Rozdział 54

3.6K 291 28
                                    


Obudziło mnie silne uderzenie w twarz. Poczułam, że coś ciepłego i lepkiego spływa po moich ustach do brody i kapie na podłogę. To była moja krew. Uniosłam lekko głowę, ale spuchnięte oczy nie pozwalały mi na zobaczenie czegokolwiek. Widziałam jedynie nikły odblask światła, ale nie wiedziałam skąd się wydobywa. Obstawiałam blask świec, bo światło nie było intensywne.

- W-wody... - wychrypiałam resztką sił.

Nikt mi nie odpowiedział, słyszałam jedynie czyjeś kroki. Po kilku minutach ktoś oblał mi twarz lodowatą wodą. Moje oczy znów odzyskały możliwość widzenia, ale moje pragnienie nie znikło. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Tak jak przypuszczałam, był tu też ten nieznajomy, wciąż z maską na twarzy, w tej samej pelerynie z kapturem. Spojrzałam w stronę kamiennego bloku. Coś na nim leżało, zasłonięte długim, czarnym płótnem.

Postać podeszła do stołu i szybkim ruchem ściągnęła płótno. Na bloku leżał Luke... Wyglądał przerażająco. Jego ciało pokrywały rany, zadane chyba jakimś ostrzem. Sińce prawie w całości pokrywały jego ciało. Twarz była spuchnięta. Ledwo można było poznać, że to on. Usta miał sine, a ciało brudne. Wyglądał, jakby nie żył od kilku dni.

Moim ciałem wstrząsnął szloch. Resztkami sił zaczęłam szarpać łańcuchami, krzycząc.

- Luke! Obudź się! Luke... - moje gardło odmawiało posłuszeństwa.

Postać patrzyła na moje niezdarne ruchy, ale w dalszym ciągu się do mnie nie odezwała. Płakałam w głos. Nie miałam już sił. Znalazłam go, znalazłam, ale on już nie żył...

Postać włożyła rękę do kieszeni peleryny i wyjęła coś, co owinięte było w czarny aksamit. Materiał opadł na podłogę, a do moich oczu doleciał błysk światła odbijającego się od przedmiotu, który nieznajomy trzymał w dłoniach. Na chwilę odwróciłam wzrok, ale potem znów skierowałam go na postać. Przedmiotem, który miała w dłoniach okazał się być sztylet. Patrzyłam na niego, a w głowie dźwięczało mi zdanie, że już gdzieś widziałam ten sztylet. Tak samo, jak znaki na kamiennym stole. Nie mogłam przypomnieć sobie, gdzie go widziałam.

Postać podniosła rękę Luke'a i przystawiła ostrze do jego sinej skóry.

- NIE! ZOSTAW GO! ZABIJĘ CIĘ! - wrzeszczałam, czując palenie w gardle.

Po mojej twarzy płynęły łzy, które mieszając się z krwią, skapywały na moje bose stopy. Poczułam tak silny gniew, że nie byłam w stanie sobie z nim poradzić. Z gniewem poczułam również przypływ mocy, ale znów coś sprawiło, że moja moc zablokowała się i zapadła w moje ciało. Szarpałam łańcuchami tak mocno, że moje nadgarstki zaczęły krwawić powodując uczucie pieczenia.

Postać nie zwracała na mnie uwagi. Patrzyłam jak ostrze sztyletu wbija się w ciało Luke'a rozcinając je, a gęsta krew z rany zaczęła powoli spływać na kamienny stół. Postać wystawiła dłoń nad ranę i zaczęła szeptać, jakieś niewyraźne słowa. Nagle, z rany na ręce Luke'a krew przestała płynąć, a w jej miejsce pojawiło się dziwne, jasnobłękitne światło. Zrozumiałam wtedy, że postać wykonuje rytuał przejęcia mocy Luke'a. Nie myliłam się. Światło stało się nieco bardziej intensywne i zaczęło wypływać z rany Luke'a w postaci jasnobłękitnej mgły, osadzając się na sztylecie leżącym obok.

Postać chwyciła sztylet, którego ostrze spowite było jasnobłękitną mgłą, po czym odchyliła rękaw peleryny i wykonała nacięcie podobne do tego na ręku Luke'a. Mgła energii wpłynęła z ostrza do rany nieznajomego, a po chwili przecięcie samo się zagoiło. Te wszystkie rany na ciele Luke'a, musiały powstać w ten sam sposób. Nic dziwnego, że tak wyglądał. Zrozumiałam też, że niebawem moje ciało, również będzie tak wyglądać.

TestamentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz