Zwinięta w kłębek, oplatając ręce ciasno wokół głowy otworzyłam lekko oczy, byłam przerażona. Uświadomiłam sobie, że leżę zwinięta w kłębek na własnym łóżku, a za oknem świeci słońce i ćwierkają ptaki. W momencie usiadłam i zobaczyłam, że drzwi do mojego pokoju są zamknięte, a telefon, z którym wczoraj zasnęłam leżał obok mnie. Miałam sen we śnie... Spojrzałam na zegarek, dochodziło południe. Jednak lekki strach pozostał, bo bałam się otworzyć drzwi na korytarz.
- Muszę się ruszyć - postanowiłam. Szybkim ruchem wyskoczyłam z łóżka. Założyłam pierwsze z brzegu ubrania i pewnym krokiem wyszłam na korytarz. Wszystko wyglądało tak samo jak wczoraj. Zbiegłam na dół i stanęłam jak słup soli. Przez szybę we frontowych drzwiach zobaczyłam czyjąś sylwetkę. Drżącą ręką uchyliłam drzwi.
- Dzień dobry pani Eliso - powiedział adwokat mojej babci.
- Ale mnie pan przeraził - powiedziałam usuwając się w bok, tak aby mógł wejść do środka.
- Przepraszam, dzwoniłem kilka razy, właściwie to już miałem odejść - wyjaśnił.
- Elektryka czasem szwankuje. Nie jestem pewna czy ten dzwonek, w ogóle działa - powiedziałam wskazując na zardzewiały guzik dzwonka. - Czy napije się pan czegoś? - Nie miałam ochoty na jego wizytę, jednak grzeczność nakazała mi zaproponować coś do picia.
- Z chęcią napiłbym się herbaty.
Zaproponowałam mu miejsce przy kuchennym stole i zabrałam się za robienie herbaty. Całe szczęście, że zdążyłam uprzątnąć wczoraj bałagan w kuchni.
- Zaproponowałabym, abyśmy napili się w salonie, ale obawiam się, że nie nadaje się on jeszcze do użytku - w duchu skarciłam sama siebie, po co ja się w ogóle tłumaczę?
- Nie trzeba, tutaj jest w porządku - uśmiechnął się lekko. Dziwny typ pomyślałam czekając, aż woda się zagotuje. Miałam kilka chwil, by przyjrzeć mu się dokładnie bo on grzebał teraz w swojej aktówce w poszukiwaniu... No właśnie, czego?
- Co pana do mnie sprowadza - zapytałam stawiając przed nim tacę z parującymi kubkami. Podałam mu jeden, starając się ukryć uśmiech. Głupio wyglądał w tym swoim drogim garniturze pijąc najtańszą czarną herbatę z kubka, na którym narysowane były latające małe krówki. Mój gość spojrzał delikatnie na kubek, ale nie odezwał się słowem na jego temat. W ręku trzymał kolejną kopertę z wypisanym moim imieniem i nazwiskiem. Elisa Blackwood. Charakter pisma babci - ten sam, którym napisany był testament.
- Na polecenie pani babci miałem to dziś dostarczyć - powiedział wręczając mi kopertę.
- Czemu akurat dziś? - Zapytałam patrząc to na kopertę to na mojego gościa? Jego dziwna mina zasugerowała mi, że powiedziałam chyba coś nie tak.
- No... Dziś jest 23 maj, zgadza się? - Zapytał rozglądając się chyba w poszukiwaniu czegoś, czym mógłby potwierdzić swoje przypuszczenia.
- Tak, zgadza się - odparłam - ale co to ma do rzeczy? - Na prawdę nie wiedziałam o co mu chodzi.
- Dziś są pani 19 urodziny, czy tak? - Teraz jego mina zdradzała jedno, był pewny, że rozmawia z kompletną wariatką.
- O mój boże - krzyknęłam. Zapomniałam, że to dziś!
- Eee... To skoro wszystko się zgadza, to myślę, że mogę przekazać pani kopertę.
- Czemu dopiero teraz miałam ją otrzymać? - Patrzyłam na niego wyczekując, chociażby małego wytłumaczenia.
- Nie wiem, nie pytałem pani babci o powody zlecania mi różnych zadań. Nie mnie jest oceniać, a tym bardziej mieszać się w prywatne sprawy moich klientów. Wiem jedynie, że jest jeszcze jedna paczka adresowana do pani, ale jej dostarczenie wypada na inny dzień.
- Słucham? - Patrzyłam na niego z nieukrywaną ciekawością. Chyba mój wzrok wprawił go w zakłopotanie bo chcąc upić kilka łyków ciepłego płynu tylko poparzył sobie wargi odstawiając kubek z powrotem na blat.
- Jak mówiłem, nie mnie oceniać czy też mieszać się w cudze sprawy. Na mnie już pora - powiedział i wstał zbierając ze stołu swoją skórzaną aktówkę i kluczyki do najnowszego modelu mercedesa stojącego pośród chaszczy mojego ogrodu.
- Chwileczkę, a ta druga paczka, co to jest - krzyknęłam za nim.
- Powtórzę po raz kolejny pani Blackwood, - powiedział trzymając rękę na klamce drzwi - nie mam w zwyczaju pchać nosa w cudze sprawy. Kolejną paczkę otrzyma pani zgodnie z zaleceniami, jakie dostałem od pani babci.
- Ale ona nie żyje! - Krzyknęłam tracąc cierpliwość.
- Może i nie żyje, ale to ona płaciła za moją pracę - skinął lekko głową, włożył na nos markowe okulary przeciwsłoneczne i wyszedł zostawiając mnie z jeszcze większą ilością pytań.
Gdy silnik jego samochodu stał się dla mnie całkowicie niesłyszalny, zawróciłam w stronę kuchni, wzięłam kubek ze swoją herbatą i z kopertą w ręce wyszłam przed dom. Stała tam stara huśtawka skierowana na dom. Usiadłam na niej, odstawiłam herbatę na trawę i zabrałam się za otwieranie koperty.
CZYTASZ
Testament
ParanormalWybór czytelników w kategorii Paranormalne w konkursie „Skrzydlate Słowa 2018". Rodzice Ellisy nie żyją od wielu lat. Dziewczyna wierzy w to, że od momentu trafienia do domu dziecka została na świecie sama. Jako wkraczająca w dorosłe życie młoda kob...