|Rozdział 10.1| "Mała Blue"

72 12 1
                                    

Po nocy spędzonej na niewygodnej wartowni czułam się obolała. Z trudem próbowałam sobie przypomnieć wydarzenia z wczorajszego popołudnia. To było okropne uczucie, ponieważ mój najlepszy przyjaciel mnie otruł, a następnie całował wbrew mojej woli mocno przy tym raniąc delikatne usta. Dotknęłam ich i skrzywiłam się z bólu.

Na wartowni nadal nie było osoby odpowiedzialnej za pilnowanie wioski, dlatego mimo głodu, który odczuwałam, postanowiłam zostać i poczekać na zmiennika. Targ na głównym placu był odwiedzany przez mieszkańców z samego rana, dlatego teraz wszyscy spożywali rodzinne śniadanie we własnych domach. Z lasu dobiegał śpiew kukułek i pohukiwanie sów.

Nagle drabina lekko się poruszyła, a po kilku sekundach weszła po niej zwinna Blue. W ręce trzymała małe zawiniątko i butelkę z wodą mineralną. Szybko podeszłam, żeby jej pomóc, ponieważ bałam się, że spadnie z dużej wysokości. Po chwili obie leżałyśmy na szerokim podeście i głośno się śmiałyśmy.

- Spotkałam Caleba i prosił, żebym Ci to przekazała. Sam poszedł szukać Darena. Wszyscy o tym teraz mówią - powiedziała zmartwiona blondynka.

W tej chwili przypominała mi kilkanaście lat młodszą mnie opowiadającą ojcu o bójce chłopców z dzielnicy. Musiałam wtedy podobnie wyglądać.

- O czym mówią Blue? - zapytałam zaciekawiona.

- Daren wybiegł wściekły z wioski, ponieważ jak twierdzi wszystko spieprzył - stwierdziła zadowolona.

- Blue! - skarciłam ją. - Nie wolno Ci przeklinać. Nieładnie tak mówić - pokazałam swoje niezadowolenie kiwając palcem wskazującym.

- Przepraszam. Powtarzam tylko słowa wujka Roberta - wzruszyła ramionami.

Uśmiechnęłam się, ale gdy na mnie spojrzała zielonymi oczami szybko spoważniałam.

- Co my tu mamy? - zapytałam zmieniając temat.

Dziewczynka rozwinęła pakunek rozkładając moje skromne śniadanie. Była urocza i ciągle przypominała mi moje kochane rodzeństwo.

Jadłyśmy kanapki z serem i popijałyśmy wodą rozmawiając o bohaterach z bajek. Za każdym razem, gdy wymyślałam nową postać klaskała w swoje rączki i porównywała ją do któregoś dziecka z wioski.

***

Po skończonym posiłku Blue zaproponowała mi krótki spacer po sadzie znajdującym się niedaleko rzeki. Podałam dziewczynce rękę i poszłyśmy przez polanę pełną kwiatów nazbierać owoców do sałatki rodziny Blue. Byłam taka szczęśliwa mogąc pomagać tym ludziom, którzy oddali nam przysługę i pozwolili u siebie przenocować.

Blondynka weszła na drzewo, żeby zdobyć jabłka znajdujące się poza zasięgiem naszych rąk, a tymczasem ja zbierałam te, które spadły na ziemię. Usłyszałyśmy nagle ryk niedźwiedzia i zrozumiałam, że szykują się kolejne kłopoty. Blue zaczęła panikować, dlatego kazałam jej szybko uciekać, a sama zaczęłam szukać prowizorycznej broni.

Pierwszą rzeczą, którą zobaczyłam i mogła mi posłużyć za broń były grabie przystawione do jabłoni. Szybko pobiegłam w jej stronę, a chwilę później do sadu wszedł trzymetrowy niedźwiedź brunatny. Musiałam go pokonać, ponieważ zmierzał w stronę wioski, dla której stanowił zagrożenie.

Rzuciłam jabłkiem w stronę zwierzęcia i przygotowałam się do ataku. Niedźwiedź odwrócił się gwałtownie i ruszył w moim kierunku. Z każdą sekundą był coraz bliżej, a ja widziałam, że to nie zakończy się dobrze. Zaatakowałam pierwsza i w tym momencie grabie zostały bez problemu połamane, następnie niedźwiedź stanął na dwóch łapach i mnie przewrócił.

Krzyknęłam ze strachu i zasłoniłam twarz rękoma. Agresywne zwierzę podrapało mój brzuch swymi ostrymi pazurami, a ja poczułam ciepłą ciecz, która zaczęła zabarwiać moją koszulkę na bordowo. Usłyszałam strzał i dźwięk opadającego obok mnie cielska niedźwiedzia.

Wystraszony Daren i zły Caleb podbiegli do mnie, żeby mi pomóc wstać. Nie skomentowali mojej rany odniesionej podczas walki, jednak wiedziałam, że jest źle. Cal ściągnął swoją koszulkę pokazując przy tym wyrzeźbione ciało, żeby zatamować krwotok.

- Daren, w rzece leży chłopak podobny do Was - powiedziała Blue, która przed chwilą zbiegła z górki.

Natan, to musiał być on. Chciałam jak najszybciej wstać, żeby pójść do przyjaciela, jednak Cal kategorycznie mi zabronił. Wyjął z kurtki krótkofalówkę, żeby skontaktować się z centralą.

Po moim policzku spłynęła łza. Natan się odnalazł i niedługo się spotkamy. Od kilku dni czekałam na taką wiadomość, a moje życzenie się spełniło.

- Nikol, śmigłowiec będzie do dwudziestu minut. Wszystko będzie dobrze - powiedział Cal.

Zamknęłam oczy, ponieważ słońce bardzo mi przeszkadzało i czułam się zmęczona. Po raz kolejny mogłam stracić życie, mimo to miałam ważniejsze myśli.

- Natan, Nate przyjdź do mnie. Tęsknię za Tobą - mówiłam do siebie w duchu. - Blue, jesteś wielka - wyszeptałam.

| Korekta: 17.09.2017 |

Moro DieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz