Jesteś wiedźmą! Nie pasujesz tu! Wyjedź! Te słowa wciąż tańczyły po mojej głowie, gdy wypakowywałam zakupy z samochodu. O co im chodziło?
Kilka godzin później
Pogoda stała się nieco lepsza, pomyślałam więc, że powinnam choć trochę zająć się wyglądem domu. Przebrałam się więc w stare, poplamione ciuchy i rozłożyłam w kuchni wszystko co udało mi się dziś kupić, a co pomogłoby mi w posprzątaniu tego okropnego miejsca. Ustawiłam swojego iPod'a, podłączonego do małego przenośnego głośnika i włączyłam muzykę, akurat ustawiony był kawałek Sweet Home Alabama zespołu Lynyrd Skynyrd więc automatycznie moje nogi zaczęły podrygiwać w rytm pierwszych dźwięków gitary.
Dom był strasznie zaniedbany, toteż czekało mnie sporo pracy. W większości szafek kuchennych znalazłam stare resztki tego, co kiedyś nazywało się jedzeniem. W pokojach na półkach i meblach leżało mnóstwo bibelotów, które zbierały kurz - teraz już chyba hobbystycznie. Pajęczyn raczej nie byłam w stanie zliczyć, a łazienki były w stanie opłakanym. Dom był ogromny, miał piwnicę, parter, pierwsze piętro oraz poddasze. Na parterze znajdowała się kuchnia, jadalnia, spiżarnia, salon oraz biblioteczka i mała łazienka. Na pierwszym piętrze były cztery sypialnie z łazienkami i gabinet. Do piwnicy jak dotąd nie zeszłam, a poddasze było zamknięte na klucz, którego oczywiście nie miałam.
Wiedziałam, że sprzątanie tego małego pensjonatu zajmie mi co najmniej tydzień, jeśli solidnie wezmę się do roboty... Nawet nie chciałam myśleć o starej elektryce, hydraulice czy o przeciekającym dachu i nieszczelnych oknach. To było poza moją granicą fizyczną, psychiczną i finansową.
Leżąc wieczorem w wannie przypomniałam sobie o skrawku papieru, który dostałam dziś od tej kobiety pod sklepem. Ciekawość wzięła górę. Owinęłam się dużym ręcznikiem i zeszłam na dół po kurtkę. Pogoda znów się popsuła i teraz rozszalała się burza. Wzięłam kurtkę z wieszaka i sprawdziłam czy drzwi frontowe są zamknięte. Nie należałam do osób strachliwych, ale świadomość leżącego nieopodal lasu i fakt, że najbliżsi sąsiedzi mieszkają dobre pół kilometra stąd nie był raczej uspokajający. Zresztą bliskość sąsiedztwa - jakiegokolwiek - nie miała znaczenia bo sądząc po reakcjach ludzi i tak nikt by mi nie pomógł.
Na górze wyjęłam zwiniętą kartkę z kieszeni, a kurtkę rzuciłam na łóżko. Weszłam z powrotem do wanny, a kartkę wzięłam do ręki. Rozwinęłam ją. Okazała się być wizytówką pamiętającą jeszcze zeszłą dekadę o ile nie dwie.
"Pani Elizabeth Robins - Zielarstwo i bukieciarstwo, 7 Oak Street"
- 7 Oak Street? To w zasadzie bliżej mnie niż sądziłam, że ktokolwiek mieszka.
Dokończyłam kąpiel i przebrałam się w piżamę. Położyłam się do łóżka i postanowiłam, że postaram się odnaleźć przez internet dom mojej nowej znajomej. Całe szczęście, że telefon mi tu działa inaczej nie miałabym żadnego kontaktu ze światem. Znudzona poszukiwaniami i zmęczona po całym dniu zasnęłam.
Szłam korytarzem prowadzącym na poddasze. W ręku trzymałam zapaloną świecę, drzwi na strych zaczęły się przede mną otwierać. U szczytu schodów stali moi rodzice. Wołali mnie, z uśmiechem na ustach. Zaczęłam się do nich zbliżać. Dopiero wtedy zauważyłam, że wyglądają jakoś inaczej. Podeszłam bliżej, a oni odwrócili się w stronę tego co dzieje się na poddaszu i wtedy to zobaczyłam. Dziury z tyłu ich głów i pozlepiane krwią włosy. Czułam jak uśmiech spełza mi z twarzy, odwróciłam się żeby uciec, ale za mną szła babcia. Ubrana w długą czarną suknię ze srebrnym sztyletem w ręce. Krzyknęłam, gdy ostrze zatopiło się w moim brzuchu.
Z ciężkim oddechem usiadłam na łóżku. Koszulka, w której spałam teraz była przyklejona do moich pleców. Serce łomotało w mojej piersi, rozpłakałam się przypominając sobie twarze rodziców. Leżałam w ciemnościach starając się uspokoić oddech. Nagle, zza drzwi mojego pokoju usłyszałam skrzypienie innych otwierających się drzwi. Z przerażenia żołądek podjechał mi do gardła. Naciągnęłam kołdrę wyżej na nos i wsłuchałam się w to co dzieje się na korytarzu.
Przez chwilę nic nie było słychać, jednak po około 2 minutach dało się usłyszeć kroki. Brzmiało to tak, jakby ktoś z poddasza kierował się na korytarz prowadzący do mojego pokoju. Zsunęłam się z łóżka i po cichu przemknęłam do łazienki zamykając ją na klucz. Cała roztrzęsiona weszłam do wanny i położyłam się w niej. Nie wiedziałam co robić, telefon który miałam ze sobą pokazywał godzinę 3 nad ranem. W łazience nie miałam też zasięgu. Łzy leciały po moich policzkach, a ja trzęsłam się z przerażenia. Usłyszałam uchylające się drzwi do mojego pokoju i powolne kroki. Po tym wszystko ucichło. Uniosłam się wsparta na rękach i wytężyłam słuch, wtedy coś mocno uderzyło w drzwi łazienki, które po chwili otworzyły się. Krzyknęłam i zakryłam twarz rękoma modląc się w duchu...
CZYTASZ
Testament
ParanormalWybór czytelników w kategorii Paranormalne w konkursie „Skrzydlate Słowa 2018". Rodzice Ellisy nie żyją od wielu lat. Dziewczyna wierzy w to, że od momentu trafienia do domu dziecka została na świecie sama. Jako wkraczająca w dorosłe życie młoda kob...