|Rozdział 3.2|"Jesteś bohaterem"

30 7 1
                                    

W każdą środę po śniadaniu odbywały się spotkania z moim ojcem i jego doradcami dotyczące sytuacji państwowych. Muszę przyznać, że czasami były tak nudne, że ciekawszym zajęciem stało się dla mnie zapamiętywanie kolejności portretów królewskich znajdujących się na ścianach sali. Teraz bez problemu potrafiłam wymienić imiona i nazwiska władców wraz z datami ich panowania w kolejności chronologicznej.

Król wyjechał wczoraj po południu i odwołał dzisiejsze spotkanie, dlatego to był odpowiedni moment, żeby udać się do miasta w poszukiwaniu wskazówek dotyczących nieznanego mi Jakob'a. Nie pamiętam kiedy w ciągu tych ostatnich kilku miesięcy wymknęłam się z pałacu, żeby na chwilę odetchnąć i zrobić sobie przerwę od obowiązków.

Weszłam do swojego pokoju i od razu zauważyłam pustkę, która w nim panuje przez chwilową wyprowadzkę mojego narzeczonego. Miałam wyrzuty sumienia, że się z nim nie pożegnałam, ale czułam, że tak trzeba. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej starannie ukryte pudło, w którym trzymałam stroje mieszczańskie. Nie chciałam się rzucać w oczy, a takie przebrania bardzo mi w tym pomagały. Zimą było naprawdę zimno, dlatego postanowiłam ubrać granatową sukienkę z białym futrem przy szyi, a do tego puchatą czapkę, pod którą mogłam ukryć swoje długie, charakterystyczne blond włosy spięte w warkocza.

Położyłam ubrania na łóżku i zobaczyłam kartkę leżącą na poduszce.

- Nie mam czasu na czytanie kolejnych zaproszeń na bal. Wybacz - powiedziałam w stronę poduszki i przebrałam się w przygotowane przez siebie rzeczy.

Z pałacu wyszłam w okolicy piątej rano, dlatego nie spotkałam strażników ani służby, która podczas nieobecności króla pozwoliła sobie na chwilę wolnego. Z zamku do miasta było kilka kilometrów, a droga prowadziła przez las, dlatego postanowiłam się przejść.
Śpiew ptaków towarzyszył mi aż do bram parku na obrzeżach stolicy państwa. Była to bardzo przyjemna odskocznia od tych codziennych obowiązków, które miałam jako księżniczką, a gdy zostanę królową przybędzie ich jeszcze więcej. Ta myśl mnie przerażała i czasami miałam wrażenie, że to nie ja zasługuję na to miano.

Fontanna była zasypana śniegiem, a dzieci, które od rana toczyły bitwę śnieżną stworzyły z niej fortecę. Przyjemnie było słyszeć śmiech beztrosko bawiących się młodych mieszkańców. Przyglądałam im się chwilę, a później poszłam w kierunku centrum miasta, bo to właśnie tam znajduje się biblioteka.

Drogę znałam praktycznie na pamięć. Często chodziłam tam po podręczniki, których nie było w pałacu, a były mi potrzebne do lekcji z Rickson'em. W bibliotece znała mnie już każda osoba, która tam pracowała i byłam tam gościem honorowym. Postanowiłam wybrać tę piękniejszą trasę, ponieważ chciałam przejść plażą, która była jednym z najpiękniejszych miejsc w stolicy. Wysokie i nowoczesne budynki odstraszały mnie swoją „urodą" i to właśnie morze czy las wolałam bardziej.

Zimą na plaży było pusto i tylko mewy chodziły po piasku w poszukiwaniu pożywienia. Fale uderzyły o falochrony i tworzyły muzykę dla moich uszu. Nawet nie wiedziałam, jak bardzo mi tego brakowało. Z wieży, na której znajdowała się moja komnata widziałam morze tylko, gdy była bezchmurna pogoda, a podczas tej pory roku zdarzało się to bardzo rzadko.

Mój spacer trwał około godziny i w odpowiednim momencie skręciłam w uliczkę prowadzącą do biblioteki. Obejrzałam się ostatni raz za siebie i nawet nie wiem dlaczego, pomyślałam o chłopaku z portretu w pokoju Jakob'a, którego imienia nie mogłam sobie przypomnieć.

***

Ten jeden telefon wystarczył, żeby Moro die odżyło na nowo. Wszyscy poczuli wolę walki, a niektórzy zyskali również nadzieję, ponieważ zgłosił się do nas Natan, którego bardzo nam brakowało. W ośrodku wrzało jak w ulu. Oddziały biegały między zbrojownią, a lotniskiem. Daren bardzo chciał ze mną zostać, ale on jako jeden z niewielu potrafi sterować samolotem, którym zamierzają przetransportować ludność ze wschodniej części kraju.

Moro DieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz