Rozdział 50

3.4K 276 2
                                    


- Rob, nie mogę dodzwonić się do Ellisy - byłam zaniepokojona.

- Daj spokój Sam, pewnie załatwia coś ważnego i nie ma czasu - odparł Robert.

- Czuję, że stało się coś złego. Nie odzywa się już od trzech dni. Coś się musiało stać - nie dawałam za wygraną.

- Przestań. Myślisz tak przez to wszystko, co się ostatnio stało z Lukie'm i Elizabeth - powiedział Robert, po czym wyszedł zabierając talerz kanapek i zostawiając mnie samą w kuchni.

Może miał rację. Może przez ostatnie wydarzenia, byłam już przewrażliwiona. W głębi, jednak czułam, że stało się coś złego. Ell zawsze była pod telefonem, a od trzech dni jej telefon był poza zasięgiem. Nie wiedziałam, co robić. Nie bardzo chciałam iść na policję, żeby nie uznali mnie za wariatkę. W końcu Ellisa sama mówiła, że musi wyjechać na kilka dni do Londynu. Ale z drugiej strony, jeśli faktycznie coś się stało, a ja nic nie zrobię? Moje rozmyślania przerwała mama, która weszła właśnie do kuchni.

- Sam, skarbie? Czy wszystko w porządku? - mama od razu wyczuła, że się czymś martwię.

- Sama nie wiem, mamo - odparłam zgodnie z prawdą.

- Coś nie tak z Taylore'm? - zapytała.

- Co? A, nie. Z Taylorem w porządku. Chodzi o Ellisę - dodałam.

- A co się dzieje?

Usiadłam na blacie kuchennym, podczas gdy mama zaczęła przygotowywać herbatę.

- Ellisa zadzwoniła do mnie w niedzielę, że musi wyjechać, w jakiejś pilnej sprawie do Londynu na kilka dni - zaczęłam.

- I? - dopytywała.

- I od trzech dni ma wyłączony telefon. Nie mogę się do niej dodzwonić. Martwię się, że coś się stało - powiedziałam.

- Daj spokój kochanie, może naprawdę ma coś ważnego do załatwienia i nie może rozmawiać, albo zgubiła telefon.

- Może masz rację.

Mama położyła mi dłoń na policzku.

- Wiem kochanie, że się martwisz, ale myślę, że to po prostu negatywny wpływ ostatnich wydarzeń. Ellisie na pewno nic nie jest - musiałam przyznać, że nieco się uspokoiłam.

Byłam po prostu przewrażliwiona. Postanowiłam jednak, że jeśli Ellisa nie odezwie się do mnie jutro, to w piątek pójdę na policję. Miałam wizytówkę detektywa Walter'a. To on zajmował się sprawą Luke'a i Elizabeth. Będzie najlepiej, jeśli to z nim porozmawiam. W końcu, jeśli Ellisie coś się stało, to te dwie sprawy mogły być ze sobą powiązane.


W tym samym czasie


Głowa mi pękała. Byłam totalnie skołowana i nie bardzo wiedziałam, co się wokół mnie dzieje. Oczy mi ciążyły i nie mogłam ich otworzyć. Kilka minut trwało, nim zebrałam w sobie dość siły, by unieść głowę i rozejrzeć się. Wokół mnie panowała ciemność, a na moich nadgarstkach spoczywało coś w rodzaju kajdan. Nogi, także miałam unieruchomione.

Adrenalina wystrzeliła w moich żyłach. Zaczęłam się szamotać, ale nic to nie dało. Słychać było jedynie dźwięk odbijanych od czegoś łańcuchów. Było mi zimno i trzęsłam się na całym ciele. Strach zrobił swoje, więc zaczęłam krzyczeć.

- Ratunku!

Odpowiedziała mi jedynie cisza.

- Niech mi ktoś pomoże! - wrzeszczałam dalej.

W gardle mi zaschło, więc moje krzyki tylko pogorszyły sprawę. Usta miałam spierzchnięte, a ciało obolałe. Nie pamiętałam kompletnie nic, oprócz jaskini i tego, że ktoś ze mną w niej był.

Moja szarpanina sprawiła, że brakło mi sił. Byłam przykuta chyba do jakiejś ściany, bo znajdowałam się w pozycji stojącej. Moje stopy były unieruchomione przy ziemi. Jedynie ręce miały jakąś swobodę ruchów. Czułam, że wyglądam jak ktoś, kogo ukrzyżowano. Było mi niesamowicie zimno w nogi, bo stałam boso. Nie miałam na ciele również kurtki. Ktoś mi ją musiał zdjąć. Przecież w jaskini miałam ją na sobie.

Nie wiem, ile dokładnie czasu spędziłam w tych ciemnościach, ale w końcu usłyszałam czyjeś kroki. Na krótką chwilę kroki ustały, a ja usłyszałam dźwięk przekręcanego zamka, po czym drzwi otworzyły się, a światło które przez nie wpadło, delikatnie mnie oślepiło. Zmrużyłam oczy i nieznacznie odwróciłam głowę. Mokre włosy miałam przyklejone do twarzy. Gdy w końcu mój wzrok przyzwyczaił się do światła, ponownie usłyszałam kroki i ujrzałam czyjąś głowę. Nieznajomy wspiął się po kilku schodkach prowadzących do pomieszczenia, stanął nieruchomo u ich szczytu i wpatrywał się we mnie. Nie byłam pewna, ale wydawało mi się, że ten ktoś ma na sobie coś w rodzaju długiej peleryny z kapturem na głowie.

Postać w końcu poruszyła się i zaczęła iść w moją stronę. Wpadłam w panikę i znów zaczęłam się szamotać w nadziei, że tym razem zerwę więzy i będę mogła uciec. Nic takiego się nie stało.

Postać zbliżyła się do mnie. Jej widok mnie przeraził, bo na jej twarzy widniała paskudna maska.

- Czego chcesz?! - krzyknęłam, starając się nie pokazywać swojego strachu.

- Kim jesteś?! - postać nic nie odpowiadała.

Stała zaledwie kilka centymetrów ode mnie i delikatnie przekręciła głowę w bok. Ten gest przypominał mi psa, który słucha słów swojego właściciela. Było to zarazem zabawne i straszne.

- Gdzie jest Luke?! - ponownie wrzasnęłam.

Postać uniosła dłoń i przystawiając palec wskazujący do maski, gestem nakazała mi zachowanie ciszy. Zadziałało. Nie byłam w stanie wydusić z siebie żadnego dźwięku.

Po kilku minutach, postać odwróciła się i wyszła zamykając za sobą drzwi i odcinając mi dopływ światła. Usłyszałam też szczęk zamykanego zamka i oddalające się kroki. Zostałam sama, otoczona jedynie ciemnością. Zaczęłam się zastanawiać, jak długo byłam nieprzytomna. Mogło to być zaledwie kilka godzin lub też kilka dni. Zdałam sobie sprawę również z tego, że jestem w fatalnym położeniu. Nie mogłam się uwolnić, nie wiedziałam gdzie jestem i nie miałam pojęcia kim był ten ktoś, kto przed chwilą tu był. A co gorsza, nie miałam pojęcia, jakie miał plany wobec mnie. Czułam się bezradna i przerażona. Nikt nie miał pojęcia, gdzie jestem. Nawet jeśli, ktoś zacząłby mnie szukać to nie robiłby tego w Woodshill, ani w bliskiej okolicy. Szukaliby mnie w Londynie, a tam raczej nikt mnie nie znajdzie. Jak mogłam być tak głupia i pomyśleć, że pójście do tych jaskiń będzie wyczynem porównywalnym ze zbudowaniem wieży z klocków. Można powiedzieć, że zachowałam się, jak ostatnia idiotka. Zaryzykowałam tym posunięciem nie tylko swoje życie, ale też życie Luke'a. Zamiast mu pomóc, stałam w ciemnym pomieszczeniu, przykuta łańcuchami do ściany. Kompletnie wycieńczona i bezsilna.

Próbowałam użyć swojej energii, ale ilekroć poczułam pod skórą mrowienie, coś jakby ją blokowało. Czułam to tak, jakby energia próbująca wydobyć się z mojego ciała, po chwili traciła swoją moc i opadała w głąb mojego ciała. Po kilku nieudanych próbach dałam za wygraną, bo jedynym rezultatem moich wysiłków było uczucie wyczerpania. I to nie tylko na ciele, ale również na umyśle. Z żalu i niemocy rozpłakałam się. Czułam, że moje życie dobiega końca, ale nie martwiłam się tym. Martwiłam się tym, że jeśli ja umrę, to nikt ani nic nie będzie w stanie uratować Luke'a...




TestamentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz