Rozdział 20

4.6K 331 8
                                        

Usiadłam ze swoim kubkiem herbaty zaraz obok Wright'a. Zerkałam nerwowo raz na niego, a raz na pudełko i kopertę leżącą przed nim. Nie wiedziałam czego się spodziewać, więc zapytałam.

- Czy coś się stało?

- Nie, nie - zaprzeczył widząc moją zatroskaną minę - Chodzi o to, że paczka i list, które tu leżą, powinienem pani dostarczyć dopiero w pani dwudzieste urodziny.

- Więc dlaczego jest pan tu dziś? - nic nie rozumiałam.

- Chodzi o to, że wyjeżdżam w sprawach prywatnych na dłuższy czas. Nie mogę przekazać tego komuś innemu, gdyż pani babcia wyraźnie zaznaczyła mi, że to ja mam dostarczyć pakunek - był wyraźnie zatroskany całą sytuacją - Pomyślałem, że będzie lepiej, jeśli to po prostu pani oddam i sama pani zdecyduje, czy chce otworzyć to teraz, czy nie. Ja niestety zawieszam swoją praktykę na jakiś czas.

- Czy stało się coś złego? - wiedziałam, że to nie moja sprawa, ale pomyślałam, że jeśli znał się z babcią i tak ważne było dla niego zadanie, które mu powierzyła, to może będzie mu miło jeśli zapytam.

- Nic takiego, kłopoty rodzinne - odparł z uśmiechem - Niemniej jednak, nie będzie mnie w Szkocji. Wyjeżdżam do Stanów Zjednoczonych i nie jestem pewien kiedy i czy w ogóle wrócę tutaj.

- Ach, rozumiem - wyjąkałam.

- W takim razie, czy mogę dostarczyć pani tę paczkę wcześniej i możemy uznać, że nasze sprawy są uporządkowane? - zapytał z nadzieją. Widać, stało się coś ważnego i zależało mu na tym, aby zakończyć biznesowe sprawy.

- Oczywiście - kiwnęłam głową, odbierając z rąk Wright'a pudełko i kopertę. Od razu poznałam pismo babci.

Mój gość dopił herbatę wypytując mnie o to, jak mi się żyje w nowym otoczeniu.

- Jest w porządku - odparłam, nie chcąc zbytnio się rozgadywać. Wiedziałam, że pyta z grzeczności.

- Na mnie już pora - powiedział wstając i zbierając swoje rzeczy ze stołu - Było mi bardzo miło współpracować z panią - wyciągnął dłoń w moją stronę.

- Mnie również - dodałam odwzajemniając uścisk.

- Mam nadzieję, że będziesz tu szczęśliwa Elliso - powiedział po chwili, bardziej otwarcie.

- Dziękuję - odparłam lekko zszokowana jego wyznaniem - Ja również mam nadzieję, że pańskie sprawy się poukładają - dodałam.

- Na pewno tak będzie - powiedział, uśmiechając się i ruszając w stronę wyjścia. Zatrzymał się jednak przed drzwiami frontowymi i zwrócił twarz w moją stronę.

- Ten dom ma w sobie moc, tak jak pani babcia i pani - szepnął - Proszę o siebie dbać, może się kiedyś jeszcze spotkamy.

Zatkało mnie. Nie wiedziałam co powiedzieć, więc otworzyłam usta tylko po to by za chwilę znów je zamknąć. Patrzyłam w osłupieniu jak adwokat mojej babci opuszcza mój dom. Wyszłam nawet na zewnątrz i odprowadziłam go wzrokiem, gdy kierując się w stronę głównej ulicy zniknął z pola mojego widzenia. Wróciłam do domu i po cichu zamknęłam za sobą drzwi. Weszłam do kuchni i usiadłam żeby zobaczyć, co takiego dostałam tym razem. Dopiero teraz zauważyłam, że na stole leży wizytówka. Podniosłam ją i przeczytałam.

"Michael Wright. Adwokat ds. testamentów i ostatniej woli"

Oczywiście na wizytówce widniały również adres, numery telefonów i nazwa kancelarii adwokackiej Wright & Pulls. Odwróciłam ozdobny prostokąt. Patrzyłam z niedowierzaniem na napisany odręcznie numer telefonu i podpis.

Gdybyś czegoś potrzebowała, dzwoń. Michael.

Cholera, chyba jednak adwokat był bliżej spraw babci niż mi się wydawało do tej pory. Odłożyłam wizytówkę na stół, mogła się kiedyś przydać, więc postanowiłam, że zachowam ją. Teraz jednak ciekawiła mnie zawartość otrzymanej paczki. Pudełko, które dostałam było niewielkie. Widniały na nim inicjały E.B. i chyba tyczyły się mojej osoby. Uchyliłam wieko i ujrzałam klucz. Wyglądał na stary i zużyty. Wzięłam go delikatnie w palce i obejrzałam z każdej strony. Przypominał mi klucze, które wisiały u mnie w domu. I wtedy zrozumiałam. Ten klucz na pewno otwierał poddasze. Tylko tego jednego klucza nie znalazłam w domu, chociaż szukałam kilkukrotnie. Przypomniałam sobie sny o rodzicach i babci i poczułam dreszcz przebiegający mi po plecach. O tym chyba musiałam powiedzieć Luke'owi. Nie chciałam tam wchodzić sama. Schowałam klucz z powrotem do pudełka i sięgnęłam po kopertę. Rozerwałam ozdobną kopertę i wyjęłam piękną papeterię ze środka.

Droga Elliso,

Na wstępie chciałam życzyć Ci szczęścia i radości w dniu Twoich dwudziestych urodzin. To już ponad rok, jak mieszkasz w tym domu. Pewnie Twoje życie zmieniło się znacznie od momentu, w którym tu przybyłaś? Żałuję, że nie mogę być z Tobą i patrzeć, jak wyrosłaś na piękną, młodą kobietę. Pan Wright spisał się znakomicie, podziękuj mu za to.

- No, nie wiem - bąknęłam do siebie, ale po chwili wróciłam do dalszego czytania listu.

Pewnie odkryłaś już, że posiadasz moc, której nawet ja nie miałam. Wiem, że ludzie w miasteczku mówią na twój temat różne rzeczy, ale tylko od ciebie zależy czy będą one prawdziwe. Jak pisałam rok temu, twoje dotychczasowe życie się zmieni i jestem pewna, że to już nastąpiło. Teraz pragnę, żebyś miała dostęp do całego domu, wraz z poddaszem. Jesteś mądra, więc nie obawiam się, że zrobisz zły użytek ze swoich mocy. Pewnie nie raz słyszałaś, że jesteś wiedźmą, nie zaprzeczaj. To nie przekleństwo, a dar. Elizabeth nigdy mnie nie rozumiała, ale to dlatego, że ona bała się naszych mocy. Na pewno znasz już historię naszych rodów. To przez nich drzemie w nas moc. Oni wykorzystywali ją do złych czynów, ale my nie musimy. Ty nie musisz, Elliso. Możesz zrobić wiele dobrego, jak tylko nauczysz się panować nad swoją mocą. Pragnę, żebyś korzystała z tego daru. Wszystkie te zdarzenia, które mają miejsce w naszym domu, to wszystko przez twoją moc. Jestem pewna, że niemal codziennie doświadczasz czegoś niezwykłego. Mnie zdarzało się to niezwykle rzadko, Elizabeth i jej wnuk nie mieli tego w ogóle, ale ty... Ty moja kochana, jesteś wyjątkowa. Twój ojciec zabrał Ciebie od mnie, bo sam posiadał moc, ale chciał odciąć siebie i ciebie od tego. Wiedział, że ty też będziesz niezwykła, tak jak on.

Im dłużej czytałam, tym mniej rozumiałam. Jaka moc? O czym ona pisze? Robiłam się coraz bardziej wystraszona.

Nie napisałam więcej listów do ciebie, ale nie dlatego, że nie chciałam. Po prostu, gdy okiełznasz swoją moc, nie będzie między nami bariery życia i śmierci. Zresztą, pewnie już teraz nie masz problemu z widywaniem duchów i innych bytów w naszym domu. My kiedyś też się spotkamy. Być może już niedługo.

Kocham cię.

Odłożyłam list na stół i ponownie wyjęłam klucz z pudełka. O jakiej mocy pisała babcia? Co jeszcze się wydarzy, skoro otrzymałam list kilka miesięcy przed czasem. Ciarki przeszyły całe moje ciało. Postanowiłam, że o tym wszystkim Luke musi usłyszeć, bez względu na to co sobie o mnie pomyśli, ale jeżeli na prawdę mu zależy to nie zostawi mnie z tym samej. Chwyciłam telefon, który wcześniej wcisnęłam w kieszeń jeansów. Wykręciłam numer z pamięci.

- No nareszcie, myślałem, że się już nie odezwiesz - powiedział Luke do słuchawki, wyczułam że uśmiecha się przy tym.

- Możesz do mnie przyjść? - zapytałam.

- Jasne, słońce. Za godzinę będę. Mam brać szczoteczkę do zębów? - ton z jakim to powiedział sprawił, że zrobiło mi się gorąco. Wiedziałam, że ma ubaw ze mnie, ale nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć.

- Jasne - powiedziałam w końcu, przyjmując równie luzacki ton głosu. Wiedziałam, że rewelacje, które mam mu do przekazania sprawią, że nie będzie mu się chciało żartować. A więc 1:0 panie Robins, pomyślałam i odłożyłam telefon.

TestamentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz