|Rozdział 21.1|"Zrobić mi krzywdę"

46 11 5
                                    

Z powodu porannej akcji ratunkowej, wszystkie zajęcia zostały odwołane, za to nas wezwano do gabinetu Mistrza. Wstaliśmy przed południem, ale jeszcze długo leżeliśmy w łóżku i rozmawialiśmy o treningach. Ta chwila nie mogła trwać wiecznie, dlatego zaczęliśmy się oboje szykować na spotkanie z rzeczywistością.

Ubrałam zieloną bluzę z kapturem i luźne spodnie, a długie włosy spięłam w zwykłego kucyka. Przed wyjściem przytuliłam się do Natana, żeby poczuć jego bliskość, a następnie podałam mu rękę.

Szliśmy zatłoczonym korytarzem i nie da się ukryć faktu, że staliśmy się tematem numer jeden. Wszyscy obserwowali nas z zainteresowaniem i co jakiś czas szeptali między sobą wskazując mojego chłopaka palcami. Powoli stawało się to niezręczne, ale całą tę dziwną sytuację przerwała szczęśliwa Caroline.

- Co tam gołąbeczki? Jak się spało? Jesteście głodni? I jak pokój? - zadawała kilka pytań na raz.

- Caro... przed chwilą wstaliśmy i próbujemy się dostać do gabinetu Mistrza, ale ten tłum gapiów... - zirytowana wskazałam obserwujących zdarzenie chłopaków - nie daje nam takiej możliwości - westchnęłam teatralnie.

- Rozumiem - odpowiedziała współczującym głosem.

Moja przyjaciółka słynęła z tego, że potrafiła wokół siebie zrobić ogromne zamieszanie. Zwracała na siebie uwagę, ponieważ była przepiękna, a jej brązowych włosów mogłaby pozazdrościć niejedna modelka.

- O matko, za oknem jest jakiś nowy samolot - krzyknęła Caroline podbiegając do okna.

Oczywiście wszyscy poszli w jej ślady i już stali w poszukiwaniu machiny, o której wspomniała przyjaciółka. Razem z Natanem wykorzystaliśmy nieuwagę chłopaków i pobiegliśmy w stronę gabinetu Mistrza.

- Caroline jest świetną przyjaciółką - podsumował mój chłopak.

- Najlepszą - uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek.

***

- To tutaj - wskazałam na duże, dębowe drzwi.

Staliśmy chwilę w milczeniu, a następnie zapukałam trzykrotnie czekając na odpowiedź mężczyzny.

- Proszę! - usłyszeliśmy i ostrożnie uchyliliśmy drzwi.

Przed nami stało ogromne biurko, na którym znajdowało się mnóstwo papierów oraz map. Po lewej stronie stała niewielka biblioteczka oraz ekspres do kawy. W prawym rogu pokoju rosła palma w pomarańczowej doniczce. Za biurkiem siedział około sześćdziesięcioletni mężczyzna w okularach czytający w skupieniu książkę. Był ubrany w najzwyklejszy na świecie garnitur. Gdyby ktoś, kto nie znał Antona na niego spojrzał, zobaczyłby w nim najzwyklejszego zaczytanego staruszka.

- Nareszcie przyszliście - powiedział zadowolony odstawiając na bok lekturę. - Usiądźcie, czeka nas długa rozmowa - wskazał dwa czerwone fotele.

Przerażony Natan usiadł jako pierwszy i szybko się wyprostował. Aby dodać mu trochę otuchy, uścisnęłam jego drżącą dłoń i lekko się uśmiechnęłam.

W tym gabinecie nie byłam po raz pierwszy. Po zaginięciu Natana od czasu do czasu pojawiałam się tu i rozmawiałam z dziadkiem na temat państwa oraz planów mojego ojca. Przekonałam się co do Antona i powoli zaczęłam się przyzwyczajać do tego, kim dla mnie jest naprawdę. Oboje chcieliśmy nadrobić stracony czas, a wspólne rozmowy w jakiś sposób na to pozwalały. Dziadek bardzo się przejął nagłym zniknięciem Natana i próbował mnie pocieszyć oraz wspierać. Zaimponował mi tym i dzięki temu, nabrałam do niego więcej zaufania.

- Dziadku, prosiłeś o spotkanie, więc przyszliśmy - uśmiechnęłam się.

Przerażony Natan obserwował błękitnego motyla siedzącego na liściu palmy, jednak nadal się nie odezwał. Cały był spięty i przede wszystkim cichy, co rzadko, a nawet nigdy się nie zdarzało.

- Nate, wszystko dobrze? - zapytałam znacząco.

Chłopak odwrócił głowę w moją stronę i tylko nią pokiwał nie udzielając odpowiedzi. Całej sytuacji przyglądał się zdziwiony dziadek, który trzymał w ręce złote pióro.

- Musisz nam opowiedzieć wszystko w szczegółach - zaczął Anton. - Dzięki tym informacjom będzie łatwiej znaleźć porywacza.

Natan spuścił wzrok na swoje palce, którymi z nerwów ciągle się bawił. Po długiej chwili milczenia, w końcu się odezwał:

- To był mężczyzna. Nie mogę podać szczegółów, ponieważ miał zasłoniętą twarz oraz zniekształcony głos.

- Zupełnie nic? - zapytałam bezradnie.

Natan zacisnął dłonie w pięści ukazując przy tym pulsujące żyły. Był bardzo zdenerwowany, tylko nie potrafiłam powiedzieć dlaczego. Przejmował się rozmową z moim dziadkiem czy ostatnimi wydarzeniami.

- On, on... jego celem jesteś Ty Nika. Kazał mi Ciebie przyprowadzić w wyznaczone miejsce. Groził mi - powiedział załamany.

Jego słowa kompletnie wyprowadziły mnie z równowagi. Wstałam gwałtownie z fotela i poszłam w stronę dębowych drzwi. Szybko je otworzyłam i pobiegłam w nieznanym mi kierunku. Nie zważałam na łzy spływające po moich policzkach ani ból, który odczuwałam. Chciałam uciec jak najdalej od całego Moro die.

Kwadrans później jechałam prawie pustym pociągiem w kierunku miasta. Opierałam się o popisaną ścianę obserwując przy tym widoki zza okna. Trochę mnie to uspokoiło, jednak nie czułam się bezpieczna. Któryś z chłopaków z Moro die czeka na sytuację, w której będzie mógł zrobić mi krzywdę. Już mu się udało, ponieważ chciał do tego wykorzystać Natana, którego kochałam ponad życie.

Po usłyszeniu nazwy stacji, wysiadłam z pociągu i poszłam w kierunku ruchomych schodów. Moje policzki były mokre od łez, a oczy czerwone od płaczu. Dzisiejszy dzień nie zapowiadał się na jeden z najlepszych w moim życiu.

Po opuszczeniu stacji kolejowej, nie wiedziałam co ze sobą zrobić, dlatego poszłam na pobliski plac zabaw i usiadłam na huśtawce. W tej chwili pomyślałam o moim przybranym rodzeństwie, które było szczęśliwe gdzieś daleko ode mnie. Zastanawiałam się nad tym, co teraz robili i jak się czuli. Prawdopodobnie nigdy więcej nie zobaczę rodziców i rodzeństwa, ponieważ wcześniej ktoś mnie porwie i zabije. Świetlana przyszłość jak na księżniczkę przystało.

***

W kieszeni znalazłam trochę pieniędzy i poszłam w kierunku jednego z najtańszych hoteli, aby zapytać o nocleg. Nie chciałam dzisiaj wracać do Moro die, ponieważ musiałabym spojrzeć wszystkim w oczy i udawać, że się nie boję, trudno jednak robić coś wbrew własnej woli.

Przeszłam przez przejście dla pieszych, skręciłam w lewo i moim oczom ukazał się niewielki hotel. Otworzyłam drzwi i podeszłam do recepcji.

- Dzień dobry. Chciałabym się u państwa zatrzymać na dwie noce - powiedziałam wyciągając z kieszeni bluzy pieniądze.

- Rozumiem, że pokój jednoosobowy? - zapytał uprzejmie młody mężczyzna.

- Zgadza się - stwierdziłam zmęczona dzisiejszym dniem.

Mężczyzna spisał moje dane - oczywiście te, które odziedziczyłam po Andersonach, pobrał zaliczkę, a następnie wręczył mi klucze do pokoju.

- Po schodach do góry i na drugim piętrze w prawo - powiedział i wrócił do swoich wcześniejszych zajęć.

Podziękowałam i zgodnie ze wskazówkami znalazłam niewielki, przytulny pokój na poddaszu. Wyszłam na balkon, z którego było widać pięknie oświetlone miasto. Zmęczona położyłam się spać. Nie miałam nawet siły, żeby się przebrać.

***

- Szefie, dziewczyna jest tutaj - powiedział mężczyzna i się rozłączył.

| Korekta: 20.09.2017 |

Moro DieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz