Rozdział 56

3.7K 286 7
                                        


Po dwudziestu minutach Hakael wrócił ponownie na górę. Nie wiedziałam, gdzie był, ale teraz to i tak nie było ważne. Moje myśli obracały się wokół kobiety, którą jeszcze godzinę temu uważałam za zmarłą.

- Twoi przyjaciele tu byli - powiedział demon.

- Co? - jęknęłam, nic nie rozumiejąc.

Margaret spojrzała na Hakael'a.

- Znów o nią pytali? - odezwała się.

Demon skinął głową, a babcia odwróciła się w moją stronę.

- Ta mała Doe, zawsze działała mi na nerwy. Mogłam skończyć z nią już dawno temu, byłby spokój, ale nie mogłam ryzykować - powiedziała.

- Czego chcesz od Sam? - wyszeptałam.

- Twoja przyjaciółeczka ciągle się naprzykrza. Mam jej dość! Myślisz, że może zrobić coś głupiego? - zwróciła się do Hakael'a.

- Być może. Chyba coś podejrzewa - odparł demon.

Babcia na chwilę wyszła z pomieszczenia.

- G-gdzie jesteśmy? - wydukałam resztką sił.

Demon podszedł do mnie i uniósł moją twarz.

- Jeszcze się nie zorientowałaś? - zapytał śmiejąc się z niedowierzaniem.

Nie wiedziałam, o co mu chodzi. Rozejrzałam się wokół, ale dalej nie rozumiałam. Demon pokręcił głową i sięgnął do kieszeni.

- A to, ci coś mówi? - zapytał, podstawiając mi pod nos stary klucz.

Przez chwilę się zastanawiałam, a potem moje oczy rozszerzyły się ze zdumienia.

- Klucz do poddasza. Ale, jak... - Boże, to się nie dzieje naprawdę.

- Dobrze, że niejaki pan Wright dostarczył ci go wcześniej. Wszystko poszło szybciej, niż się spodziewaliśmy, a drogi Luke nam go dał, oczywiście pod lekkim przymusem - wyszczerzył zęby w uśmiechu, a ja znów poczułam łzy.

Boże, gdyby nie to, że prawnik babki musiał wyjechać, być może teraz to wszystko nie miałoby miejsca. Chociaż myślę, że babka, by go zabiła, żeby zdobyć klucz. Zapomniałam, że Luke wziął go kiedyś ode mnie. Hakael wiedział, że właśnie pojęłam, co Luke musiał przejść już na samym początku, żeby oni mogli zdobyć klucz.

- Nie rób takiej smutnej miny kochanie - rzucił z rozbawieniem, a w tym samym momencie na poddasze weszła Margaret.

Niosła w ręce mój telefon. Widziałam, że włącza go, a po chwili wybiera numer. Z niedowierzaniem patrzyłam, jak podrabiając mój głos - a robiła to doskonale - prowadzi z kimś rozmowę. Zrozumiałam, że rozmawia z Sam. Uspokajała ją, zapewniając, że wciąż jestem w Londynie i żeby nie naprzykrzała się Arthurowi. Mogłam krzyknąć lub dać jej jakikolwiek sygnał, że coś jest nie tak, ale bałam się, żeby i jej nie zrobili krzywdy. Po chwili babcia zakończyła rozmowę i ponownie wyłączyła mój telefon.

- Mam nadzieję, że nie jesteś zła, skarbie, ale powiedziałem twojej przyjaciółce, że jesteśmy rodziną - powiedział demon.

- Spierdalaj! - odpyskowałam mu, za co znów dostałam w twarz, tym razem od babci, więc cios nie był, aż tak silny.

Demon odszedł na bok wciąż uśmiechając się w moją stronę. Po chwili machnął ręką, a w pomieszczeniu pojawił się Hades. Pies warczał i jeżył się patrząc na mnie, ale ostatecznie położył się obok nóg demona.

TestamentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz