzały pistoletów. Postanowiłam się nie poddawać i mimo zmęczenia zdobyć punkty dla mojej grupy.

- W końcu Cię dopadłam - usłyszałam w czasie biegu krzyk wściekłej Melani. - Myślałaś, że uda Ci się zepsuć moją reputację kretynko?!?

Odwróciłam się w stronę miejsca, z którego dobiegały odgłosy kłótni i moim oczom ukazała się brutalna scena. Melania siedziała okrakiem na mojej jedynej przyjaciółce i groziła jej ostrym nożem. Caroline leżała bezradnie na ziemi i starała się za wszelką cenę uwolnić.

Poczułam przypływ gniewu i ruszyłam pędem w kierunku wroga. Kopniakiem wytrąciłam dziewczynie broń, a następnie mocno ją uderzyłam i powaliłam na trawę. Caroline miała na szyi ślad po materiale, którym prawdopodobnie poddusiła ją Melania.

- Co my Ci takiego zrobiłyśmy? - zapytałam wściekła. - Zgłosimy to Mistrzowi - krzyczałam pomagając wstać słabej przyjaciółce.

Dziewczyna milczała, a my nie musiałyśmy długo czekać na pomoc, ponieważ podbiegli do nas zmęczeni Daren oraz Caleb.

- Dar, możesz ją zanieść do instruktorów? Ja z Calebem odprowadzimy na "spokojnie" Melanię - powiedziałam ironicznie.

- Masz szczęście, że to ona Cię tu znalazła, a nie ja lub Caleb, bo byłabyś martwa - szepnął złowieszczo Daren.

Przyjaciel z łatwością podniósł obolałą przyjaciółkę i szybkim krokiem odszedł w stronę budynku.

- Idziemy! - warknął Caleb podnosząc Melanię z brudnej ziemi.

Przemilczeliśmy całą drogę powrotną, a po wejściu do pokoju straż „odebrała" od nas znienawidzoną koleżankę i odprowadziła ją do tymczasowego aresztu.

***

Podczas obiadu panowała smutna i napięta atmosfera. Wszystkim brakowało szalonej i roześmianej Caroline, która obecnie leżała w swoim pokoju. Nawet Caleb nie próbował nikogo rozśmieszać lub przedrzeźniać. Jedliśmy w spokoju zupę pomidorową, gdy nagle usłyszeliśmy dzwonek. Po chwili na podeście stał niezadowolony Anton III ubrany w odświętne szaty królewskie.

- Na początku chciałbym się wypowiedzieć na temat zachowania jednej z rekrutujących się dziewczyn - zaczął dostojnie Mistrz. - Posiadanie prawdziwej broni na terenie Moro die jest zabronione, a tym bardziej bezpodstawne atakowanie nią przeciwnika - mówiąc to rozglądnął się po całej sali. - Mam nadzieję, że to jest jasne - powiedział i nie czekając na odpowiedź, zszedł z podestu.

Na stołówce w jednej chwili wszyscy zaczęli rozmawiać między sobą na temat skandalicznego zachowania Melani. Przez przypadek usłyszeliśmy informację o natychmiastowym wydaleniu dziewczyny. Poczułam lekki triumf, a następnie przybiłam piątkę zadowolonemu Darenowi.

- Idę przekazać szczęśliwą nowinę Caro - powiedział Caleb odkładając talerz na stertę naczyń.

- Mogę pójść za Ciebie - stwierdził udając obojętność Daren.

Jak mogłam nie zauważyć tego, że zaczęło mu zależeć na mojej przyjaciółce? Skarciłam się w duchu i obiecałam sobie, że później porozmawiam o tym z zakochanym po uszy przyjacielem.

- Idź Dar - zachęciłam pokazując kciuka do góry.

***

Szłam po schodach prowadzących do korytarza Czerwonych rozmawiając przy tym o sztukach walki z Calebem. Było widać, że się tym pasjonuje i chętnie dzieli się wiadomościami z innymi.

- Bardzo ważna jest praca rąk i nóg - wypowiadał się.

- Nad moimi rękami muszę jeszcze trochę popracować - stwierdziłam.

- Ej. Co to za chłopak? - zapytał wskazując blondyna stojącego przy pokoju Jakoba.

- Pewnie pomylił korytarze lub jest ze starszego roku - powiedziałam obojętnie.

- Trochę za głośno mówicie - odwrócił się w naszą stronę. - Jestem Kristof - podał Calebowi rękę, a następnie niespodziewanie mnie przytulił.

- Nikol - odpowiedziałam zszokowana. - Kim jesteś i co tu w takim razie robisz? - zapytałam.

- Jestem tu nowy i miałem się zgłosić do instruktora Czerwonych, ale najwyraźniej nie wrócił jeszcze z obiadu - powiedział.

- Ma teraz odprawę i trochę ona potrwa, więc możesz na niego poczekać u nas - zaproponował przyjaciel.

- Z przyjemnością - uśmiechnął się Kristof poprawiając przy tym gitarę na jego plecach.

***

Weszliśmy do pokoju chłopaków i dołączyliśmy do gry w karty, natomiast Kristof wyciągnął granatową gitarę z futerału i zaczął ją stroić.

- Od dawna grasz? - zapytał Maksym.

- Praktycznie całe swoje życie - zagrał krótką melodię. - Jakieś propozycje?

- Graj co chcesz - powiedział obojętnie Rob, wykładając kartę na środek stołu.

Piosenka, którą zagrał na początku Kristof opowiadała o nieszczęśliwej miłości, która zakończyła się po śmierci dziewczyny zamordowanej przez żołnierza Zoriana. Kolejna była o szczęściu, a następna o wolności.

Położyłam głowę na udach Caleba i zasnęłam myśląc o Natanie, który jest gdzieś daleko szczęśliwy i wolny. Niestety beze mnie.

| Korekta: 19.09.2017 |

Moro DieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz