Rozdział 25

4.3K 302 22
                                    


Tydzień zleciał mi niesamowicie szybko. Był piątek wieczór, następnego dnia miała się odbyć impreza urodzinowa Sam. Umówiłam się z Robertem, że to ja przywiozę Sam nad jezioro. Po wcześniejszym narysowaniu mi dokładnej trasy, Robert upewnił się teraz czy, aby na pewno znam dokładną godzinę rozpoczęcia.

- Tak, wiem, że mamy być o 19:00 - powiedziałam ze zniecierpliwieniem.

- Nie zawal, Ell - powiedział Robert do słuchawki, po czym rozłączył się.

Opadłam na poduszki. Byłam zmęczona po całym tygodniu pracy i ciągłym pilnowaniu się, żeby nie zdradzić przed Sam szczegółów dotyczących imprezy. Wzięłam do ręki telefon w momencie, w którym zaczął dzwonić.

- Cześć Luke - powiedziałam, uśmiechając się pod nosem.

- Część skarbie. Co robisz?

- Leżę na łóżku i odpoczywam - powiedziałam. Chyba każdy w miasteczku uznawał nas już za parę. Chociaż my nigdy na ten temat nie rozmawialiśmy. Ale prawda była taka, że sami tak właśnie się traktowaliśmy.

- A nie miałabyś ochoty zwlec tego pięknego tyłeczka i jechać ze mną na randkę? - zapytał.

- Może bym i miała. A gdzie na tą randkę? Muszę wiedzieć jak się ubrać.

- Myślałem o jakiejś fajnej restauracji. No wiesz, żeby nie zabierać cię do baru - roześmiał się.

- A co to za okazja? - dopytywałam.

- A musi być jakaś? Pomyślałem, że byłoby miło, gdybyśmy ciągle nie przesiadywali u ciebie. Razem z innymi twoimi domownikami nie z tego świata.

- Dobrze, daj mi godzinę.

- OK. Będę po ciebie o 20:00.

Wyskoczyłam z łóżka i poszłam się przygotować. Nie miałam na nic siły, ale perspektywa wyrwania się z domu poprawiła mi humor. Luke jak zwykle był punktualny.

- Ale się odstawiłeś - zagadnęłam. Wyglądał świetnie w jeansach i sportowej, dopasowanej marynarce.

- Ty też - powiedział, unosząc brwi i mierząc moje ciało od góry do dołu.

- Powiedziałeś, że jedziemy do restauracji. Pomyślałam, że sukienka będzie bardziej na miejscu niż bluza i trampki.

- Racja - odparł i otworzył mi drzwi do auta. - To gdzie jedziemy?

- Do miasta.

Po pół godzinie byliśmy na miejscu. Okazało się, że Luke zarezerwował dla nas miejsce w cichej i bardzo eleganckiej restauracji. Za każdym razem, gdy jeździłam na większe zakupy, przyglądałam się temu miejscu i miałam nadzieję, ze kiedyś będę mogła tu przyjść. Moje marzenie się spełniło. W środku, kelner zaprowadził nas do małego stolika w ustronnej części lokalu. Usiadłam, nie bardzo wiedząc jak się zachować. Luke widział moje zdenerwowanie i nie krył uśmiechu.

- Coś ty taka sztywna? - zapytał, szczerząc zęby.

- To nie jest śmieszne - powiedziałam - raczej nie chodzę w takie miejsca.

- Przestań, świetnie wyglądasz. Nawet kilku facetów się za tobą obejrzało - dodał, puszczając mi oczko.

- Nie żartuj - odparłam i zagłębiłam nos w menu.

Gdy zamówiliśmy jedzenie, nerwy i stres mnie opuściły. Siedzieliśmy rozmawiając na temat imprezy, która miała się jutro odbyć. Nagle Luke spoważniał.

TestamentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz