|Rozdział 23.1|"Pionek w grze"

42 10 5
                                    

Jeden z moich przyjaciół okazał się kłamcą i zdrajcą. Najpierw uprowadził Natana, a teraz przyszła kolej na mnie. Nigdy nie byłabym w stanie podejrzewać właśnie Caleba, który zawsze starał się wszystkim pomagać i wspierać w trudnych sytuacjach.

Siedziałam skulona w kącie helikoptera i obserwowałam niebo przez przednią szybę. Caleb związał mi wcześniej ręce i nogi grubym sznurem, dlatego miałam ograniczone ruchy. Przez całą drogę milczałam i słuchałam rozmowy porywacza ze znajomymi.

- A jak tam szkolenia? Czujesz się mądrzejszy? - zaśmiał się głośno pilot.

- Muszę przyznać, że rozwinąłem swój talent i jestem już prawdziwym wojownikiem. Znam ich każdy ruch - stwierdził dumnie.

Miał rację. Na treningach nie mieliśmy stałego partnera, dlatego też zawsze walczyliśmy z nową osobą. Byliśmy na gorszej pozycji, jednak nadal zadawałam sobie pytanie, na które niestety prawdopodobnie znałam odpowiedź.

- A jak się miewa Zorian? - usłyszałam i cała się spięłam.

- Jak przyprowadzisz tą małą będzie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie - wyszczerzył się pasażer.

Moje przypuszczenia stały się rzeczywistością, a ja oficjalnie byłam więźniem największego tyrana w kraju. Zaczęłam się bać pierwszego spotkania z ojcem, którego nie znałam i nie pamiętałam. Nie wiedziałam również czego mam się po nim spodziewać i czemu jestem mu potrzebna.

- Ej, bo ta blondyna już nie śpi - zauważył mężczyzna ubrany w czarny strój bojowy.

Jednocześnie cała załoga odwróciła się w moją stronę i zaczęła mnie bacznie obserwować. Czułam się jak obiekt doświadczalny, dlatego schowałam twarz między kolana, aby nie widzieli kolejnych łez spływających po moich spuchniętych policzkach.

- Caleb, ty ją tak poobijałeś? - zapytał któryś z nich.

- Robiła niepotrzebny hałas i mogłaby zwrócić uwagę mieszkańców, a chyba nie o to nam chodziło - odpowiedział groźnie i żaden nie miał już pytań dotyczących mojego wyglądu.

Pilot włączył muzykę, a reszta załogi usiadła przy stole, żeby przygotować wspólne śniadanie. Nie pamiętałam nawet, kiedy po raz ostatni jadłam porządny posiłek.

- Daleko jeszcze? - odezwałam się pierwszy raz skrzeczącym głosem.

- Jeśli nie będziemy mieli żadnych nieprzyjemności, to trzy godziny - odezwał się skupiony na drodze pilot.

- Chłopcy, dajcie jej coś do jedzenia - powiedział obojętnie Caleb. - I herbatę z miodem, bo Zorian się przerazi, gdy ją usłyszy.

Wszyscy zaczęli się obrzydliwie śmiać, a ja westchnęłam i zamknęłam oczy, żeby powstrzymać łzy.

***

- Nika, to nic strasznego - powiedział uśmiechnięty Natan. - Musisz przytrzymać spust i dokładnie wycelować, a na pewno Ci się uda.

Od zawsze bałam się broni palnej. Była ona moim wrogiem numer jeden. Ojciec co jakiś czas, gdy jeszcze nie musiał wyjechać, brał mnie na nielegalne polowania ze znajomymi. Bacznie mu się przyglądałam i chyba byłam z niego dumna, jednak nigdy sama nie spróbowałam, ponieważ huk towarzyszący strzałowi mnie odstraszał.

- Nate, to chyba nie dla mnie - stwierdziłam załamana. - Trenujemy już dwa tygodnie, a ja nadal nie umiem trafić w środek ogromnej tarczy.

- To będziemy próbować, dopóki Ci się nie uda - uśmiechnął się i pocałował mnie lekko w policzek.

Jego dotyk sprawiał, że się uspokajałam i rozluźniałam. Natan był idealnym chłopakiem i zawsze wiedział, co zrobić, żeby mnie rozweselić.

- Ostatni raz - westchnęłam zrezygnowana.

- Dobrze, ale rozluźnij się i skup na celu. Nie celuj w środek, tylko trochę niżej.

Dokładnie wykonałam instrukcje chłopaka, wciągnęłam powietrze i nacisnęłam spust. Pocisk utkwił idealnie w środku drewnianej tarczy.

- Udało się! - krzyknęłam szczęśliwa i zarzuciłam ręce na szyję Natana.

Chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, a następnie zawzięcie się całowaliśmy. Nasze usta idealnie do siebie pasowały, a pocałunki trwałyby wiecznie, gdyby nie to, że trzeba jeszcze oddychać.

***

- Wstawaj! - wrzasnął stojący nade mną wysoki mężczyzna. - Mam Cię rozwiązać.

Posłusznie podniosłam się z podłogi i skierowałam zakrwawione nadgarstki w stronę żołnierza Zoriana. Ten bez słowa pozbył się lin, które zrobiły fioletowe pręgi na moich kostkach, a następnie zaprowadził i posadził przy stole.

- To dla Ciebie - wskazał przygotowane kanapki z serem oraz sałatą. - Nie radzę kombinować, ponieważ tylko pogorszysz swoją sytuację - dodał i położył obok mnie parującą herbatę.

Posiłek wyglądał naprawdę apetycznie, dlatego bez zastanowienia zaczęłam jeść jedną z sześciu kanapek. Była wyśmienita, dlatego po dziesięciu minutach pozostawiłam po sobie pusty talerz i dopijałam gorącą herbatę z miodem.

- Dostaliśmy pozwolenie na lądowanie chłopcy. Za dwadzieścia minut będziemy w domu - powiedział z entuzjazmem pilot.

Poczułam ból i strach, ponieważ zbliżaliśmy się do piekła, które miało być moim „domem" i jednocześnie więzieniem. Nowe otoczenie, zasady oraz ludzie, a w tym wszystkim ja, niemająca o niczym pojęcia.

- Lepiej zapnij pasy mała, bo nie wiem czy to będzie spokojnie lądowanie - zaśmiał się gorzko.

- Słucham?!?

***

NATAN

- Tej nocy, pomimo szybkiej interwencji, porywaczem uprowadził z obozu moją wnuczkę - Nikolettę. Na chwilę obecną nie znamy jej miejsca pobytu, jednak obiecujemy, że będziemy Was na bieżąco o wszystkim informować - mówił monotonnym i smutnym głosem Mistrz.

Obecnie znajdowaliśmy się na jadalni i próbowaliśmy coś jeść, jednak wydarzenia z dzisiejszej nocy i wyrzuty sumienia, na to nam nie pozwalały. Siedzieliśmy całą paczką przy stole i spoglądaliśmy na siebie.

Zapłakana Caroline wtulała się w pierś załamanego Darena, który od dziecka był przyjacielem Nikol. Kristof grzebał widelcem w swoim talerzu, a ja obserwowałem stojących obok siebie na podeście ubranego w czarny płaszcz Antona III oraz nieobecnego duchem Jakoba.

Mistrz po raz pierwszy ujawnił tożsamość mojej dziewczyny, która została porwana przez Caleba. Obwiniałem się o to, że nie zauważyłem jego dziwnego zachowania. Przecież sam zostałem przez niego uprowadzony i przetrzymywany w leśnej chacie, a teraz spotkało to Nikol, która była jedynie ważnym pionkiem w grze o władzę.

- Nie jestem głodny - powiedziałem w końcu i wstałem od stołu.

- Nate... - powiedziała Caroline, jednak nie próbowała mnie zatrzymać.

Wybiegłem z budynku i zacząłem krzyczeć. Byłem bezradny i nie mogłem uratować Nikol, bo nawet nie wiedziałem, gdzie wziął ją ten fałszywy gość. Gdyby nie to, że w takich okolicznościach powiedziałem o planach porywacza, dzisiaj trenowałbym z nią na tym poligonie.

Bez zastanowienia, pobiegłem na stację kolejową, aby pojechać do hotelu i za wszelką cenę zdobyć informacje od recepcjonisty. Byłem gotowy na wszystko.

| Korekta: 21.09.2017 |

Moro DieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz