Rozdział 59

3.7K 300 10
                                    

Miotałam się po poddaszu wykrzykując imię demona, ale nic się nie działo. W końcu zeszłam na dół. Faktycznie, znajdowałam się we własnym domu. Zamknęłam poddasze na klucz i zeszłam do kuchni. Usiadłam przy stole. Próbowałam wymyślić, dlaczego demon zabrał ciało Luke'a i zniknął. Za oknem szalała burza i nie było prądu, więc znów siedziałam w ciemnościach, tym razem jednak, byłam tu całkiem sama. Nie było duchów, nie było demona, nikogo nie było. Przesiedziałam na krześle do świtu. Burza minęła, ale prądu nadal nie było. Byłam wycieńczona. Musiałam się ruszyć i zrobić coś ze swoim ciałem. Przy pomocy wody i magii doprowadziłam się do porządku. Wszyscy myśleli, że byłam w Londynie. Nie mogłam pokazać się ludziom z oznakami wycieńczenia. Nie mogłam nikomu powiedzieć o wydarzeniach na poddaszu. Jak miałabym to wytłumaczyć. To, że moja babka nie umarła, ale pies znajomego demona ostatecznie ją zabił, po tym jak duch mieszkający w moim domu wyssał z niej większość mocy. Jak miałabym wytłumaczyć to, że Luke, którego szukała policja, zginął na moim poddaszu od ciosu sztyletu w serce, który notabene, zadała mu moja babka nieboszczka. Zresztą demon zabrał ciało Luke'a, więc pewnie nikt go nigdy nie znajdzie, a w końcu jego uznają za zmarłego, a sprawę za nierozwiązaną. Pewnie dlatego demon zabrał ciało. Ja nie wiedziałabym, co z nim zrobić, żeby nikt nie powiązał jego śmierci z moim domem i ze mną.

Po południu, wyglądałam całkiem przyzwoicie. Ponownie wspięłam się na poddasze. Przyniosłam ze sobą kilka świec, bo nie było tam żadnego innego źródła światła. Posprzątałam popiół, jaki został z mojej babki. Stwierdziłam, że kiedyś go pochowam, tam gdzie znajdował się jej grób. Na cmentarzu, tam gdzie jej miejsce. Uprzątnęłam wszystkie naczynia, które Margaret przygotowała do rytuału i przy użyciu magii pozbyłam się okręgu, który Hakael wyrył na kamiennej posadzce. Łańcuchy, w które byłam zakuta, wciąż tkwiły w ścianie, ale nie miałam czasu się ich pozbyć, a magia na nie nie działała. Poszłam również do pomieszczenia, z którego Margaret przyciągnęła Luke'a. Drzwi były zamknięte, ale te bez problemu otworzyłam przy użyciu mocy. Wewnątrz było pusto. Na ziemi, znalazłam jedynie ubranie Luke'a i jego telefon. Był wyłączony. Pozbierałam wszystkie rzeczy i przy okazji znalazłam też swój telefon. Włączyłam go, zobaczyłam SMS-y od Sam i nieodebrane połączenia od różnych osób. Nie miałam czasu ani ochoty sprawdzać tego, kto do mnie dzwonił. Usiadłam na podłodze poddasza i wpatrzyłam się w tapetę na moim wyświetlaczu. Było na niej zdjęcie moje i Luke'a. Zrobił je kiedyś, gdy byliśmy na spacerze w lesie. Uśmiechnęłam się na wspomnienie tamtego popołudnia. Byłam wtedy taka szczęśliwa. Myślałam, że po tych wszystkich latach w samotności, znalazłam kogoś, z kim będę dzielić życie. Nie znaliśmy się długo, ale czułam, że to on. Czułam, że to z nim chcę być, a teraz? Teraz już go nie było, a ja znów zostałam sama na świecie. Na dodatek musiałam udawać, że zdarzenia ostatnich kilku dni, w ogóle nie miały miejsca.

Zeszłam na dół i zadzwoniłam do Sam. Pilnowałam się, żeby mój głos brzmiał normalnie, choć w duchu, krzyczałam z żalu.

- Halo, Ell? Kiedy wracasz? - nie byłam pewna, co moja babka mówiła Sam, gdy nie wiedziałam, że do niej dzwoniła. Musiałam się pilnować.

- Hej, Sam. Właśnie wróciłam. Jestem już w domu, więc jutro mogę przyjść do pracy - powiedziałam.

- Dzięki Bogu - rzuciła Sam - ale jutro jest sobota, więc nie musisz iść do pracy.

- No tak, zapomniałam - skłamałam.

- Ell, wszystko ok? - Sam brzmiała dziwnie, bałam się tego, co mogła wcześniej słyszeć od mojej babki.

- Tak, Sam. Jeśli chcesz to wpadnij - rzuciłam.

I chociaż nie miałam ochoty na odwiedziny, postanowiłam, że im szybciej nauczę się przebywać wśród ludzi, tym lepiej.

TestamentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz