Rozdział 30

4.2K 312 7
                                    


Od pamiętnej imprezy na jeziorem minęło już trochę czasu. Był już prawie wrzesień. W powietrzu czuć było zapach nadchodzącej jesieni. Ludzie w miasteczku wciąż opowiadali na mój temat niestworzone historie, ale dzięki Luke'owi, Sam i Robertowi udawało mi się to ignorować. Amalie unikała mnie jak ognia, a gdy przypadkiem wpadałyśmy na siebie, ona od razu szukała powodu żeby uciec w przeciwnym kierunku. Cóż, przynajmniej ją miałam z głowy. Babcia Luke'a, również była do mnie przychylniej nastawiona. Chyba tylko przez to, że Luke powiedział jej o tym, że spaliłam tą przeklętą księgę. Jedynym problemem, który teraz naprawdę mnie nurtował, było to, że wciąż nie powiedziałam Luke'owi o Hakael'u. Zawsze, kiedy próbowałam, w ostatniej chwili traciłam odwagę i milczałam. Bałam się, że prędzej czy później Luke sam odkryje prawdę, a wtedy nie wiem co się stanie. Zresztą, sam główny zainteresowany też od dłuższego czasu się nie pojawiał. Czasami miałam ochotę go przywołać, ale z drugiej strony nie miałam ku temu powodu. Moje moce, także uległy "poprawie". Swoją energię czułam już przez cały czas, nie musiałam się skupiać żeby ją przywołać. Wystarczyło, że pomyślałam o czymś, co chciałam przy jej pomocy zrobić i robiłam to. W zasadzie pomagała mi ona przy codziennych czynnościach. Przykład? Zimna kawa? Nie ma problemu. Wystarczyło objąć kubek dłońmi i trochę ją podgrzać. Słaba bateria w telefonie? Tu też nie było problemu. Brałam telefon do ręki i przesyłałam trochę swojej energii w jego wnętrze. Zawsze działało. Przesunięcie ciężkiego mebla? Również bez problemu. Wszystko, co robiłam przy użyciu mocy sprawiało, że coraz silniej ją odczuwałam i coraz lepiej ją kontrolowałam. Nie bałam się już, aż tak bardzo o to, że mogę kogoś skrzywdzić przez nią. A najlepsze było to, że nie potrzebowałam pomocy demona, żeby nauczyć się ją kontrolować.


Podjechałam pod kino pół godziny przed czasem. Byłam umówiona tu z Lukie'm, Robertem, Sam i Taylorem. Sam od kilku tygodni spotykała się z nim. Cieszyłam się jej szczęściem, ale Robert dawał mu popalić. Jak sam to określił "taka moja rola, jestem starszym bratem. Muszę go trochę postraszyć". Zaparkowałam auto na parkingu i zgasiłam silnik. Reszta miała się pojawić dopiero, za jakiś czas. Wyjęłam komórkę i zaczęłam przeglądać, jakieś mało istotne rzeczy w internecie.

- Jak się miewasz? - aż podskoczyłam na dźwięk głosu demona. Siedział uśmiechnięty na miejscu pasażera.

- Co do...?! - krzyknęłam starając się nie upuścić telefonu na podłogę.

- Nie cieszysz się, że mnie widzisz? - zapytał.

Zaczęłam nerwowo rozglądać się po parkingu, czy aby na pewno moi znajomi i Luke już się nie pojawili. Nie wiem, jaką wymówką bym ich wtedy uraczyła, a co gorsza Luke mógłby się zorientować, że pan Arthur nie jest klientem biblioteki, bo przecież Sam by go nie rozpoznała.

- Czego chcesz? - warknęłam.

- Czyżbyś się obawiała, że ktoś nas razem zobaczy? - dodał, odpalając papierosa.

- Nie pal w moim aucie - powiedziałam tonem nie znoszącym sprzeciwu.

- Jak pani sobie życzy - powiedział Hakael i odkręcił delikatnie okno żeby wyrzucić papierosa na zewnątrz.

- Czego chcesz? - ponowiłam pytanie.

- Chciałem zapytać jak się miewasz. Dawno się nie widzieliśmy - odparł.

- Miewam się dobrze, a teraz spadaj!

- Może, gdy już będziesz w domu, zechcesz ze mną porozmawiać. Zasadniczo, jestem tego nawet pewien - puścił mi oczko i rozmył się w powietrzu.

TestamentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz